sobota, 26 sierpnia 2017

Od Remiela CD Davida

Stał niczym marmurowy posąg. Żar skutecznie powstrzymywał go napieraniem na barierę. Musiał znaleźć coś co przerwie obręcz. Dyskretnie rozglądał się za czymkolwiek użytecznym, w czas gdy ludzki pomiot gadał od sensu. Wyciągnął z kieszeni coś co wyglądało jak średniej wielkości złote jajo z runami. W tym właśnie momencie sędziwa drabinka urwała się i uderzyła prosto w chłopaka, zaskoczony runął jak długi, nadziewając się na ogień. Krzyknął. A niech się smaży. - pomyślał nieżyczliwie. Znów mógł rozwinąć złożone skrzydła. Wyszedł z kręgu. Mimo rany na wysokości brzucha, brązowooki przekręcił jajko, a ono zabłysło. Anioł również. Złapał się za pierś, pierwszy raz czuł jak ktoś wyrywa z niego łaskę. Ten ucisk, ból... Jakby niewidzialna ręka robiła mu gastroskopię i wyszarpywała wnętrzności. Kolana lekko się pod nim ugięły, ale oczy płonęły niczym żywy ogień jak u salamander. Zrobił chwiejny krok i z całej siły nadepnął na jajko oraz na dłoń zaciśniętą wokół niego. Chrupnęły połamane kości, a metal pod jego nogą sprasował się jak pieniądz na szynach. Remiel odzyskał oddech, nagle bombardowany pociskami z anielskiej stali. Widocznie wściekły poderżnął gardło niebieskowłosemu jednym ze skrzydeł, akie ukazały się na jego plecach. Krew pobrudziła chodnik, a przeciwnik upadł. Spojrzał na tego drugiego, pod jego nogami. Nadal przydeptywał zmiażdżoną rękę. Na twarzy czarnowłosego nie było widać strachu a nienawiść, głęboką i ostrą. Położył dłoń na jego głowie, nie zdążył nawet krzyknąć nim struny głosowe i sam ich właściciel spłonęli. Został tylko czarny szkielet w wygniecionych i poplamionych szmatach. Odwrócił się i zrobił dwa kroki, wyglądając z zaułka. Nagle runy znów zabłysły, a archanioł się odwrócił. Jego oczy zwęziły się w momencie gdy zobaczył biało błękitną wstęgę z każdej rany prowadzące prosto do dziwnego jajka z runami. Samo się naprawiło? Wróciło do poprzedniego stanu? Cholera. Jak mógł zignorować nawet te małe rany? Idioto... Żyjesz setki, eony lat i zapominasz o takich rzeczach? Wydał z siebie zduszony jęk, gdy nagle jego ciałem szarpnęło.
- Moja łaska... - wykrztusił.
Kolejne szarpnięcie. Jego ciałem wstrząsnął dreszcze. Opuszczało go... Wszystko. Upadł na kolana, a później zemdlał nim twarz dotknęła bruku.
Przebudził się dwie minuty później. Czuł zimno podłoża. Podniósł się ociężale. Dotknął swoich pleców. Nic tam nie było. Jedyne co po nich zostało to purpurowy tatuaż na plecach. Został człowiekiem? Stracił moc... Skrzydła... W końcu kimże jest anioł bez jego najcenniejszych atrybutów? Jeśli ma ludzkie ciało jak on, zostaje przyziemnym. Fajnie byłoby nim być gdyby nie to że on... nie przeżyje jednego dnia. Taka jest prawda. Nie poradzi sobie. Nie rozumie człowieczeństwa. Nigdy nim nie był. Jest bezradny i... Oni potrzebują jedzenia, picia, ubrań... pieniędzy... a on nie umie zarabiać, bo nie zna się dosłownie na niczym. Ta perspektywa go... przerażała. Bardzo przerażała. Stracił kontakt z anielskim radiem, zmysły... podstawionego pod nos skrzydlatego nie rozpozna. Nie wiedział co to znaczy być Kehrseite. Musi znaleźć Davida. Później będzie panikować. Później.
Teraz to jego ulubione słowo.
Podniósł lekko zakrwawione jajko i schował do kieszeni. Nigdy nie był w takiej czarnej dupie... Ale nie może być tak źle, prawda? Prawda? Gdyby wtedy, zabrał ich oboje zamiast strugać wariata... ale nie... Po co? Wielki pan świetlisty się znalazł...
Wyszedł z zaułka i rozejrzał się. Pod swoim własnym adresem rzucał obelgi przez całą drogę, gdzie dupa wołowa to przy nich komplement. Znalazł go. Na szczęście. Z ulgą stwierdził, że nic mu nie jest. Na uwagę chłopaka, pokręcił głową.
- Krew nie przestaje płynąć. - powiedział jednak pod spokojnym głosem kryła się nutka niedowierzania. - Idziemy stąd, tu nie jest bezpiecznie.
Złapał go za przedramię i pociągnął  między blokowiska. Zaczął biec.
- Dlaczego nie polecimy? - zapytał tryton, a archanioł nagle wydał się rozzłoszczony.
Skręcił w kolejną uliczkę.
- Bo mi je odebrano. Odebrano mi coś co nazywamy Łaską. Boską moc. Jestem teraz człowiekiem.
Szybko się męczył, nie potrafił poprawnie oddychać, miał dziwne uczucie w żołądku i bolały go nogi po przebiegniętych kilku uliczkach, ponadto krwawił. Uciążliwa była rana na prawym ramieniu. Czyżby utknął tam pocisk?
Oparł się o mur, oddychając ciężko.
- Bycie człowiekiem jest do kitu. - stwierdził osuwając się i siadając na ziemi.
Po chwili dopiero jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Boże drogi w Niebiosach, jestem człowiekiem!
Spojrzał na Davida z kompletną zgrozą na twarzy. Nie wiedział co ma robić. Głos w jego umyśle zaśmiał się szyderczo. "Tak to już jest, gdy zdasz sobie sprawę, że tym razem to nie ty rzucasz kości". Remiel nigdy nie był zdany na kogokolwiek, a teraz... Toż on nawet sobie kanapki nie potrafiłby zrobić! Wstyd! Być tyle wśród ludzi i nie interesować się ich życiem.
- Ja... Nie umiem...
... Być jak oni.

David?

piątek, 25 sierpnia 2017

Od Koneko C.D Sakura

 Dobrze mi się spał, żadne koszmary mnie nie odwiedziły tej nocy  i nie obudziły, jednak  tego ranka coś innego mnie obudziło z długiego,przyjemnego snu, a był to chłodny i  przyjemny wiaterek, który namawiał mnie do otworzenia swoich ślicznych kocich oczów, które delikatnie, wtedy otworzyłam, budząc się ze snu.Obudzona ze snu przetarłam swoje zaspane oczęta spoglądając w okno, wtedy  zaważyłam że okno jest w pokoiku uchylone i  stąd dochodził wiaterek, który mnie ze snu obudził,wiec wtedy już o tym wiedząc delikatnie się podniosłam z łóżka zamierzając wstać z niego i podejść do okna żeby go zamknąć, jednak właśnie wtedy  weszła moja właścicielka do pokoju i z uśmiechem na twarz   podeszła do mnie przytulając mnie na powitanie. To było strasznie słodkie i miłe, jednak tego ranka nie byłam tak wesoła jak moja właścicielka , wiec nie cieszyło mnie to jak zawsze, ponieważ nadal byłam zmartwiona oraz zamyślona  wczorajszą sytuacją, którą naprawdę nie rozumiałam i jeszcze się denerwowałam  dzisiejszym pierwszym dniem szkoły, lecz wtedy nie chcąc  martwić mojej ukochanej Sakuro-chan, próbowałam to ukryć grzecznie się z nią witając  odpowiadałam na jej pytania, lecz to wszystko było sztuczne,nie wesołe i energetyczne jak zawsze.To wszystko się po prawiło, po śniadaniu, gdy byłam pojedzona i ubrana, ponieważ  nieśmiało poprosiłam moją właścicielkę o zrobienie mi fryzury, która mnie rozweseliła tego dnia  i dzięki temu z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy  mogłam ruszyć   do szkoły!Wzięłam wiec plecak leżący na kanapie, który ubrałam na plecy i ruszyłam wychodząc z domu razem z Sakuro-chan, którą trzymałam za rękę  w stronę szkoły. Przed wejściem do szkoły do której bezpiecznie i szybko dotarłam odebrałam od mojej właścicielki pudełeczko z śniadaniem, które dla mnie zrobiła, po czym pożegnałam się z nią i od niej odeszłam wchodząc do szkoły.   Będąc w środku zobaczyłam na korytarzach, najróżniejszych  dzieciaki , lekko onieśmielona i zawstydzona  ruszyłam powolnym krokiem zaciskając mocno ramienia swego plecaka z denerwowania  w kierunku szatni. Gdy dotarłam do szatni i przebrałam buty oraz z niej wyszedłem zadzwonił dzwonek na lekcje, przez którego praktycznie wszyscy, konkretnie dzieci pobiegły do swoich klas.Niestety, ja nie wiedziałam do której klasy miałam pobiec, wiec szłam korytarzem rozglądając się i szukając swojej nauczycielki  Camy z którą miałam mieć pierwszą lekcję, nagle  zauważyłam dwie dziewczyny, wychodzące z toalety i w tym momencie potknęłaś się o jedną z wystających płytek i upadłam na zimną posadzkę. Dziewczyny zatrzymały się,  spojrzały na mnie i zaczęły się śmiać ,po czym nawet mi nie pomogły, po prostu bez słowa w śmiechu pobiegły ode mnie. Zażenowana tą sytuacją podnosiłam się z ziemi, aż pewnej chwili pewna dziewczynka o rudych włosach  podeszła do mnie i podała mi  pomocną dłoń pytając się troskliwie.
~~~~
- Nic Ci nie jest?
 ~ Nie, dzięki za pomoc - Chwyciłam dłoń dziewczyny.
 -  Nie przejmuj się tymi dziewczynami takie już są! - Powiedziała rudowłosa dziewczyna pomagając mi wstać - Po za tym co tu taj robisz?... Przecież już dawno był dzwonek na lekcje -
~ J-Ja nie wiem do której klasy mam iść...Chyba się zgubiłam się - Odpowiedziałam nieśmiało
- Rozumiem...Jesteś tą nową uczennicą, która miała do mojej klasy dołączyć...Właśnie przed sekundą nasza wychowawczyń  Cama, poprosiła mnie, żebym cię znalazła i zaprowadziła do klasy - Rzekła - Mam na imię Ali..A ty ? - Przestawiła się i zapytała
 ~ Kaneko Toujok - Przestawiłam się cichutko
- Oooo...Jak słodko - Powiedziała uśmiechnięta - Chodźmy wiec Kaneko do naszej klasy - Odparła łapiąc mnie za rękę
 - Mh..- Odparłam krótko  idąc za nią
~~~~~
Ali szybciutko zaprowadziła mnie do klasy w której już każdy grzecznie  siedział przy swej ławce, oczekując na rozpoczęcie lekcji. Była to lekcja  plastyki, wiec chyba ulubiona lekcja w szkole!


 Docierając do sali  i do niej wchodząc razem z Ali wszyscy od razu zaciekawień popatrzyli na mnie,wtedy  zaczynałam się strasznie denerwować że  lekko zaczęłam się trząś . Came widząc to, podeszła do mnie i poczochrała mnie po włosach, w tym momencie  Ali odeszła ode mnie i usiadła przy swojej ławce, po tym czasie  Came, przestała czochrać mnie  po włosach  szepnęła mi do ucha nachylając się do mnie :
~~~~
- Nie denerwuj się tak! Będzie dobrze! - Odsunęła się i puściła mi oczko, wtedy uśmiechnęłam się  do niej lekko uspakajając swoje nerwy,  właśnie wtedy Cama także się uśmiechała, po czym spojrzała na swych  uczniów mówiąc wtedy -  Od dziś dotłoczyła do nas  nowa uczennica, którą teraz tu widzicie, mam nadzieję że miło ją przyjmiecie i się z nią zaprzyjaźnicie.
~~~~
Po słowach Camy , każdy do siebie zaczął szeptać że zrobiło się strasznie głośno, że Cama, wychowawczyni mojej klasy musiała uciszyć klasę,gdy jej się to udało poprosiła mnie żebym się przestawiła klasie oraz coś o sobie powiedziała, wiec tak zrobiłam, przestawiłam się i coś osobie powiedziałam :
~~
~ "Nazywam się Kaneko Toujok , interesuję się muzyką, sztuką.Bardzo lubię też uprawiać najusłużniejsze sporty.
~~~
 Po przedstawieniu  się  i coś osobie opowiedziawszy, Cama wyznaczyła mi ławkę przy której miałam siedzieć i przy której po chwili usiadłam, wtedy nasza wychowawczyń oznajmiła że dzisiejszą lekcję plastyki mamy wolną do rozmów i poznania się, wtedy po tej nowinie każdy z mojej klasy  do mnie podszedł, przestawiał się i zemną rozmawiał. Było to strasznie miłe, rozmawiać z osobami z swego wieku o swoich zainteresowaniach itp.
Czułam się wtedy naprawdę fajnie że  rozmawiając stawałam się odważniejsza i pewna siebie, po prostu wyluzowałam . Rozmowa z koleżankami i kolegami trwała aż do przerwy! Tak dobrze mi się z nimi rozmawiało!Niestety po przerwie zaczęła się koleina lekcji, przy których nie mogliśmy tak luźno ze sobą rozmawiać, ponieważ  zaczęliśmy się  czegoś uczyć. Oczywiście dzisiejszego dnia, prze zemnie lekcje były luźniejsze, wiec każdy się cieszył, jednak jak lekcję takie były, to miały swój urok, ponieważ były strasznie zabawne i ciekawe oraz czegoś nas uczyły, a zwłaszcza lekcja Historii, na której rozmawialiśmy o legendach mitycznych istot.  Każdy wtedy wymieniał jedną z mitycznych istot o których nasz nauczyciel historii opowiadał. Byłam podważeniem że tyle wiedział o mitycznych stworzeniach, dlatego zaciekawiona  uważnie go słuchałam, aż wpadła moja kolej żeby wymienić mityczną istotę, którą opowie nauczyciel, wtedy bez namysłu zapytałam o Servampach. Zaskoczyłam się że nasz nauczyciel historii, taki prosty człowiek, coś o nich wiedział! Coś interesującego, co pomogło mi zrozumieć siebie ,a było to że :
~~
  ''Servampy, istoty duchowe i przeklęte urodziły się przez siedem odłamków  duszy  wszechmogącej istoty chowancowej, która kiedyś była strażnikiem bronionym od złego bram niebios, lecz zdradziła Boga raniąc go w czuły punkt, przez namową jego syna Lucyfera, przez którego wszechmogąca istota chowańcowa  stała się bestią, która wyrządziła wiele złego, lecz   została pokonana i ukarana rozszerzaniem  na siedem trzęś,  przez  wykroczeń przeciwko Bogu. Rozszarpane  cześć bestii zamieniły się w ciężkie wyczynione przez nią    wad, a inaczej ciężkie grzechy, które zostały zapieczętowane  na magiczną tablice łącząca się z odległym wymiarem, w której odrodziła się rasa Servamp. 
Legenda głosiła że tablicę Bóg podarował ludziom żeby wiedzieli że przez uczynienie tych głównych grzechów zostaną przez niego ukarań.Przez ten wybór pozwolił innym  istotą ją wykorzystać na swój sposób! Na przykład wiedźmą, które uwolniły te grzechy gównem z tablicy czyli Servampy, zamieniając ich w swoje chowańce, czyli zawarcie z nimi kontraktu przez podarowaną rzecz oraz nadanie  imienia i zapieczętowanie tego krwią, którą Servampy piły, ponieważ Servampy  były pół duchowym zwierzęciem oraz  pół wampirem   odpowiadają siedmiu grzechom głównym: Lenistwo, Pycha, Chciwość, Nieczystość, Nieumiarkowanie, Gniew i Zazdrość, które walcząc, broniąc się  lub władając swoją pełną  mocą potrzebowały krwi, dlatego tak zawierało się pakt z tymi istotami, bo  są wtedy zobowiązani stać u  boku  aż do śmierci właścicielowi .  Tym którym się nie udało zawarć pakt z tymi istotami zostały przez nich opętane lub zabite, a tym którym się udało, to posiadały potężnego chowańca, który służył  aż do śmierć .''

~~~~

Po niesamowitej lekcji historii oraz innych lekcji nadeszła najdłuższa oczekiwana przerwa śniadaniowa  przy której było można coś zjeść i kupić,  wiec wtedy wyciągnęłam z plecaczka pudełeczko śniadaniowe zawinięte różową haftowaną chusteczką , którego wcześniej schowałam do plecaka i wyszłam z klasy, wtedy każdy z mojej klasy rozszedł się  w pewne miejsca żeby spokojnie zejść swoje  śniadanie, wiec żeby nie być najgorsza też tak zrobiłam.  Wyszłam na dwór szkolny i pod drzewem usiadłam wygodnie, otworzyłam pudełeczko i zaczęłam jeść swoje śniadanie. Spokojnie sobie jedząc usłyszałam za sobą głos wiec  odruchowo odwruciłam się do tyłu i zobaczyłam przed sobą wysokiego  szatyna, który trzyma w ręku różową chusteczkę, wtedy rozpoznałam ją, była moja, chcąc to powiedzieć chłopakowi on się wtedy odezwał  do mnie :
~~~~
  - "Widziałem jak Ci wypadło!" - Powiedział z uśmiechem.
  ~ O dzięki! Nie zauważyłam! " - Odwzajemniłam uśmiech odbierając od chłopaka chusteczkę
- A tak w ogóle jestem Alex, a Ty?" - Przestawił się i zapytał się zaciekawiony
 ~ Kaneko Toujok  i jeszcze raz dzięki za , no... chusteczkę no" - Powiedziałam lekko się rumieniąc 
- Nie ma za co!- Podrapał się za głowę - Ale masz słodko smakowite wyglądające  w pudełeczku śniadanie - Kontynuował rozmowę
~ Tak mówisz...- Spojżałam na pudełeczko - Chcesz spróbować ? - Zapytałam
- Mogę? - Zapytał zaskoczony
 ~ Pewnie!.- Odparłam
 - No dobrze, jak się zgadzasz ...- Usiadł koło mnie - Skosztuje - Dotykając mnie wziął mi sztuce i spróbował mojego śniadania  - Pychota !- Powiedział zadowolony, ja wtedy zawstydzona zarumieniłam się 
~~~~
 Jeszcze chwilę jedząc śniadanko razem z nim rozmawiałam z chłopakiem, jednak wtedy oczywiście cały czas gościł na miej twarzy czerwony rumieniec. Gdy pudełeczko śniadaniowe stało się puste,to wtedy pożegnałam się z Alexsem i wróciłam do szkoły, jednak nie do swej klasy, ponieważ chciałam najpierw pójść do do łazienki, by się ogarnąć. W momencie, gdy miałam wejść do łazienki , ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. 
Zaskoczona tym, miałam mętlik w głowie! Nie wiedziałam co robić a ni co o tym myśleć!W końcu "Mój porywacz" zatrzymał się.  Zorientowałam się, że wyszliśmy ze szkoły oraz ze byliście na tylnym ogródku szkoły, wtedy spojżałam na swego porywacza, który trzymał  mnie nadal za rękę
 Był to blondyn, dość wysoki i nieziemsko przystojny. Nagle chłopak przycisnął mnie do ściany i chciał pocałować.
 Ja w ostatniej chwili w panice popchnęłam go od siebie, krzycząc cała czerwoniutka :
 ~~~~
~ C-Co T-Ty W-Wyprawiasz! ...Jak śmiesz !
 - [Uśmiechnął się i lekko się zaśmiał]
 ~ C-Co cię tak śmieszy!- Tupnęłam calutka zaczerwieniona nogą
- Ty!...Nie jesteś taka jak większość tych lafirynd w tej szkole   - Odpowiedział w usmiechu
~ Co!
-Nic kochaniutka, uznoimy że wykonałem na tobie test, który zdałaś - Puścił mi oczko
~ YYYY
 - Nie martw się, będzie ich więcej -  Złapał do ręki mój kosmyk włosów - Po za tym mam na imię Maks - Przestawił się -  Do następnego księżniczko - Pocałował mój kosmyk włosów i odszedł, ja chwilowym szoku stałam sparaliżowana w miejscu 
~~~~
  Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję, wtedy się ocknęłam i szybko ruszyłam do szkoły, po czym do łazienki w której szybko się ogarnęłam i po tym poszłam na lekcję. Cały czas myślałaś o chłopakach, których poznałaś na przerwie śniadaniowej. Po lekcji wyszłaś na korytarz, wtedy nagle wpadły na mnie dwie dziewczyny, te same które śmiały się w szatni ze mnie za niezdarny mój wypadek  i które zaczęły mnie przepraszać za wcześniejszą sytuację. Okazało się że one były siostrami Maksa, który widział cały wypadek z ranna i kazał im  mnie przepraszać, no cóż ich przeprosiny były szczere wiec je przyjęłam, wtedy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać poznając sowie imiona i zaprzyjaźniając się.
Dziewczyny okazały być w bliższym kontakcie  bardzo zabawne i mądre że świetnie  się   było z nimi  bawić na przerwie i rozmawiać . Nawet pod koniec przerwy na pożegnanie podarowały mi bransoletkę przyjaźń.
Bransoletka była zrobiona z srebra i ze skóry w kolorze granatowo białym .
 Posiadała wisiorek nieskończoność i ptaszków oraz miała plakietkę z napisem ''Best Frend'
 Zadowolona po otrzymaniu prezentu, grzecznie za niego podziękowałam  oraz pożegnałam się z dziewczynami jak zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję, na którą po pożegnaniu ruszyłam.Ostania lekcja była zwyczajna. Szybko minęła, wiec gdy się skończyłam szybciutko poszłam do szatni z znajomymi, przebrałam buty, pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam ze szkoły.
Zobaczyłam wtedy przed bramą czekającą moją ukochaną właścicielkę.  Nie wiem dlaczego , jednak strasznie  się za nią stęskniłam, nawet jak nasza  rozłąka nie była strasznie długa! Wdząc ją wtedy przed bramą umierałam ze szczęścia, wiec dlatego energicznie pobiegłam do niej w postać kotka, po czym  wskoczyłam na jej ręce zamieniając się wtedy w dziewczynkę i ją przytuliłam. Właśnie wtedy obie przewróciliśmy się na ziemie , lecz nic nam się nie stało. Zaczęliśmy się z tego śmiać, po czym Sakuro-chan przestając się śmiać spojrzała na mnie w uśmiechu  i mnie poczochrała po włosach witając mnie .
~~~~
- Witaj Neko-chan !
~ Sakuro-chan - Przytuliłam ją znów miziając się jak kotek 
- Neko-chan..To łaskocze!..Przestań - Zaczęła się śmiać 
~ Sakuro-chan..- Przestałam i ją puściłam 
-Tak ? -Wtedy wstała z ziemi razem zemnie 
~ Strasznie się za tobą stęskniłam - Chwyciłam ją za ramię i przytuliłam 
- Naprawdę?!..Ooo..Jak słodko - Pogłaskała mnie połówce, a ja zarumieniłam się zadowolona - A powiedz mi jak tam pierwszy dzień w szkole ? -Zapytała ruszywszy w stronę domu 
~~~~
Właśnie wtedy przez całą drogę do domu z wielkimi emocjami zaczęłam jej opowiadać co się dziś w szkole wydarzyło oraz czego się dowiedziałam i nauczyłam

(Sakuro-Chan)

wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Sakury CD Koneko

Zrozumiałam obawy Neko, ale ona nie miała się czego bać. Chciałam ją jakoś pocieszyć. Jak tylko zbliżyłam się i zaatakowałam ją łaskotaniem co było trochę mniej miłym uczuciem, gdyż spadłyśmy na ziemię. Nie mniej jednak było to warte. Neko się uśmiechnęła i rozluźniła. Leżąc pod nią na ziemi spojrzałam się w jej oczy. Były inne niż na co dzień. Sama nie wiem dlaczego, ale w jej oczach przez pewien czas można było zobaczyć żądze krwi. Jednak ocuciła się. Oddaliła się ode mnie. Siedząc w koncie i zadając sobie pewnie pytania w głowie. Podeszłam do niej i ją przytuliłam mocno. Ona jakby nie wiedziała co się stało, zasnęła w moich ramionach.
~~~~~
 Zaniosłam ją do łóżka. Przykryłam kocem bo dzisiejsza noc zapowiadała się ciepła. Zgasiłam w pokoju światło, a sama się udałam do salonu. Tam otworzyłam księgę w której chciałam znaleźć coś na temat samego zachowania mojej małej Neko. Niczego się nie doczytałam, bo mój telefon zawsze wyczuł ten moment w którym musi dzwonić. Na szczęście miałam włączone wibracje. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam się na wyświetlony numer oraz nazwę "Czas do pracy". Odebrałam telefon i dostając odpowiednie wskazówki musiałam się do niej wziąć. Spojrzałam jeszcze na Neko czy śpi, ale ona spała jak kamień. 
~~~~
Założyłam swoją maskę lisa oraz wzięłam swój miecz. Miałam nadzieję, że nie będę musiała go wykorzystać. Dzięki swojemu motorowi byłam na miejscu bardzo szybko. Spojrzałam się na uliczkę. Już wiedziałam, że mój zleceniodawca musiał mnie wplątać w brudną robotę. Co prawda nie potrafię zabić człowiek bez zapoznania się z nim, ale jakby sytuacja tego wymagała to bym jedynie go unieruchomiłam. Zwłaszcza, że nauczyłam się o czułych punktach człowiek, demona, wampira i innych ras... Rozprawienie się z małą bandą było łatwe, chociaż mogę przyznać, że ich atak z zaskoku tyloma pociskami był skuteczny w jednym procencie. Dostałam kilkoma kulkami, ale były to tylko małe zadrapania. Związałam ich łańcuchami, aby nie uciekli. Zatarłam po sobie ślady i czekałam na dachu jednego z budynków, aby poczekać aż policja przyjedzie i się nimi zajmie. Moja nagroda czekała na mnie w skrzynce pocztowej. Wzięłam kopertę do reki, zdjęłam maskę i pochowałam wszystkie rzeczy wraz z moim motorem. Ponownie wróciłam ze wschodem słońca. 
~~~~
Wykąpałam się, przed tem zaglądając do pokoju czy mała Neko śpi. Spała tak uroczo, że zrobiłam jej aż zdjęcie. Miałam zamiar je wywołać i podarować jej kiedyś. Ubrałam się i nie miałam zamiaru już iść spać. Nie opłacało mi się położyć spać na tą godzinę. Przygotowałam śniadanie, wyjęłam ubranka dla Neko do szkoły i przygotowałam jej śniadanie do szkoły. 
Poszłam do pokoju, a ku mojemu zdziwieniu Neko, akurat wstawała. 
- Witaj maleńka! - podeszłam do niej i mocno się do niej przytuliłam. - Wyspałaś się? - spojrzałam na nią.
- Tak, wyspałam się i to bardzo - powiedziała jeszcze trochę zaspana, ale martwiło mnie to, że jej uśmiech był niepewny. - Chodź na śniadanie. Ubrania do szkoły masz już przygotowane w łazience - Neko poszła w ciszy co mnie powoli nie pokoiło, ale nie chciałam się za bardzo wtrącać. 
Zjadłyśmy śniadanie, ja posprzątałam, a Neko poszła się przygotować.
- Sakura... - usłyszałam cichy głos Neko. 
- Co się stało? - spojrzałam w jej stronę. Zobaczyłam w jej ręce szczotkę. Wzięłam od niej szczotkę, oraz wstążki jakie to miała w drugiej ręce. Mała usiadła grzecznie na krześle, a ja zaczęłam robić jej nową fryzurę na dzisiejszy dzień. Zrobiłam jej u góry warkocza do połowy głowy po czym zrobiłam koka. Wstążkę użyłam do tego, aby przy koku zrobić kokardkę, która przepięknie się ze wszystkim komponowała. 
- Proszę, gotowe. I jak ci się podoba? - spojrzałam na nią, a jej buźka rozpromieniała i pokazał się długo wyczekiwany uśmiech. 
- Jest pięknie. Dziękuję ci - uśmiechnęła się, a ja pogłaskałam ją delikatnie po głowie. - Powinnyśmy już iść, aby się nie spóźnić - dodałam, a ona wesoło poszła po swój plecak. 
Ja jak zawsze wzięłam założyłam swoją pelerynę, oraz torbę. W torbę spakowałam słuchawki, bo wiedziałam, że jak będę wracać to będę sama. Neko zaczęła pogawędkę na temat jej kolorowego snu. Dzięki czemu nasza droga do szkoły szybko się minęła. 
- Neko to ja ciebie zostawiam pod opieką Camy. Przyjdę po ciebie jak skończą się lekcje tak mniej więcej około czternastej, dobrze?! - spojrzałam na nią, a ona wesoło się uśmiechnęła.
- Dobrze! - odparła radośnie tuląc się do mnie. 
- Tutaj masz swoje śniadanie - wręczyłam jej pudełko zawinięte w różową chusteczkę. Pocałowałam ją w czoło na pożegnanie. Neko radośnie pomachała mi ręką, a ja jej odmachałam. Jak tylko zniknęła mi z oczu, założyłam swoje słuchawki. Musiałam załatwić kilka ważnych spraw i spotkać się z kilkoma osobami, więc nie miałam czasu, aby zjeść drugie śniadanie czy też się przespać. Musiałam jak najszybciej wszystko załatwić, aby się nie spóźnić odebrać mojej małej Neko. Nie chciałam w pierwszy dzień szkoły nie przyjść na czas i ją zawieść.

<Neko?> ^_^

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Koneko C.D Sakura

Docierając na miejsce podeszliśmy do dużych drzwi przez które przeszliśmy do środka ogromnego budynku zwanego szkołą. Będąc wewnątrz szkoły i idąc długim korytarzem zostałyśmy nagle otoczone przez młodsze ode mnie o rok dziećmi, które przytulały, witały i krzyczały do mojej właścicielki. Wyglądało to tak jakby ją bardzo dobrze znały! Przez to wszystko  wystraszyłam oraz zaskoczyłam się , wiec odsunęłam się od dzieciaków i skryłam się  za plecami swej  właścicielki.Właśnie wtedy usłyszałam tupot obcasów zbliżających się do nas, po czym milutki głos młodej kobiety, która odgoniła słodkim gestem dzieciaki  do klasy podchodząc do nas i się witając.
 Okazało się że młodą kobietą była przyjaciółka mojej właścicielki, wiec zaciekawiona tym nieśmiało oraz niepewnie wyszłam o krok  za Sakuro-chan żeby przyjrzeć się uważnie kobiecie,wtedy Sakuro-chan pogłaskała mnie po główce i miłymi sówkami uspakajała mnie, żebym się nie obawiała jej przyjaciółki.Oczywiście jej słowa, gesty mnie lekko uspokoiły oraz dały otuchę , odwagę do odezwania  i przywitania się z jej przyjaciółką.
 ~~~~
~ Miło mi panią poznać - Powiedziałam nieśmiało 
 - Mi też miło cię poznać - Uśmiechnęła się - To co?... Poznamy dzieci z którymi będziesz się już jutro uczyć o nowych rzeczach -Zaproponowała radośnie 
~ Nie !- Odpowiedziałam odwracając wzrok, będąc wtedy wystraszona i zdenerwowana że chwyciłam mocnym uściskiem za kawałek peleryny Sakuro-chan.- Nie nie chcę! - Dodałam po chwili, gdy moje ręce zaczęły się lekko trząść ze strachu, ponieważ po prostu zaczęłam się obawiać że dzieciaki z klasy do której miałam chodzić po poznaniu mnie nie polubią, przez to że nie jestem zwyczajna tylko inna nisz wszyscy.
- No dobrze!...Może tym lepiej że nie chcesz dziś ich poznać  - Odparła  Cama z uśmiechem  podnosząc się 
  ~ Hę ? - Zaskoczona jej odpowiedzią spojrzała na nią 
 - Jutro możemy przecież poświecimy calutką pierwszą lekcję na poznaniu się przez przestawienie się i rozmowę - Wyjaśniła - Klasa jest naprawdę miła na pewno się z nimi zaprzyjaźnisz - Puściła oczko - A dziś jak masz oczywiście ochotę Koneko mogę cię oprowadzić po całej szkole żebyś poznała tereny naszli szkoły...Co ty na to ? - Dodała pytając milutko
  ~ [ Uśmiechnęłam się i   kiwnęłam nieśmiało główką zgadzając się na taki pomysł] 
  - No to chodźmy - Podała mi rączkę,którą  nieśmiało złapałam puszczając pelerynkę Sakuro-chan wtedy ruszyłam za Cama,a za mną Sakuro-chan. Tak właśnie  zaczęliśmy zwiedzać szkołę. 
~~~~
Cama oprowadzała nas  po szkole pokazując  na  trzech piętrach, najróżniejsze , śliczne sale lekcyjne opowiadając zabawne i ciekawe ciekawostki o nich. Oczywiście nie przeszkadzaliśmy żadnej klasie w zajęciach, no staraliśmy się nie przeszkadzać.xD  Po oprowadzeniu nas po różnych salach Cama zaprowadziła nas do eleganckiej i zadbanej szatni, w której od jutra po przyjściu do szkoły będę  się rozbierać oraz ubierać, a po tym Cama pokazała nam pokój nauczycielski , dyrektorski, sale gimnastyczną oraz najusłużniejsze kółka  odbywające się w szkole.Świetnie się wtedy bawiłam! Strasznie polubiłam tego dnia Came, która okazała się być strasznie fajną osobą! Smutno mi się zrobiło, gdy wszystko się skończyło i musiałam się pożegnać z Camą oraz wracać do domu, lecz no cóż pożegnałam się grzecznie z kobietą i ruszyłam razem z moją ukochaną Sakuro-chan do domu. Oczywiście po drodze wstąpiliśmy jeszcze do centrum handlowego żeby kupić brakujące rzeczy które będę potrzebowała do szkoły, po tym wracając już do domu rozmawiałam z moją ukochaną właścicielką o  dzisiejszym dniu, no  do powrotu do domu, ponieważ po powrocie  wzięliśmy ponownie razem kąpiel, która znów strasznie długo trwała,  przez nasze wygłupy! Po naszej kąpieli, gdy już byliśmy przebrane, zajadaliśmy  się  pysznymi naleśnikami zrobionymi przez moją drogą Sakuro-chan. Moja właścicielka była ode mnie szybsza w jedzeniu, wiec jak zjadła zaczęła mnie szykować do szkoły i mnie pakować, wtedy widząc to zasmuciłam się, ponieważ  znów  wcześniejsze obawy wróciły, które mnie zmartwiły. Sakuro-chan zauważyła to, wiec do mnie podeszła i zapytała zmartwiona :
~~~~
 - Wszystko w porządku Neko-chan ?
 ~ Tak - Odpowiedziałam wstając, biorąc puste naczynia, które odniosłam do zlewu, po czym wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie,bardzo zamyślona.
 -  Neko-chan!...Widzę że coś jest nie tak, o co chodzi ? - Ponownie się zapytała podchodząc do mnie i siadając koło mnie na kanapie
  ~ Sakuro-chan! A jak mnie jutro klasa nie polubi! - Powiedziałam naglę nie wytrzymując już tych strasznych obaw w sobie
- Moja droga Neko-chan!...Ciebie się nie da nie lubić ! .Jesteś strasznie słodziutka i urocza, każdy cię polubi, a nawet pokocha tak jak ja cię kocham - Odparła wskakując i  kładąc mnie na kanapie oraz przytulała i łaskotała mnie, wiec wtedy zaczęłam się śmiać jak szalona i w śmiechu powiedziałam ~ Sakuro - chan!...To łaskocze! Przestań! - Wierciłam się aż obie zlecieliśmy z łóżka, tak gwałtownie że przestraszona zamknełam oczy i gdy je otworzyłam wpatrywałam się w prosto oczy  Sakuro- chan na której leżałam i która leżała na ziemi
 ~~~~

Nasze ciała i twarze były zbyt blisko siebie że bez problemu mogłam wpatrując  się w jej śliczne oczęta słyszeć jej stukot serca oraz  rytm tętna, przez które moje ciało dziwnie reagowało, robiło się rozpalone, wtedy dziwnie się czułam, robiło mi się strasznie gorąco, a nawet duszno.  Moje serce strasznie biło jak szalone! Jej zapach stawał się strasznie smakowity, a jej płynąca krew w żyłach hipnotyzowała mnie swym dźwiękiem ze chciałam ją natychmiast spróbować! Zerknęłam na jej szyję tam dźwięk płynącej krwi był wyraźniejszy że moje zęby zamieniły się w ostre kły. 
 Ja już wtedy nie byłam sobą! Coś mnie opętało! Jakaś dziwna moc! Nie mogłam się oprzeć! Zbliżałam się do jej szyj!  Chciałam ją ugryźć, jednak w ostatniej chwili obudziłam się z strasu. Powstrzymałam się i  energicznie odsunęłam się od Sakuro-chan,zakrywając swoje usta. Usiadłam w kącie zaczynają przepraszać  za to co się stało, wtedy powolutku Sakuro-chan do mnie podeszła, także była w szoku po tym, jednak troską mnie przytuliła uspakajając mnie, ja wtedy  zadawałam sobie pytanie w myślach w panice  :   
~~~~
''Co to miało być!?...Co to było za uczucie!?..Czy ja naprawdę chciałam ugryźć i spróbować krwi Sakuro-chan!.... Boje się!.. To nie byłam ja !...Czemu to się dzieje ?!''
~~~~
Było ich tak wiele że nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zasnęłam na kolanach mojej właścicielki.


(Sakuro-Chan?)

Od Sakury CD Koneko

Zaczęłam rozmowę na temat szkoły. Neko zgodziła się co mnie ucieszyło. Posprzątałyśmy po śniadaniu.
 Podałam rzeczy do ubrania jakie to miała założyć na siebie dziewczynka. Następnie zabrałam się za włosy mojej małej dziewczynki. Włosy rozdzieliłam na mniej więcej dwie równe części, zrobiłam dobierane warkocze, które szły ku górze i tam się kończyły. Zrobiłam dwa koki u góry. Resztę włosów pozostawiłam rozpuszczone. 
Założyłam pelerynę na siebie oraz kaptur od pelerynki. Musiałam przykryć swoje włosy, aby nikt mnie nie rozpoznał. Zakluczyłam drzwi do domu i spojrzałam się na małą Neko z uśmiechem.
- To co? Idziemy? - wyciągnęłam do niej dłoń za którą się chwyciła.
- Tak - odparła radośnie. 
Zaczęłyśmy kroczyć wolnym krokiem w stronę miejsca do którego Neko miała się przywiązać. Przeszłyśmy przez las i trafiłyśmy do miasta. Przeszłyśmy obok dużej hali sportowej. Kawałek za nią znajdowała się szkoła dla mojej małej Neko. Weszłyśmy do środka. Dzieciaki podbiegły do mnie, a ich nauczycielka podeszła do mnie.
- Sana-senpai, Sana-onechan, Sana-chan - zaczęły wykrzykiwać dzieciaki, przytulając się do mnie.
- No już, spokojnie - powiedziałam uśmiechając się w ich stronę. Neko była trochę zaskoczona. Schowała się za moimi plecami.
- Dzieciaki wracajcie do klasy. Ja za chwilę do was dojdę - powiedziała znana mi osoba. - Miło mi ciebie widzieć ponownie Sana-chan - spojrzała się na mnie, a ja się uśmiechnęłam w jej stronę zdejmując kaptur. 
- Mi również jest miło ciebie ponownie widzieć Cama - spojrzałam na nią.
- A ta mała, urocza dziewczynka to pewnie Koneko?! - przykucnęła Cama, aby zniżyć się do jej wzrostu. 
Neko niepewnym ruchem wyszła za mnie i spojrzała się na dziewczynę stojącą przede mną.
- Spokojnie Neko, Cama ci nic nie zrobi. Ona jest zbyt miła - pogłaskałam ją po głowię, aby się uspokoiła. - Poznamy dzieci z którymi będziesz się już jutro uczyć o nowych rzeczach - uśmiechnęłam się do niej. Chwyciła mnie mocnym uściskiem za kawałek mojej peleryny. 

<Neko?> ^^

sobota, 19 sierpnia 2017

Od C4A do Lexie

Pazur... Lyiacon nie chciał wierzyć w jej słowa za bardzo. A nuż wciska mu kit dla własnych interesów? Chociaż... nie może jej też zaprzeczyć. Tam w laboratorium aż nadto zaangażował się w naprawę uszkodzonej bestii w ich obecności. Jego chęci pomocy okazały się zgubne dla niego samego.
W głowie zaświecił mu się czerwony alarm. Jeśli ktoś zainteresował się jego technologią, to mógł wysłać za Białym Krukiem szpiegów. Wiadomo było, że to ona sprowadziła go do swej siostry w 'pracowni'. Trzeba szybko kombinować co więc zrobić. Jeśli oni za nią idą, to z pewnością jest dla nich ważnym łącznikiem z nim. A dla chłopaka dziewczyna i jej informacje mogą być przydatne. Dlaczego by w takim wypadku nie wyrwać im zabawki z rąk i ukryć gdzieś, gdzie nie wie nikt oprócz niego? Potem, gdy zagrożenie minie, delikatnie pozbędzie się niej z gry. Jak zależy czy wciąż będzie widział w niej podejrzaną numer jeden. Jak na razie trzyma się starego jak świat przysłowia "Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej".
Lyi zerwał się znienacka. Bodziec ze strony poruszonej wiatrem płachty przypomniał gdzie i w jakiej sytuacji się znajduje. Podskoczył do, przesadnie mówiąc, pojazdu Białego Kruka i pozwolił sobie go trochę ulepszyć. Głównym celem było podrasowanie prędkości i wykrywania niebezpieczeństw na drodze, co jest ważne w szybkiej ucieczce. Wystarczyło jedno dotknięcie ręką, by włamać się do jego komputera. Myślami śledził przebieg renowacji, upewniwszy się, że na chwilę obecną są nieotoczeni. W między czasie wyjął z podręcznej, dosłownie podręcznej w jego przypadku, apteczki złoto-brązową tabletkę z wyrytym "B-190".
- Zainteresowałaś mnie. Opowiesz mi więcej o potencjalnych naukowcach mających oko na technologię we mnie? Oczywiście nie teraz i tu. - podarował preparat dziewczynie prosto do dłoni - Strzelam, że nie przygotowałaś się na rajd  po ziemi skażonej, więc musisz to połknąć. Uchroni cię przed dawką śmiertelną promieniowanie. - zalecił - Nie robisz tego dla mnie, jedynie dla siebie. - dodał.
Nie powiedział "moją technologię", bo ona nie jest jego. Ona jest w nim, używa jej, lecz nie jest jej twórcą.
Dziewczyna z wahaniem wykonała prośbę.
- Teraz zasiadaj na swój pojazd i ostrożnie jedź powoli. Nie chcesz zbudzić tutejszej nocnej fauny. - zastanowił się - I flory też.
- Co zamierzasz? Gdzie idziemy? - wystrzeliła pytaniami ze słyszalnym zaniepokojeniem w głosie.
- A czy to coś znaczy? Idziemy to idziemy. - rzucił beztrosko - Je mówię gdzie iść i chronię ci tyły. Ty roz - urwał przez nagłą myśl - Nieważne, zapomnij. Po prostu słuchaj mnie.
Mógłby pozwolić jej wypatrywać, ale miał 3 powody by tego nie robić. Po pierwsze nie znał jej umiejętności. Co jeśli coś niebezpiecznego będzie stało im na przeszkodzie, a ona nie zawiadomi na czas? Lub co gorsza nie zauważy tego. Po drugie jej snajperka była prymitywnie wyekwipowana, tak przynajmniej twierdzi Lyi. Po raz pierwszy się spotkał z taką przeróbką własnej roboty. A to brak noktowizora, a to te przewody wyglądają na nieszczelne. Ta konstrukcja sama w sobie niepokoiła czy po wystrzale nie wybuchnie lub zapłonie. Do czegoś musiał się przyczepić. I po trzecie nie miał aż tyle zaufania do niej. Kto wie czy jak odwróci się plecami to nie sprzeda mu serii? Bądź skłamie o wrogu znad przeciwka? Ach, jeśli chcesz by coś wyszło po twojej myśli, to zrób to sam.
Białowłose dziewczę co chwila rejestrowało zagubionym wzrokiem okolicę.
Dozymetr na ramieniu C4A ostrzegał przed strefą zwiększonego promieniowania. Chodziło o tak zwaną plamę, w tym przypadku samotne drzewko na środku piaszczystej ulicy głównej, którą szli. Przyciągało do siebie swymi wiecznie złotymi liśćmi. Wiecznie, to słowo powinno włączyć wyobraźnię i dać do myślenia dlaczego nie wolno się do niego zbliżać. Ci co próbowali, zawsze kończyli żywot właśnie na tym drzewie. Lepiej omijać ten wyrodek natury spłodzony przez wojnę szerokim łukiem.
Nadłożyli drogi idąc naokoło. Przez moment odezwały się wnętrzności C4A. Dzielnie walczą z drobnoustrojami golca. A że czasem ściśnie go skurcz to pikuś i efekt uboczny. Na pewno niedługo minie. Antyciała, do boju!
Wydostali się z przestrzeni zabudowanej. Teraz paradoksalnie szybko znaleźli się na pustynnych pustkowiach. Akurat słońce wychodziło im na powitanie zza nocnych chmur.
Zatrzymał się. Zachowanie towarzyszki zaczęło go niepokoić nie na żarty. Gorączkowo spoglądała na czas, jakby zegarek miał ją gdzieś teleportować.
- Czyżbyś chciała zrezygnować? - przeniknął ją jego spojrzeniem.
- Muszę wrócić. Ja... zapomniałam zabrać ze sobą lekarstwa. One są mi potrzebne strasznie. - wymamrotała, świecąc oczkami.
Lyi zaklął w sobie. Choruje na coś? Tego nie mógł przewidzieć. Sapnął ciężko.
- Jest aż tak ważne? - spytał, spuszczając głowę, na co ona kiwnęła głową na tak - Idź. Wracaj po lek. Twój pojazd powinien znać drogę powrotną.
Niby to miało być tyle, takie pożegnanie, a jednak nie.
- Zbierz rzeczowe informacje. Wszystko co uznasz za ważne. Jedynie o tyle cię proszę.
- Jak ja ci mam przekazać te informacje? - skrzyżowała ręce na piersi.
- Się zobaczy. Podobno ciebie łatwiej znaleźć niż mnie. - chwycił ją za własne słowa.
Wreszcie dał jej odejść. Długo obserwował czy idzie w odpowiednią stronę póki nie zakryły jej budynki. Niech idzie jeśli to dla jej zdrowia. Chłopak musi obmyślić nowy plan jak mieć ją po swojej stronie.

<Lexie? Gdzie cię znajdę?>

wtorek, 15 sierpnia 2017

Od Lexie cd. C4A

Zaskakujące, jak szybko plotka rozprzestrzenia się w tak zamkniętej i introwertycznej społeczności, jaką jest Laboratorium. Obserwując naukowców można by powiedzieć, że nigdy ze sobą nie rozmawiają. Oczywiście to stwierdzenie musi być błędne, skoro ledwie po godzinie cały Pazur wyglądał na poruszony. Kruk uśmiechnęła się do siebie, dosiadając Feo. Grę czas zacząć.

- Gdzie jesteś? – mruknęła do siebie Lexie. Grzbiet robota  falował pod nią miarowo. Kabel od czarnych, zapasowych słuchawek obijał się o pasek, przytrzymujący pokrowiec od gitary na plecach. Żałowała, że nie poświęciła chwili na podniesienie tamtych. Była bardzo do nich przywiązana, jednak cóż... nie ma co płakać nad stłuczoną fiolką, dziewczyna skupiła się na swoim aktualnym celu. Odnalezieniu tamtego chłopaka. W jej głowie już układały się możliwe sposoby, w które będzie go przekonywać do zdradzenia sekretów jego technologii od przekupstwa, po szantaż i tortury. Nie zdążyła go dobrze poznać, możliwości było zbyt wiele, a wypróbowanie niewłaściwej mogłoby zaprzepaścić wszystkie jej szanse. Przede wszystkim... musiała go poznać bliżej. Jako Biały Kruk nie powinno to być problemem. W końcu przekonywanie innych, że jej intencje są słuszne było domenom właśnie jej. Jako Czarny po prostu robiła swoje.
Zatrzymała Feo gwałtownie, naciskając piętami w odpowiednim miejscu. Wielonogi stwór zazgrzytał łapami po betonie i stanął, z cichym sykiem wyrównując ciśnienie i zastygając w bezruchu. Poszukiwanie kogoś w tych opuszczonych dzielnicach było jak szukanie siana w stosie igieł – jeśli nie wiedziałeś, jak wygiąć dłoń, ostatecznie cofałeś ją poranioną – albo nie byłeś w stanie cofnąć w ogóle.
Białowłosa ściągnęła pokrowiec z pleców i opierając o grzbiet robota otworzyła, by wydobyć ze środka elegancką, klasyczną snajperkę, jaką używano w XXI wieku, wzbogaconą jedynie o kilka przewodów paliwowych i niewielki akumulator, mające zapewnić pociskowi dodatkową moc. W końcu 3 kilometry to w tych czasach wcale nie jest tak dużo. Sam pokrowiec zamknęła i ponownie umieściła sobie na plecach, po czym uniosła broń do oka i powiodła spojrzeniem przez lunetę po otaczających ją budynkach. Była przekonana, że w jednym z nich zauważyła błysk metalu. A jednak niczego nie udało jej się dostrzec, choć właściwie nie było w tym nic dziwnego. Nim dobyła broni, potencjalny napastnik zdążył się już ulotnić.
Nie chowając snajperki do pokrowca ruszyła w dalszą drogę. Filtry Feo wsysały w siebie otaczające je zapachy, jednak odkąd zgubiły trop, nie zdołały go do teraz odnaleźć. Być może coś znowu zaszwankowało w komputerze pokładowym? Niespodziewanie stwór zabuczał głośniej i zwolnił, by powoli zatrzymać się przed biblioteką miejską... a przynajmniej tym co z niej zostało. Gdyby był prawdziwym drapieżnikiem, Lexie posądziłaby go o to, że zainteresował go trup olbrzymiego golca, leżący przed wejściem, jednak to nie mogło być to. Feo nie był zwierzęciem, był robotem.
Dziewczyna zeskoczyła z grzbietu pupila i podeszła, by obejrzeć bliżej zwłoki. Jego głowa została przez coś rozsadzona, jednak reszta ciała była praktycznie nie naruszona, jeśli nie liczyć kilku zadrapań i siniaków. Czysta robota, jeden strzał. I zainteresował Feo. Lyiacon musiał tu być. Dziewczyna gwałtownie odskoczyła, zanim informacja odbierana bezpośrednio przez zmysły wogóle trafiła do decyzyjnych elementów mózgu. Pocisk odbił się od asfaltu kilka metrów za nią. Uniosła broń i nie celując zbyt starannie strzeliła z kierunku, z którego wydawało jej się, że została zaatakowana, po czym nie myśląc wiele przywołała krótkim gwizdem swojego towarzysza i w biegu wskoczyła na jego grzbiet. Gwałtownie zakręciła i włączając tryb zatytułowany „huśtawka”, pomknęła zakosami na grzbiecie Feo ku bardziej zabudowanej przestrzeni, zdając się na komputer pokładowy. Posłała jeszcze dwa pociski za siebie, jednak wątpiła, by dosięgły celu. Robot wpadł w wąską uliczkę i nagle zrobiło się ciemno. Budynki nad dziewczyną zrastały się ze sobą, połączone dachami, balkonami, wieżyczkami, jakimiś płachtami materiału bliżej niezidentyfikowanymi konstrukcjami. Lexie trzymała broń w pogotowiu, jednak w zaułku nie było żywej duszy. Spojrzała za siebie, jednak nikt jej nie ścigał. To jasne, w takim zaułku broń snajperska nie spełniała w pełni swojego powołania. Jednak dziewczyna nie czuła się pewnie trzymając cokolwiek innego. Zresztą pokładała ufność, że ta wersja Feo nie wpadnie na ścianę kluczowym momencie.
Gwałtownie ktoś wychynął z cienia. Rozległ się dźwięk ładowanej energii i szczęk unoszonej snajperki. Obaj przeciwnicy zastygli w bezruchu, trzymając siebie nawzajem w szachu.
- Pat – oznajmiła Lexie, opuszczając pierwsza broń. – Tak myślałam, że cię tu znajdę.
- Nie widzę wielkiego magnesa – zauważył chłopak, również opuszczając broń.
- Czujniki zapachowe, technologia psiego nosa, spotęgowana tysiąckrotnie przez dłonie doktora Fiddelsa, nieszczęśliwie zmarłego w zeszłym roku – wyjaśniła Lexie bez mrugnięcia okiem, po czym parsknęła krótkim śmiechem. – Żartuję, to mój wynalazek. Tylko opierałam się na jego badaniach.
Zeskoczyła z Feo, a rozluźniająca się machineria zamruczała cicho i przeszła do cichego buczenia.
- Dość szybko zdecydowałaś się mnie znaleźć. – Chłopak był chyba nieco podejrzliwy, czemu Lexie wcale się nie dziwiła. Faktycznie szybko wyruszyła na jego poszukiwania.
- Przyszłam cię ostrzec – wyjaśniła. – Po tym jak wyszedłeś w laboratorium zrobiło się niezłe zamieszanie. Ktoś chyba musiał  cię rozpoznać i teraz będą chcieli wykraść ci twoją technologię.
- Rozpoznać? Mnie? - W ciemności tego miejsca trudno było przeniknąć mimikę twarzy Lyiacona.
- Jestem od niedawna w tym fachu - Na twarzy Lexie nie drgnął ani jeden mięsień - jednak są tacy, którzy potrafią rozpoznać unikatowe technologie. A twoja do takich należy. Ja znam tych gości. Tacy fanatycy nie spoczną, póki nie dostaną tego, czego chcą.
- Mówisz, że znasz tych gości, a przypadkiem sama nie jesteś jednym z nich? - Chłopak zadał pytanie, które musiało paść od samego początku tej rozmowy i którego mimo wszystko dziewczyna najbardziej się obawiała, bo od tego, jak je odbierze zależało powodzenie całej gry.
- Sam zadecydujesz, wierzyć mi czy nie. Tak czy siak na twoim miejscu spałabym z przysłowiowym nożem pod poduszką. Oczywiście wątpię, by któryś z nich atakował cię zbrojnie. Raczej spróbują posunąć się do podstępu. A wiesz, Pazur ma swoje wtyki w miejscach, w których nie podejrzewałbyś, że da się je zainstalować. Ja cię tylko ostrzegam. W razie czego mnie łatwiej znaleźć niż ciebie - zakończyła rzeczowo.
(Lyaicon? Co zrobisz? :P)

sobota, 12 sierpnia 2017

Od Koneko C.D Sakura

Sakuro-chan, po mojej grzecznej prozapię o przeczytanie księgi od razu z miłym gestem spełniła moją prozapię, wtedy ja zadowolona  oparłam się o jej ramię uważnie i dokładnie  ją słuchając, gdy czytała, jednak po chwili, po wielu dowiedzionych i ciekawych informacjach przeczytanych przez Sakure stałam się strasznie śpiąca że już zasypiałam na ramieniu dziewczyny. Właśnie wtedy moja ukochana właścicielka to zauważyła, wiec przestała dalej czytać i zamknęła książkę, proponując wtedy pójście spać, wtedy nawet nie zaprzeczyłam zgodziłam się przecierając śpiąco oczka i idąc za nią do pokoiku.Tam będąc położyłam się na  wygodnym łóżku  od razu zasypiając słodziutkim snem, który towarzyszył mi bardzo długo, ponieważ nie chciało mi się z niego budzić i dlatego przez to było mnie trudno następnego dnia obudzić, jednak moja droga Sakura-chan  sobie  ze mną poradziła i mnie ze snu obudziła, lecz nie do koca, ponieważ ostatecznie i dokładnie  obudziłam się, gdy  jadłam przepyszne śniadanie zrobione przez moja ukochaną właścicielkę.Gdy sobie tak jadłam śniadanko, już całkowicie obudzona to wtedy Sakuro-chan, zadawała mi wiele pytań na które szczerze i miło odpowiadałam, jednak nie rozumiałam po co one były, aż do momentu, gdy Sakuro wszystko mi wyjaśniła opowiadając oraz  proponując mi dotłoczenie  do  miejsca które umożliwia się wykształcać  w wielu dziedzinach oraz się wiele nauczyć. Właśnie wtedy chwile się zastanowiłam nad tym co powiedziała  zjadając pozostałe resztki śniadania, aż odstawiając na pusty talerzyk sztućce odparłam na jej propozycję :

~ Jak  mogę w tym miejscu wiele się nauczyć  oraz poznać innych miłych ludzi oraz 
rozłąka z tobą nie będzie strasznie długa to bardzo chętnie dołączę do tego miejsca, które tak miło opisujesz- Uśmiechnęłam się
  - To wspaniała wiadomość!..Od razu cię tam zapiszę żebyś już od jutra uczestniczyła w zajęciach szkolnych żebyś zaaklimatyzowała się, a dziś pokażę ci to miejsce żebyś lepiej go poznała..Co ty na to ?
  ~ Dobrze - Odparłam krótko zgadzając się

Właśnie wtedy po zgodzie posprzątaliśmy po śniadaniu i obie wtedy wyszliśmy z domu, ruszywszy do miejsca zwanego  ''Szkołą''  w którym zostałam przez Sakurę oraz jej koleżankę, którą tam poznałam oprowadzona .

(Sakura-chan...Chwilowy brak wenny ....)

sobota, 5 sierpnia 2017

Od Sakury CD Koneko

Nasza drzemka nie trwała za długo. Obudził nas moj telefon, który zapomniałam wyciszyć. Byłam zła, ale może i lepiej. Co prawda Neko spytała się mnie kto to był, ale ja nie mogłam jej na to odpowiedzieć. Były rzeczy o których ona nie powinna się dowiedzieć. Było to najlepsze rozwiązanie. Ze względu na bezpieczeństwo. 
Poszliśmy się wykąpać. Widząc puszysty ogon Neko nie potrafiłam się oprzeć, aby go umyć i chociaż przez chwilę się nim nie pobawić. Neko wyglądała uroczo zwłaszcza, gdy się tak uroczo rumieniła.
Po kąpieli nadszedł czas na małe co nieco. Ciasto które kupiliśmy dzisiaj będąc na mieście wyglądało pysznie i też takie było. Z dodatkiem łyku pysznej gorącej czekolady wszystko było smaczniejsze, a przy Neko moje problemy chociaż na chwilę zniknęły. Neko dołożyła swój talerzyk z ciastem oraz kubek z gorącą czekoladą na stolik. Spojrzałam się na nią. Przyniosła księgę, która to została po ostatnich wydarzeniach. Neko poprosiła mnie, aby ja jej przeczytała. Nie miałam nic przeciwko. Otworzyłam ogromna księgę na pierwszej stronie. 
Neko przybliżyła się do mnie. Oparła swoją głowę o mnie, a ja spojrzałam na nią. Nie wiedziałam za bardzo jak się czuje. Na pewno ma wiele pytań, a ja nie potrafię jej pomóc. 
- Tutaj znajdziecie odpowiedzi na wszystko o co będziecie się chciały zapytać. Oraz jest tutaj również zawarty regulamin waszego kontraktu. - było to na pierwszej stronie na samym środku napisane, litery były napisane bardzo ładnym stylem. A rozmiar, kolor oraz cały wygląd wygląd jakby było to pisane odręcznie dla kogoś z księstwa. 
- Czyli mogę się dowiedzieć wszystkiego - powiedziała rozpromieniona Neko.
- Zacznijmy może od regulaminu, aby wiedzieć co możemy robić a co nie. Dobrze? - spojrzałam się na nią, a ona spojrzała na mnie. Przytaknęła swoją mała główką, że się zgadza.
Przewertowałam kilka kartek, aż znalazłam stronę na której znajdowały się zasady, regulamin naszego kontraktu. 
- Właściciel będzie czuł każdy ból jaki zostanie zadany jemu słudze. W tym przypadku chodzi o Neko. Jeżeli będzie odczuwalna ból to jej właściciel również. - osoba, która pisała ta księgę na pewno chciała aby dobrze brzmieć, ale również aby wszystko było zrozumiałe.  Kontynuowała czytanie. - ... Chowaniec czyli Neko nie ma prawa oddalać się od swojego pana jednak pan może się oddalać nawet bez informowania chowańca. Za pozwoleniem pana chowaniec może się oddalić.- wydawało mi się to trochę głupie, ale co zrobić. - Lepiej będzie jak pójdziemy spać. Co ty na To? - zauważyłam, że Neko była śpiąca. A nie chciałam jej za długo przetrzymać na siłę. - Jutro zabiorę ciebie w pewne miejsce. - ona się tylko uśmiechnęła. Chciałam ja zaprowadzić do takiej jakby szkoły z tym, że tam nie musiała się niczym za bardzo przejmować. Nauczy się tam liczyć i czytać. Na pewno wyjdzie to jej na dobre. Neko poszła spać, a ja zjadłam się sprzątaniem. Przy okazji wyjęłam ubrania na jutro jakie Neko miała ubrać. Zaśpiewałam piosenkę tuż przy śpiącej dziewczynce, aby nie miała koszmarów oraz żeby dobrze się jej spało pod moją nieobecność.
Wyszłam po cichu z domu. Zrobiłam to co miałam po  czym wróciłam do domu. Prawie świtało, a ja jeszcze się nie przespałam. Stwierdziłam, że na dzień dzisiejszy odpuszczę sobie sen. Prześpię się jak znajdę czas. Odłożyłam swój miecz i inne rzeczy. Poszłam do kuchni i zaczęłam robić śniadanie dla mnie oraz Neko. Zrobiłam ryż oraz omlet. Nim wyłożyłam wszystko na talerze poszłam do pokoju, aby obudzić mała.
- Neko pora wstawać - szepnęłam jej do uszu. A ona odwróciła się na drugi bok. Odsłoniłam zasłony w pokoju, aby wpuścić trochę światła. Akurat słońce padało wprost na nią. Podeszłam do niej i powtórzyłam swoje słowa. - Neko pora wstawać, śniadanie  już czeka - spojrzałam na nią, a ona otworzyła powoli oczy.
- Śniadanie jest już gotowe, więc wstawaj nim wszystko wystygnie. - dodałam, a ona spojrzała na mnie.
- Dobrze, już idę - powiedziała wciąż zaspana.
W kuchni wszystko położyłam na talerzyki. Dla siebie wzięłam pałeczki, a dla Neko sztućce. Położyłam dania na stole. Następnie przyniosłam kubki z gorącym piciem dla nas obu. Dla mnie kawa, a dla małej Neko mleko.
- Dzień dobry Sakura-chan - powiedziała z małym uśmiechem.
- Proszę siadaj - uśmiechnęłam się. Gdy tylko usiadła przekroiłam omlet, aby skomponował się wraz z ryżem.
Neko rozbudziła się po kilku minutach. Spojrzałam się na nią jaka to jest uradowana. Wtedy przeszłam do tego co mieliśmy dzisiaj robić.
- Neko co ty na to, abyś nauczyła się czytać oraz liczyć? - spojrzałam na nią.
- Chciałabym bardzo, ale dlaczego pytasz? - spojrzała na mnie tymi swoimi uroczymi paczydełkami.
- Nie chciałabyś poznać również innych osób? - przytaknęła, że by chciała, ale wciąż nie wiedziała co mam na myśli. - Co ty na to, abyś poszła do takiej jakby szkoły. Wiesz moja koleżanka jest tam nauczycielką i z miłą chęcią nauczyła by kogoś czytać, liczyć albo śpiewać. Przy okazji byś poznała kilka nowych osób. Nie byłybyśmy rozdzielone za długo. Mniej więcej przez około trzy lub cztery godziny. Wiesz nie pomyśl sobie, że się chcę ciebie pozbyć czy coś. Po prostu powinnaś się nauczyć kilku rzeczy, chociaż i tak jesteś mądrą dziewczynką. Oczywiście wybór należy do ciebie - spojrzałam się i czekałam na jej reakcję z wyczekiwaniem.

<Neko?>

środa, 2 sierpnia 2017

Od Mawry c.d. Gabriela

(poprawić przerywniki między dialogami jak mi się będzie chciało)
Nie mogłam uwierzyć, że przez pół godziny latałam za jakimś pajacem, który zdemolował mi mieszkanie i nie miał zamiaru się ulotnić. Był nader irytujący wszędzie zostawiając po sobie ślady. Tu śmieci, tu coś przestawił, no po prostu niczym labrador z ADHD rzucał się po całym domu. Nigdy zbytnio nie lubiłam zwierząt, dlatego takie zachowanie nie przypadło mi do gustu. W końcu latanie z miotłą mi się znudziło, a i tak niczego nie dawało, więc postanowiłam użyć na szkodnika czegoś innego. Wyciągnęłam z kieszeni spray i psiknęłam mu nim po oczach. Trafiłam idealnie.
- Co ty tu do cholery robisz? - warknęłam na idiotę, który aktualnie oślepł dzięki gazowi pieprzowemu.
Miałam nadzieję, że ma bardzo dobre wytłumaczenie, bo inaczej byłam gotowa przeprowadzić na nim zabieg kastracji i to zdecydowanie bez znieczulenia! No naprawdę, jak można tak wchodzić sobie do kogoś jak do siebie i zagnieździć się jak stado karaluchów? Zero kultury.
- Spokojnie... - zaczął, a mi od razu skoczyło ciśnienie, nienawidziłam, jak ktoś tak zaczyna - jestem tylko Tricksterem... wpadłem z ciekawości...
Miałam wrażenie, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, a potem kopnę go w dupę. Jebany żartowniś. Nie ma jak zdemolować komuś dom, a tak dla żartu. Po prostu przezabawne, trzeba przyznać. Ruszyłam w jego kierunku, jednak on cofał się nie pozwalając mi się zbliżyć. Po prostu nie męcząc się nadmiernie zdjęłam trampka, który wciąż gościł na mojej nodze i ruszyłam nim w nieproszonego gościa. Oberwał prosto w twarz, więc chyba jako takiego cela miałam, skoro trafiłam już tyloma rzeczami. Chyba powinnam zapisać się na jakiegoś totka. Złapał but i cofnął się kilka kroków nadal krzywiąc.
- To nie jest zabawne - rzucił tonem małego dziecka.
Miałam wrażenie, że do jego zachowania brakuje jedynie tupnięcia nogą.
- Tak jak twoje żarty, durny prankser się znalazł - odparłam obrażona krzyżując dłonie na piersi.
Przybysz się naburmuszył, najwidoczniej uraziło go to określenie, ale no cóż. Trzeba było nie zaczynać. Nadal myślałam jak się go pozbyć, no bo ile może u mnie siedzieć, nie?
- Prankster? Phi! Oni nie dostają mi do pięt! - odparł, przez co mimowolnie wywróciłam oczami.
Teraz już jedynie mnie irytował. Chociaż miałam pewność, że nie rzucę się na niego z rządzą mordu. Serio zachowywał się dziecinnie, ale pierwsza złość wolno mi przechodziła. Do głowy przyszła mi głupia myśl. Może i ten plan nie był za dobry, ale na pewno lepszy niż ganianie z bronią.
- Dobra, dobra. Mam plany na wieczór, które właśnie psujesz, wyjdziesz po dobroci? - zapytałam odkładając miotłę.
Co jak co, ale winem nie miałam zamiaru się dzielić, więc miałam nadzieję, że sobie pójdzie. Najwidoczniej gaz oddziaływał na niego krócej niż na ludzi i to dość sporo krócej, bo mógł już otworzyć tylko delikatnie zaczerwienione oczy.
- Nigdzie się nie wybieram - odparł szczerząc zęby w głupim uśmiechu.
Pokręciłam głową niezadowolona i postawiłam wodę na herbatę... Chociaż w sumie mogłam też wylać mu ten wrzątek na jego głupi ryj. Chyba serio byłam zbyt agresywna dla gości w moim domu. Wyciągnęłam z szafki dwa kubki, po czym otworzyłam szafkę z herbatami i wskazałam mu na nie dłonią. W pierwszej chwili chyba nie zrozumiał o co mi chodzi, więc postanowiłam go naprowadzić.
- Wybierz sobie - rzuciłam obojętnie sama wkładając do kubka torebkę Earl Graya.
Trochę niepewnie, jakbym miała mu coś zrobić podszedł do szafki. Tak, o niczym innym w tej chwili nie marzyłam, jednak jak już postanowiłam się z nim dogadać to miałam zamiar tego przestrzegać. Może szybciej się zmyje, jeśli zauważy, że nie irytuje mnie jego obecność. W kubku obok po chwili wylądowała druga torebka wrzucona przez tego całego Trickstera. Co za buc. Mógłby się normalnie przestawić. Zalałam oba kubki i zamknęłam szafkę, której pozostawienie otwartej mijało się z celem. Wzięłam do ręki dwie łyżeczki, cukierniczkę i swój kubek. Z tym zestawem ruszyłam do salonu. Z zadowoleniem opadłam na kanapę i posłodziłam swoją herbatę. Po chwili blondyn usiadł koło mnie, jednak ja nie zwracałam już na niego uwagi szukają w necie filmu, który zamierzałam obejrzeć. Miałam nadzieję, że nie lubi sci-fi i szybko wyjdzie.

< Gabriel? | Jakby w którymś momencie straciło sens to sorka ;-; >

wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Davida cd. Remiela

Nie rozumiałem zachowania chłopaka, dlaczego mieliśmy wyjść tyłem? Zgodziłem się na to tylko dlatego, że był aniołem, a takim osobom chyba powinno się ufać... czyż nie? Mają czyste serca, pilnują porządku, są mentorami czy czymś... No nie? Niestety moja wiedza na temat innych ras kończy się jedynie na elfach i krasnoludach, trochę wiem o wampirach i wilkołakach, ale o demonach i aniołach o wiele mniej, a co dopiero mówić o innych stworzeniach. Jakoś nigdy nie nabrałem ochoty na zużycie wolnego czasu przed studiowaniem innych światów.
Ledwo wyściubiłem nos zza drzwi, a zostałem odepchnięty do tyłu. Dotknąłem plecami zimnej ściany, a ogień buchnął w okręgu, który otoczył Remiela. Nie zdążyłem nic zrobić, a ponownie zostałem odepchnięty, tym razem kopniakiem w klatkę piersiową. Poleciałem w stronę śmietników. Słyszałem czyjeś głosy, ale szum w uszach nie pozwalał mi na nic. Musiałem chwilę odczekać. Przez parę sekund miałem trudności z oddychaniem, ale kiedy ta czynność przestała być problemem otworzyłem oczy. Przede mną stało dwóch mężczyzn, tak samo ubranych, w okularach przeciwsłonecznych i krótko ściętych. Przyglądali mi się chwilę i nic zadali kolejny cios, przewróciłem się na bok wstając na nogi. Wykonałem parę szybkim uników i ruszyłem biegiem w... którąś tam stronę.
Ale co z chłopakiem? Tylko myśl, że jest archaniołem pozwoliła mi na kontynuacje biegu i nie zawracanie się. Poradzi sobie, prawda? Musi, najwyżej wrócę do miejsca, w którym go zostawiłem, ale wpierw musiałem pozbyć się tych, którzy mnie gonili. Kim oni w ogóle byli? Instynkt podpowiadał mi, że powinienem ich znać, ale najwidoczniej do mojej nie wiedzy o świecie doszli także ci ludzi. Dlaczego oni mnie gonią? Dlaczego nas zaatakowali? Może to o nich opowiadała mi Rebeca? Mówiła, że są gorsi niż rybacy, którzy nas łapią i chcą nas wszystkich powybijać. Sądziłem, że to tylko głupie żarty i chęć nastraszenia mnie.
Wbiegłem na pusty plac, wrogowie nie zwalniali i ciągle trzymali się mojego tropu. Poczułem zmęczenie, bieg na tych dwóch nóżkach nie jest przyjemny, za szybko się męczyłem, to nie był morski ogon, którym mogłem machać godzinami. Płuca mnie piekły, dlatego musiałem się zatrzymać przed wyschniętą fontanną, stojącą na środku małego parku za boiskiem. Albo miejsce zamknięte, albo nie czynne.
- Bieg chyba nie służy syrenom - powiedział jeden z nich sięgając do kieszeni. Wziąłem ogrom powietrza do płuc i machnięciem ręki przywołałem wodę z wyschniętej fontanny. Nie było jej dużo, ale może uda mi się od nich uwolnić.
Kolejnym machnięciem wytworzyłem sobie tarczę na całe, która obroniła mnie przed pociskami. Kiedy ucichli posłałem w ich stronę strugę wody, zrobili unik. Powtarzaliśmy ta akcję, ja się cofałem, a oni przybliżali. Ponownie wytworzyłem tarczę i posłałem w nim ścianę wody, przed którą nie mieli jak zrobić uniku. Uciekłem do tyłu i nie odwracając się wbiegłem w jakąś uliczkę i schowałem się za kontenerem na śmieci. Zamilkłem, kucnąłem i nasłuchiwałem. W końcu odgłos butów na betonie się nagłośnił, byli tu. Zatrzymali się. Serce stanęło mi w gardle. "Wiedzą, że tu jestem, zaraz mnie znajdą" pomyślałem i nagle nasłuchiwałem wstrzymując powietrze w płucach. Pobiegli dalej, ale się nie ruszałem. Zamarłem w ciszy, aż do moich uszu doszedł dźwięk zwykłego chodu. Nagle ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się szybko cofając, ale nie musiałem tego robić.
- To ty - odetchnąłem z ulgą widząc Remiela. Przyjrzałem mu się, miał parę ran. - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziłem przyglądając się krwi na jego ubraniu.

<Remiel?>

Od Gabriela CD Mawry

Gabriel od dawna był w tej branży. W końcu musiał coś wymyślić, do kogoś się upodobnić by go nie znaleźli. Ani bracia, ani ojciec. Życie uciekiniera... Trickstera, weszło mu w anielską krew aż za dobrze. Wiadomo, że ci co kiedyś byli najlepsi, równie dobrze radzą sobie w byciu najgorszymi. Z łatwością dowiedział się gdzie ecie-pecie pracuje, o której kończy, co robi później. Cały plan jej dnia był dla niego bardzo prosty. Wybrał się do dziewczyny wcześniej niż miała wracać do domu. Wendigo nie cierpią gdy narusza się ich teren, prawda? Jak najlepiej podrażnić drapieżnika jak nie wchodząc do jego jaskini? Niektórzy ludzie mają podobny odruch " TEREN PRYWATNY". A że blondyn nie miał innego pomysłu na Mawrę, poszedł własnie w tym kierunku. Zakasłał rękawy i zaczął zabawę. Zepsuł windę gdy tylko rudowłosa poszła do pracy, a później wśliznął się do mieszkania nim wróciła właścicielka. Oj no... "przypadkiem" zniszczył jej kilka figurek gdy dostały się do jego dłoni. Poprzestawiał kilka rzeczy, ot tak sobie, będzie miała trochę sprzątania, przy okazji trochę sobie poszuka tego i owego. Rozejrzał się po mieszkaniu, pogrzebał tu i tam, znalazł kila ciekawostek o zielonookiej. Wiedział kiedy była już na schodach. Wyczuł ją. Zostawił otwarte drzwi i zniknął z widoku. Gdy wpadła do mieszkania, stał oparty w głębi pokoju, w miejscu gdzie reakcję dziewczyny będą najlepiej widoczne. Z rozbawieniem obserwował jej poczynania. Gdyby nie zaśmiał się słyszalnie dla niej to może by się nie wydał, ale to tylko czyniło tą sytuację bardziej komiczną z jego perspektywy, bo dziewczyna była zdrowo wkurwiona. Na jej słowa znów się cicho zaśmiał.
- Wendigo robią sobie zazwyczaj zapasy z ludzi. Składają je pod piwnicami lub kopią wgłębienia pod domami... - powiedział niemal tonem znawcy, pogodnie jak to on. - Tu raczej ciężko to zrobić.
Drzwi lodówki otworzyły się, po chwili zamknęły. Tam też nie było widać niczego podejrzanego.
- A może trzymasz ich po porcjowanych w zamrażarce? - zapytał rozbawiony.
Odsunął się od lodówki, a za nim wypadły dwa papierki po cukierkach. Oj... Czy to nie jest jak znaczenie terenu? Hah! Typowe dla Trickstera zostawiać papierki po słodyczach.
- Nie jem ludzi. - powiedziała poirytowana, zbierając ścieżkę papierków i wyrzucając do kosza.
Zaśmiał się cicho. To dobrze świadczy, o niej. Chodź jest dość zaskakujące. Jak na tą rasę.
- O proszę! Ktoś ma piękną samokontrolę! - powiedział z uśmiechem.
Usiadł na kanapę, zakładając rękę na zagłówek i nogę na nogę, uwidaczniając się w całej okazałości. Już miał powiedzieć " Tu jestem!" Jednak nim się obejrzał dostał w łeb. Zaskoczony, stwierdził po chwili, że to miotła. Zwykła, słomiana miotła. Nim zareagował, dostał jeszcze dwa razy po ryjcu. Później zaczął uciekać. Uczepił się sufitu, w koncie pokoju. Dostał po dupie, poczuł się jak prawdziwy Anansi! "Pan Pająk"! Zazwyczaj pajączki siedzą w kątach pokojów i też obrywają miotłami. Za to powinien ją uraczyć takim gniazdem pająków w kącie pokoju. Duużym gniazdem, czerwonookich pajączków.
- Aj! - zeskoczył i pobiegł przez pokój stając po drugiej stronie stołu w jadalni. Zastanawiał się czy dalej się śmiać, czy ją udobruchać? Chodź zabawa była niezła.
Z każdym razem gdy próbowała, ominąć stół, Garbiel od razu biegł na drugą stronę. Uniósł ręce w obronnym geście, dobra, spróbuje na ją udobruchać.
- Dobra, Mawra, spokojnie... - Ja chciałem tylko pogadać...
Tego akurat powiedzieć nie zdążył... Bo dostał czymś po oczach. Cholernie mocnym. Piekącym. Zamknął je i zasyczał. Czuł jakby stado mrówek chodziło mu pod powiekami.
- Ał! Noż cholera! Czekaj! Pas! Stop galop! Już dość! Chceę.. Zawiesić broń! - zakrył głowę, zanim czymś dostanie.

<Mawra?>

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2