Ledwo wyściubiłem nos zza drzwi, a zostałem odepchnięty do tyłu. Dotknąłem plecami zimnej ściany, a ogień buchnął w okręgu, który otoczył Remiela. Nie zdążyłem nic zrobić, a ponownie zostałem odepchnięty, tym razem kopniakiem w klatkę piersiową. Poleciałem w stronę śmietników. Słyszałem czyjeś głosy, ale szum w uszach nie pozwalał mi na nic. Musiałem chwilę odczekać. Przez parę sekund miałem trudności z oddychaniem, ale kiedy ta czynność przestała być problemem otworzyłem oczy. Przede mną stało dwóch mężczyzn, tak samo ubranych, w okularach przeciwsłonecznych i krótko ściętych. Przyglądali mi się chwilę i nic zadali kolejny cios, przewróciłem się na bok wstając na nogi. Wykonałem parę szybkim uników i ruszyłem biegiem w... którąś tam stronę.
Ale co z chłopakiem? Tylko myśl, że jest archaniołem pozwoliła mi na kontynuacje biegu i nie zawracanie się. Poradzi sobie, prawda? Musi, najwyżej wrócę do miejsca, w którym go zostawiłem, ale wpierw musiałem pozbyć się tych, którzy mnie gonili. Kim oni w ogóle byli? Instynkt podpowiadał mi, że powinienem ich znać, ale najwidoczniej do mojej nie wiedzy o świecie doszli także ci ludzi. Dlaczego oni mnie gonią? Dlaczego nas zaatakowali? Może to o nich opowiadała mi Rebeca? Mówiła, że są gorsi niż rybacy, którzy nas łapią i chcą nas wszystkich powybijać. Sądziłem, że to tylko głupie żarty i chęć nastraszenia mnie.
Wbiegłem na pusty plac, wrogowie nie zwalniali i ciągle trzymali się mojego tropu. Poczułem zmęczenie, bieg na tych dwóch nóżkach nie jest przyjemny, za szybko się męczyłem, to nie był morski ogon, którym mogłem machać godzinami. Płuca mnie piekły, dlatego musiałem się zatrzymać przed wyschniętą fontanną, stojącą na środku małego parku za boiskiem. Albo miejsce zamknięte, albo nie czynne.
- Bieg chyba nie służy syrenom - powiedział jeden z nich sięgając do kieszeni. Wziąłem ogrom powietrza do płuc i machnięciem ręki przywołałem wodę z wyschniętej fontanny. Nie było jej dużo, ale może uda mi się od nich uwolnić.
Kolejnym machnięciem wytworzyłem sobie tarczę na całe, która obroniła mnie przed pociskami. Kiedy ucichli posłałem w ich stronę strugę wody, zrobili unik. Powtarzaliśmy ta akcję, ja się cofałem, a oni przybliżali. Ponownie wytworzyłem tarczę i posłałem w nim ścianę wody, przed którą nie mieli jak zrobić uniku. Uciekłem do tyłu i nie odwracając się wbiegłem w jakąś uliczkę i schowałem się za kontenerem na śmieci. Zamilkłem, kucnąłem i nasłuchiwałem. W końcu odgłos butów na betonie się nagłośnił, byli tu. Zatrzymali się. Serce stanęło mi w gardle. "Wiedzą, że tu jestem, zaraz mnie znajdą" pomyślałem i nagle nasłuchiwałem wstrzymując powietrze w płucach. Pobiegli dalej, ale się nie ruszałem. Zamarłem w ciszy, aż do moich uszu doszedł dźwięk zwykłego chodu. Nagle ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się szybko cofając, ale nie musiałem tego robić.
- To ty - odetchnąłem z ulgą widząc Remiela. Przyjrzałem mu się, miał parę ran. - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziłem przyglądając się krwi na jego ubraniu.
<Remiel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz