Pazur... Lyiacon nie chciał wierzyć w jej słowa za bardzo. A nuż wciska mu kit dla własnych interesów? Chociaż... nie może jej też zaprzeczyć. Tam w laboratorium aż nadto zaangażował się w naprawę uszkodzonej bestii w ich obecności. Jego chęci pomocy okazały się zgubne dla niego samego.
W głowie zaświecił mu się czerwony alarm. Jeśli ktoś zainteresował się jego technologią, to mógł wysłać za Białym Krukiem szpiegów. Wiadomo było, że to ona sprowadziła go do swej siostry w 'pracowni'. Trzeba szybko kombinować co więc zrobić. Jeśli oni za nią idą, to z pewnością jest dla nich ważnym łącznikiem z nim. A dla chłopaka dziewczyna i jej informacje mogą być przydatne. Dlaczego by w takim wypadku nie wyrwać im zabawki z rąk i ukryć gdzieś, gdzie nie wie nikt oprócz niego? Potem, gdy zagrożenie minie, delikatnie pozbędzie się niej z gry. Jak zależy czy wciąż będzie widział w niej podejrzaną numer jeden. Jak na razie trzyma się starego jak świat przysłowia "Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej".
Lyi zerwał się znienacka. Bodziec ze strony poruszonej wiatrem płachty przypomniał gdzie i w jakiej sytuacji się znajduje. Podskoczył do, przesadnie mówiąc, pojazdu Białego Kruka i pozwolił sobie go trochę ulepszyć. Głównym celem było podrasowanie prędkości i wykrywania niebezpieczeństw na drodze, co jest ważne w szybkiej ucieczce. Wystarczyło jedno dotknięcie ręką, by włamać się do jego komputera. Myślami śledził przebieg renowacji, upewniwszy się, że na chwilę obecną są nieotoczeni. W między czasie wyjął z podręcznej, dosłownie podręcznej w jego przypadku, apteczki złoto-brązową tabletkę z wyrytym "B-190".
- Zainteresowałaś mnie. Opowiesz mi więcej o potencjalnych naukowcach mających oko na technologię we mnie? Oczywiście nie teraz i tu. - podarował preparat dziewczynie prosto do dłoni - Strzelam, że nie przygotowałaś się na rajd po ziemi skażonej, więc musisz to połknąć. Uchroni cię przed dawką śmiertelną promieniowanie. - zalecił - Nie robisz tego dla mnie, jedynie dla siebie. - dodał.
Nie powiedział "moją technologię", bo ona nie jest jego. Ona jest w nim, używa jej, lecz nie jest jej twórcą.
Dziewczyna z wahaniem wykonała prośbę.
- Teraz zasiadaj na swój pojazd i ostrożnie jedź powoli. Nie chcesz zbudzić tutejszej nocnej fauny. - zastanowił się - I flory też.
- Co zamierzasz? Gdzie idziemy? - wystrzeliła pytaniami ze słyszalnym zaniepokojeniem w głosie.
- A czy to coś znaczy? Idziemy to idziemy. - rzucił beztrosko - Je mówię gdzie iść i chronię ci tyły. Ty roz - urwał przez nagłą myśl - Nieważne, zapomnij. Po prostu słuchaj mnie.
Mógłby pozwolić jej wypatrywać, ale miał 3 powody by tego nie robić. Po pierwsze nie znał jej umiejętności. Co jeśli coś niebezpiecznego będzie stało im na przeszkodzie, a ona nie zawiadomi na czas? Lub co gorsza nie zauważy tego. Po drugie jej snajperka była prymitywnie wyekwipowana, tak przynajmniej twierdzi Lyi. Po raz pierwszy się spotkał z taką przeróbką własnej roboty. A to brak noktowizora, a to te przewody wyglądają na nieszczelne. Ta konstrukcja sama w sobie niepokoiła czy po wystrzale nie wybuchnie lub zapłonie. Do czegoś musiał się przyczepić. I po trzecie nie miał aż tyle zaufania do niej. Kto wie czy jak odwróci się plecami to nie sprzeda mu serii? Bądź skłamie o wrogu znad przeciwka? Ach, jeśli chcesz by coś wyszło po twojej myśli, to zrób to sam.
Białowłose dziewczę co chwila rejestrowało zagubionym wzrokiem okolicę.
Dozymetr na ramieniu C4A ostrzegał przed strefą zwiększonego promieniowania. Chodziło o tak zwaną plamę, w tym przypadku samotne drzewko na środku piaszczystej ulicy głównej, którą szli. Przyciągało do siebie swymi wiecznie złotymi liśćmi. Wiecznie, to słowo powinno włączyć wyobraźnię i dać do myślenia dlaczego nie wolno się do niego zbliżać. Ci co próbowali, zawsze kończyli żywot właśnie na tym drzewie. Lepiej omijać ten wyrodek natury spłodzony przez wojnę szerokim łukiem.
Nadłożyli drogi idąc naokoło. Przez moment odezwały się wnętrzności C4A. Dzielnie walczą z drobnoustrojami golca. A że czasem ściśnie go skurcz to pikuś i efekt uboczny. Na pewno niedługo minie. Antyciała, do boju!
Wydostali się z przestrzeni zabudowanej. Teraz paradoksalnie szybko znaleźli się na pustynnych pustkowiach. Akurat słońce wychodziło im na powitanie zza nocnych chmur.
Zatrzymał się. Zachowanie towarzyszki zaczęło go niepokoić nie na żarty. Gorączkowo spoglądała na czas, jakby zegarek miał ją gdzieś teleportować.
- Czyżbyś chciała zrezygnować? - przeniknął ją jego spojrzeniem.
- Muszę wrócić. Ja... zapomniałam zabrać ze sobą lekarstwa. One są mi potrzebne strasznie. - wymamrotała, świecąc oczkami.
Lyi zaklął w sobie. Choruje na coś? Tego nie mógł przewidzieć. Sapnął ciężko.
- Jest aż tak ważne? - spytał, spuszczając głowę, na co ona kiwnęła głową na tak - Idź. Wracaj po lek. Twój pojazd powinien znać drogę powrotną.
Niby to miało być tyle, takie pożegnanie, a jednak nie.
- Zbierz rzeczowe informacje. Wszystko co uznasz za ważne. Jedynie o tyle cię proszę.
- Jak ja ci mam przekazać te informacje? - skrzyżowała ręce na piersi.
- Się zobaczy. Podobno ciebie łatwiej znaleźć niż mnie. - chwycił ją za własne słowa.
Wreszcie dał jej odejść. Długo obserwował czy idzie w odpowiednią stronę póki nie zakryły jej budynki. Niech idzie jeśli to dla jej zdrowia. Chłopak musi obmyślić nowy plan jak mieć ją po swojej stronie.
<Lexie? Gdzie cię znajdę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz