piątek, 30 czerwca 2017

Od Viktora Cd. Angel

Wzdrygnął się. Dotknęła go. Pozwolił się dotknąć. Kobiecie.
Ble. Fuj. Okropność.
Miał odruch wymiotny, jednak powstrzymał się. Zamiast tego wygładził płaszcz, który po chwili namysłu zdjął. Rozejrzał się. Ciemność stawała się coraz gęstsza. Jeszcze chwila, a całą ulicę ogarnie buczenie ulicznych latarni. Był ciekaw, czy gdyby teraz zniknął, szukałaby go. Kuszące, choć dosyć niebezpieczne. Może lepiej zachować fason.
Na dźwięk imienia uniósł brew. - Cóż za ciekawostka. Angel Lucyfer. Rodzice nie mogli się zdecydować po której stanąć stronie? - Drobna złośliwość. Nie mógł się powstrzymać. - Nie powiem by miło było mi cię poznać zważywszy na okoliczności i... okoliczności. Ale... - zmarszczył czoło. Co miał powiedzieć? - Ach tak! Rzeczywiście, jestem demonem. Ty też, jak mniemam. W dodatku, błyszcząc mą ponad przeciętną inteligencją i wielkim darem spostrzegawczości, jesteś prawdopodobnie w pewien sposób powiązana z Lucyferem? Chyba, że to przydomek artystyczny. 
Spotkał już stworzenia o wielu różnych, dziwacznych przydomkach. Beny Koniogniot, Stokrotka Zabójczyni, Hubert Świniopas, Olly Zajęcza Stopa i jego ulubione - Ranger Miękki Miecz. Niby ranger, a jednak miękki miecz. 
"Nie przedstawiłeś się, saydi." Ten cholerny kocur powoli stawał się jego głosem sumienia. Nawet gdy nie było go obok, Viktor słyszał chrapliwe dźwięki w swojej głowie. Przeklął pod nosem. Później będzie musiał coś z tym zrobić.
Skłonił się lekko, acz dostojnie. Staroświeckie zachowania były jego domeną.
- Viktor Emanuel d'Arguien - powiedział. - Proszę mi wybaczyć, że nie ucałuję dłoni, jednak, ekhe ekhe, jestem trochę przeziębiony.
"Sayidi, a..." 
- Może w ramach przeprosin za to, że przeze mnie uciekł "najprawdopodobniej morderca, handlarz nielegalnymi rzeczami albo ktoś gorszy" pomogę ci go znaleźć?
Chociaż dla niego to żadna strata. Podejrzewał, że mógł to być jeden ze stałych klientów jego przybytków. Niby mu się nie chciało, a jednak czy miał coś do stracenia? O ile znów go nie dotknie i nie będzie mówiła zbyt wiele, nie powinno być źle.

< Angel? "[...]ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół[...]" Nie przewrócił się. Czytaj uważniej następnym razem ;) >

Od Angel Cd. Viktora

Ten dzień zapowiadał się na strasznie nudziarski, ponieważ tak się zaczął, przez moją ranną pracę w komisariacie, która dziś tylko polegała na uzupełnieniu papierków, a nie na karaniu ludzi !
 NUDA! Ale no cóż trzeba ją zrobić!
Zmusiłam się do tego i dzięki temu  szybciutko się z tym uwinęłam, wiec wcześniej skończyłam pracę i tu znów powstał problem, nic nie nałam do roboty!
Znów Nuda ! 
Postanowiłam wiec wtedy, resztę dnia spędzić spacerując po mieście, bo w domu i tak nie mam nic ciekawego do roboty, a bar otwieram dopiero wieczorem.Spacer na świeżym powietrzu był przyjemny, ale strasznie nudny! Tak jak zapowiadał się ten dzień,aż tu nagle, zwrot akcji!
Promiennik światła, który zapowiadał się ciekawie, ponieważ ujrzałam  spoglądając tak zza wiaduktu autostrady chłopaka z kapturem, szwendającego się tu i tam. 
 Chyba bez celu, albo nie ? Kot to wie ?
Jednak było to interesująco podejrzanej, wiec dlatego chciałam bliżej się temu  przyjrzeć i  sprawdzić co ten chłopak kombinuje ciekawego! Niestety zachodząc szybko po schodach, nie patrząc przed siebie tylko na zakapturzonego na kogoś wpadłam tracąc, wtedy podejrzanego ze wzroku i  nawet, gdy energicznie zareagowałam wstając z ziemi znajdując go znów swym wzrokiem to było już za późno, ponieważ po prostu uciekł w mroku . No cóż wtedy wszystko przyschło, nadzieja w ciekawy dzień! Został tylko gniew! Tylko wtedy patrząc i rozglądając się w otoczeniu na którym bez celu chodził podejrzany uciekinier, mając  szansę wtedy coś od należenia pryschnąłem wkurzona, tupiąc nogą, aż naglę przerwałam i zerknęłam na ową osobę na którą wcześniej wpadłam , gdy owa osoba się odezwała, wtedy dopiero uważnie mu się przyjrzałam, po czym mu odpowiedziałam:

~ No niestety tak... - Westchnęłam - Prawdopodobnie pozwoliłeś uciec, mordercy lub handlarzowi  nielegalnych rzeczy lub komuś gorszemu... Kto to wie?... Teraz się tego nie dowiem, bo przez ciebie uciekł - Dodałam sarkastycznie podchodząc do niego 

Podałam mu  grzecznie, jakby nie ja swoją dłoń żeby mu pomóc wstać, wtedy na szczęście
mężczyzna przyjął moją pomoc i podał mi swoją dłoń, właśnie wtedy pomagając mu wstać z ziemi  poczułam jego nieparanormalną, nieludzką aurę i zapach soczystej, znanej bardzo dobrze zapach siaki, wiec jak mu pomogłam pościłam go, odsunęłam się o krok i powiedziałam :

~ Nie jesteś człowiekiem prawda?Jesteś...
 - Demonem...To chciałaś powiedzieć...- Dokończył moje zdanie 
 ~ Tak - Uśmiechnęła się - Wiec  stwierdzam że nim jesteś...No...!No....! Niewiarygodne że nie tylko ja sobie zrobiłam wolne od piekła i wylądowałam tu, ale także ty!...Miło mi cię poznać!..Mam na imię   Angel Lucyfer - Ukłoniła się grzecznie z diabelczym uśmiechem


(?)

Od Noctisa C.D. Andreasa

Obudziło mnie stukanie knykci o drewno, czyli upraszczając pukanie do drzwi. Dźwięk prawie rozwalił mi czaszkę zważając na kaca, którego właśnie miałem. Trochę to śmieszne, ale jak na nic nie choruję, tak kaca przeżywam raz mocniej. Przeciągnąłem się, coś strzyknęło mi w plecach i znowu to samo. PUK, PUK, PUK. Myślałem, że zaraz oderwę sobie uszy. Kanapa, na której leżałem nie należała do najprzyjemniejszych, ale zegar powiadomił mnie, że jest nieco po południu. Myślałem, że ktoś robi sobie niesmaczny żart nachodząc mnie o tej godzinie. Czy on nie wie, że ja śpię? O tej godzinie zasnąłbym nawet na gołym betonie, gdyby ktoś mnie nie budził. Pukanie powtórzyło się po raz trzeci, tym razem budząc też Andyego, który zakopał się bardziej pod kocem.
- Rozumiem, że ja mam otworzyć - wycharczałem niezadowolony.
Tak, stanowczo musiałem się czegoś napić przed otwarciem tych cholernych drzwi. Spod koca odpowiedział mi cichy pomruk i drobne ciało zsunęło się ze mnie wracając na swoją połowę kanapy. Zawsze spaliśmy w dość śmieszy sposób. Codziennie inaczej. Ktoś kto nas nie znał - czyli każdy - mógł sobie pomyśleć, że jesteśmy parą z długo trwałym stażem i w sumie po części miałby rację. Zsunąłem się z kanapy wstając. No tak, przecież z piciem musiałem zaczekać aż wstanie Andy. Nie miałem wyjścia i nie mogłem odwlekać otwarcia drzwi. Kolejne pukanie rozległo się, kiedy miałem otworzyć drzwi. Otworzyłem je gdy ucichło, idealnym w tym momencie. Złapałem zdezorientowanego człowieka za rękę i wciągnąłem do środka, od razu zamknąłem za nim drzwi.
- Czego? - warknąłem.
W wynajętym przez nas mieszkaniu panowała prawie idealna ciemność. Jedynie seledynowe zasłony przepuszczały lekkie, seledynowe światło. Nie miałem zamiaru psuć tej idealnej atmosfery przez wpadające do środka światła, kiedy drzwi pozostaną otwarte, dlatego wolałem by gość po prostu wszedł do środka. Nie miałem czasu mu tego wyjaśniać, więc załatwiłem to szybkim szarpnięciem. Patrzył na mnie chwilę dość niepewnie, a potem wysunął dłoń z czerwoną kopertą. Lekko zdobioną czarnymi wzorkami.
- I po to musiałem wstawać w środku dnia? - zapytałem zrezygnowany.
Mężczyzna milczał. Otwarłem kopertę. Nie miałem problemu z widzeniem w ciemnościach, co było raczej zrozumiałe przez tryb życia jaki prowadziłem. Rozłożyłem gruby papier, który znajdował się w środku. Pierwsze zdanie napisane pięknym, odręcznym pismem, już wpłynęło na moje nerwy. Nie lubiłem gdy ktoś traktuje mnie przedmiotowo albo drugorzędnie.
"Dla Andreasa Smitha i jego demona.
Smith, mam dla was ofertę nie do odrzucenia. Wy, ja, Port Reagan-National, godzina 22.00. Nie lubię spóźnialskich.
Przyjaciel"
Tak brzmiała wiadomość. Podrapałem się po karku, przeglądając w głowie listę osób, którym podpadliśmy w Waszyngtonie, raczej nie była długa, a większość osób, które chciałyby zemsty nie wysyłałyby listu, tylko po prostu wpadłaby tu z karabinem maszynowym. Reszta nie była na tyle ogarnięta, by poznać nasz adres. Westchnąłem ciężko. Objąłem mężczyznę, który dostarczył mi list, ramieniem i poprowadziłem w kierunku salonu. Kiedy ja myślałem, on błądził wzrokiem tak, by zgrabnie mnie omijać. Przestępował z nogi na nogę zniecierpliwiony. Chciał już stąd uciec. Kiedy tylko zwróciłem na niego uwagę pobladł. Czułem wyraźnie jego strach, uśmiechnąłem się lekko.
- Nie ma się czego bać - zapewniłem.
Jednym mocnym pchnięciem posłałem go na podłogę w salonie. Uderzył głową w kant stołu, stracił przytomność, ale jeszcze oddychał. Nie zamierzałem mu przeszkadzać w leżeniu, dlatego przeszedłem nad nim i usiadłem na kanapie.
- Andy, poznajesz to pismo? - zapytałem podsuwając mu kartkę.
Kupka koca długo była w bezruchu, jakby nie zamierzała nawet na to spojrzeć, ale w końcu blada dłoń wciągnęła ją pod koc.
- Nie kojarzę - padło cicho po chwili.
- Masz zamiar tam iść? - zapytałem zabierając list, który znów został wysunięty poza koc.
Usłyszałem ciężkie westchnienie. Andy nie cierpiał podejmować decyzji na pusty żołądek i będąc niewyspanym. Teraz się to kumulowało. Podniosłem spodnie z ziemi - najlepiej spało się nam obu w samej bieliźnie - i wsunąłem do ich kieszeni list, zaraz później znowu znalazły się na ziemi.
- Jeśli chcesz możesz zjeść tą kanalię, która raczyła się do nas dobijać - powiedziałem wiedząc, że to poprawi mu humor.
Koc chwilę się ruszał, aż w końcu wyjrzała spod nieco zaspana twarz Andreasa. Rozejrzał się dookoła, a ja wskazałem na mężczyznę leżącego na ziemi. Uśmiechnął się rozmarzony widząc go.
- Daj mi koszulkę - powiedział wystawiając po nią rękę.
- Wstydzisz się? - zapytałem lekko zaskoczony.
- Zimnooo - bąknął lekko urażony.
Spojrzałem na podłogę, jednak nie zauważyłem tam przedmiotu, który mnie interesował. Wstałem, przeszedłem pod szafę, gdzie leżał jeden z plecaków, które były prawie bez dna. Jeden z nielicznych magicznych akcesoriów, który serio nam się przydawał. Załamywały przestrzeń w małym stopniu przez co mieściły sporo bagażu, a ciężar się prawie nie zmieniał. Wymyślono je już bardzo dawno temu, a nasze były jednymi z pierwszych modeli, dlatego już prawie sypały się w rękach. Musiałem chwilę w nim pogrzebać żeby wyciągnąć koszulkę Andyego. Zawsze wrzucał je prawie na samo dno. Rzuciłem mu prostą czarną bluzkę z długim rękawem, założył ją pod kocem i skulał się z kanapy. Podwinął od razu rękawy. Patrzył zadowolony na nieprzytomnego mężczyznę. Mi także, dzięki jego apetytowi, napłynęła ślina do ust.


<Andy?>

Od Andreas'a C.D. Noctis'a

Wywalili nas z klubu, a co dalej moglibyśmy zrobić? Szlajanie się po pubach odpadało, a jedynym rozsądnym wyborem, moim zdaniem, był krótki spacer i zatrzymanie się na dachu jednego z budynków, oglądając gwiazdy. Ot co, tak troszkę romantyzmu nikomu nigdy nie zaszkodzi, choć wprawdzie dość często udawałem się na tego typu wyprawki. Uwielbiałem je od zawsze, Noctis zaś łaził za mną, nie przeszkadzało mi to, z resztą lubiłem jego towarzystwo.
- Wiesz co, mam pomysł- powiedziałem nagle, uśmiechając się szeroko.- Chodźmy na dach, tam sobie posiedzimy, o przed tamtym bilbordem- odparłem wskazując ledwo widoczną reklamę zza rogu. Czarnowłosy zaś kiwnął głową na zgodę i ruszyliśmy w wymierzonym przeze mnie kierunku. Przemierzyliśmy opustoszałą ulicę, którą oświetlały tylko żółte światła latarni. Zatrzymałem się przed płotem ogromnej posiadłości. przy którym rosło drzewo. Zacząłem się wspinać, aby dostać się na gałąź, dzięki której mogłem przejść na dach. Starszy podążał za mną, aż w końcu oboje znaleźliśmy się na nim. Usiedliśmy po turecku i patrzyliśmy na tablicę, na której pisało "Hend of glory".
- Ej, tu chyba miało być "Hand of glory"- mruknąłem, wyjmując z kieszeni skręta.
- Chyba, że chodzi im o "Rozruch Chwały", ale po co mieszać tak niemiecki z angielskim?- spytał robiąc dokładnie to samo co ja. Wyciągnął zapalniczkę z kieszeni i podpalił maryśkę, którą mieliśmy już w ustach.
- Proszę cię, żaden idiota by tego tak nie zrobił, to jest bez sensu.- prychnąłem niby urażony, zaciągając się rozluźniającym dymem.
- A może miało być "Pies Chwały"?- wyszczerzył zęby w uśmiechu. Pokręciłem tylko głową przecierając dłonią twarz. W końcu zaszczyciłem Noc'a swoim lekko kpiącym wzrokiem.
- No jeszcze czego. Jak na psa są zbyt głupi. - burknąłem, na co ten wzruszył ramionami.
Siedział spokojnie i palił, a ja czekałem aż skończy- długo to nie trwało. Wyrzuciłem niedopaloną końcówkę, którą trzymałem w ustach na sam dół, a demon za mną.Patrzyłem chwilę przed siebie na oświetlone miasto, aż poczułem się senny.
-Wracamy?- zaproponował błękitnooki, najwidoczniej czując moją senność, na co skinąłem głową. Miał w tym trochę, a raczej dość dużo racji, bo pragnąłem zakopać się pod kocem i spać, aż do wieczora. Ciężko było nam dowlec się do mieszkania, ale jakimś cudem nam się udało nie potykając się o własne nogi. Pokonaliśmy schody w bloku na trzecie piętro i już znaleźliśmy się w mojej ukochanej ostoi. Myślałem by iść wziąć prysznic, jednak stan w jakim się znajdowałem mówił jedno: łóżko i pierdolić wszystko. Rozebrałem się ledwo co do bielizny i położyłem na kanapie. Na Noctis'a długo czekać nie musiałem, zaraz położył się za mną rozebrany. Przykrył nas kocem, a ja zadowolony odwróciłem się przodem do niego i wyskrobałem na jego klatkę piersią, na której ułożyłem się wygodnie do snu. Zakryłem siebie szczelniej kocem i przy okazji jego, aby ciepło nie uciekało. Nienawidziłem takiego zimna, a że starszy idealnie sprawował się w roli grzejnika, nie przeszkadzało mi. Wtuliłem się mocniej w niego i odpłynąłem do krainy, krwawych snów. Czekał mnie kac, ale wcześniej trzeba było się wyspać, aby jakoś go... przetrawić.


<Noc? >

Od Viktora Cd. Angel

- Daro, czy ja wyglądam jak... alfons?
- Słłłłucham, sayidi
Trzeszczący głos kocura sprawił, że drgnął. Brzmiał jak obcokrajowiec ze słabym akcentem.
- Czy ja wyglądam jak alfons?
- Nie wiem kim jest anfons, sayidi.
Demon zmarszczył czoło. Czyli jednak na pustyni nie mają alfonsów.
- Daro, wiesz co to harem?
- Wiem, sayidi.
- A czy ja wyglądam na osobę, która posiada własny harem, do którego wpuszcza innych mężczyzn za pieniące, by kosztowali uciech cielesnych z mymi nałożnicami?
- Mylisz pojęcia, sayidi.
- Słucham?
- Teraz mówisz o burdelu. Nie haremie, sayidi
Jego "sayidi" powoli zaczynało grać Viktorowi na nerwach, jednak wiedział, że jakakolwiek próba namówienia kocura do zaprzestania mówienia dziwacznego słowa na końcu każdego zdania, spełznie na niczym. Kilka tygodni temu próbował nauczyć go słowa "Panie". Panie lepiej brzmi, prawda? Panie jest dostojne. Panie jest godne. Panie jest... jest... szlachetne! Jednak z nieznanych mu powodów, Daro nie potrafił go wymówić. Za każdym razem wychodziło mu "paeanie", "payadanie" i inne tego odmiany. Niby pięć liter, niby proste, a jednak materiał na dywan miał z nim problem.
- Wiesz co to burdel, a nie wiesz co to a.... z resztą, nie ważne. Podejdź tu.
Stawiając kroki długie na metr z dużym hakiem, khajiit podszedł do pana, który siedział na fotelu z laptopem na kolanach. Mimo swojej niechęci do współczesnych wynalazków, urządzenie typu laptop zdobyło jego zaufanie i można powiedzieć, że w pewnym sensie uzależnił się od surfowania po internecie.
- Patrz co za komentarz wstawił jakiś śmiertelni na mój temat! 
"Gwiazdki: *
Opinia: Nie polecam. Lokal pełen dziwnych typków, jedzenie średnie, właściciel wygląda jak połączenie alfonsa z Gandalfem. Omijać szerokim łukiem."
- Sayidi, powinniśmy zniszczyć go, pozbawiając sensu jego egzystencję.
Promienny uśmiech wykwitł na twarzy demona. Rzeczywiście, to było to, na co miał ochotę tego dnia. Zabawić się ludzkim życiem!
- Daro, wychodzę.
***
Ni deszczu, ni wiatru, ni mgły, ni zamieci. Dlaczego pogoda jest dzisiaj tak idealna? Noc. Powinno być zimno, natomiast przez poły czarnego płaszcza czuł, że jest przynajmniej 18*C. Rozejrzał się, wzdychając. Jego poprzedni zapał powoli opadał. Odechciało mu się polowania. Mógł zostać w rezydencji, napawając się dźwiękami rozpaczy dochodzącymi z pwinicy.
Właśnie planował zawrócić, gdy ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół, unosząc jedną brew. Dziewczyna. Od razu się skrzywił. Tolerował małe dziewczynki, ale młode dorosłe i dorosłe kobiety działały na niego jak płachta na byka. Jednak... chwila chwila, czuć od niej było woń... woń siarki. I... hm, nuta starości? Zmierzył ją dokładniej wzrokiem. Czyżby demon?
Odwrócił się, podążając za jej wzrokiem. Zobaczył jedynie niknące w mroku plecy mężczyzny.
- Chyba w czymś przeszkodziłem - mruknął, marszcząc czoło w zamyśleniu.

<Angel? No popatrz, trochę poczekałam i jest>

Od Koneko CD Sakury

Taki energiczny, niespodziewany upadek z wysokiego łóżka, troszkę mnie potłukł że troszkę zabolał, jednak na szczęście nic mi się nie stało takiego poważnego, wiec mogłam, wtedy na szczęście z tego upadku bez problemu wstać na cztery łapy. Tak sobie wstając powolutku z upadku, na cztery łapki, zapomniałam kompletnie o osobniku, który był zemną na łóżku i to był mój błąd, ponieważ ta osoba szybko podeszła do mnie i energicznie od tylu mnie złapała że nawet nie zauważyłam kim owa osoba była, wtedy tylko spanikowałam i skuliłam się w kłębek. Później, po paru sekundach uświadomiłam sobie że mój głośny upadek mógł obudzi, usłyszeć osobnik, który na łóżku był za mną i który mnie trzymał, wtedy gdy to sobie uświadomiłam zaczęłam się przestraszona trząść, ponieważ jako mały kotek nic nie mogłam zrobić! Na szczęście strach, panika szybko minęły , gdy usłyszałam milutki głos owej osoby, która mnie trzymała na rękach, właśnie wtedy odważyłam się spojrzeć na ową osobę. Zobaczyłam wtedy promienistą, śliczną, pachnącą ładnie dziewczynę, która się do mnie uśmiechała i ciągle do mnie mówiła, wtedy przestałam się bać i z ciekawością słuchałam ją co miała do powiedzenia.
~~~~
 - Wybacz mi jeżeli ciebie przez przypadek zawaliłam z łóżka. Naprawdę tego nie chciałam - Mówiła słodkim głosikiem dziewczyna trzymająca mnie na rekach, która mnie po chwili pogłaskała -  Pewnie jesteś głodna, podobnie jak i ja. Tak więc czas, abyśmy zjadły wspólnie śniadanie.. Co ty na to ? - uśmiechneła się do mnie radośnie różowłosa dziewczyna, a ja wtedy rozbawioną minką kiwnęłam pozytywnie kocią  główką odpowiadając jej na jej pytanie.
~~~~
Dzięki odpowiedzeniu mym pozytywnym gestem, różowłosa dziewczyna z radosnym uśmiechem zabrała mnie do wielgaśnej kuchni, po czym tam odłożyła mnie delikatnie na stół :
~~~~
~~~~
 Już wchodząc do tej kuchni od progu czułam  magię przepełniającą to pomieszczenie. Mimo braku przestrzeni wszystko było pięknie uporządkowane.Od razu rzuciło mi się w oczy bialutki blat, wiele  półek, szafek, długi drewniany stół na którym stałam oraz maleńki piekarnik ustawiony w rogu ze starannie ułożonymi, błękitnymi kafelkami.Stał wrogu,wiec wydawać się mogło, iż dzięki temu jest osamotniony, ale nie. Koło piekarnika  stał koszyk na śmieć, a powyżej znajdowały się  dwie półki na bladoniebieskiej ścianie. Jasne miseczki, talerze, garnuszki ustawione na tych półkach kontrastował
 z ciemnymi elementami mebli. Pod jedną z półek wisiał  maleńki obrazek. Koło białego ślicznego blatu na którym dużo leżało rzeczy kuchennych takich jak na przykład czajnik, mikrofalówka  stała wielka lodówka, przy której po chwili naprzeciwko jej się znalazłam,dzięki pomocy różowogłowej dziewczynie,która otwierając lodóweczkę  pozwoliła mi  samej zdecydować, wybrać jedzenie które chciałam teraz zjeść.  Ten gest był naprawdę milutki!  Dziewczyna naprawdę wydawała się być  bardzo miła oraz opiekuńcza, a jej głos rozbawiał mnie do kociego uśmiechu, oraz jej dotyk dawał mi siłę, po prostu zaczynałam ją lubić! Tak stwierdziłam rozglądając się po lodówce. Po pewnej chwili, gdy różo-włosa zapytała :
~~~
  Wiesz jak chcesz to zawsze mogę ci coś upiec?
~~~
Zdecydowałam się już co chciałam zjeść ze  weszłam do lodówki i po chwili z niej wyciągnęłam  pudełeczko z jajeczkami oraz spojżałam na dziewczynę swym uroczym, kocim spojrzeniem.Właśnie wtedy dziewczyna rozbawiona, kucnęła na przeciwko mnie, pogłaskała mnie po główce mówiąc wtedy tak do mnie:
~~~~

~ Wiec chcesz coś zjeść z jajek, ale co na przykład ? - Podniosła pudełeczko z jajek oraz mnie odkładając nas na blat - Może być jajecznica ? - Zaśmiała się wyciągając z szewki patelnie, pokazując mi ja , wtedy ja odparłam

~ Tak!...Uwielbiam jajecznice!
 ~~~~~
~~~~
Niestety, jak się odezwałam, to  dziewczyna zamarła upuszczając patelnię na ziemie, robiąc wtedy głośny hałas, wyglądało to tak , jakby mnie zrozumiała  i tym się bardzo zaskoczyła,ale tak nie mogło być, bo byłam zwyczajnym kotem...Prawda ?....



( ?)
//Ps: Cieszę się że chcesz z takim kociakiem się bawić..Dziękuje  //
  



czwartek, 29 czerwca 2017

Od Sakury CD Koneko

W kominku płomień zgasł, a ja wciągnęłam się w czytanie książki. Sama jednak nie wiem kiedy zasnęłam. Wiem tylko tyle, że obudził mnie łomot. Wstałam wtedy szybko, przypominając sobie o kotku, którego wczoraj przygarnęłam do siebie. Spojrzałam się na łóżko, a tam go nie było. Wstałam z łóżka nawet nie ubierając kapci, a mały kociak leżał na drewnianej podłodze. Pobiegłam do niej i wzięłam na ręce.
- Wybacz mi jeżeli ciebie przez przypadek zawaliłam z łóżka. Naprawdę tego nie chciałam - pogłaskałam kociaka po główce. - Pewnie jesteś głodna, podobnie jak i ja. Tak więc czas, abyśmy zjadły wspólnie śniadanie. - sama nie wiem dlaczego zaczęłam mówić do kociaka, ale chyba brakowało mi rozmowy z kimś. Już od dawna nie rozmawiałam z kimś tak jakby to nazwać, na codzień. Zazwyczaj rozmawiałam z ludźmi, gdy ci mieli dla mnie jakaś pracę. Położyłam kotkę na stół, a ja zdążyłam się w kuchni. Tam przypadkiem sobie kubek kawy z dużą ilością mleka. Można to było raczej nazwać mleko z kawą a nie kawa z mlekiem. Do tego kilka kanapek. Jednak miałam mały problem. Całkowicie nie wiedziałam co mam dać kociakowi jeść.
- Ej, mała co chciałabyś sobie zjeść? Na pewno do picia będziesz chciała mleko, ale co z jedzenie. Może sama sobie coś wybierzesz? - popatrzyłam się na kotka, a on wstał na równe łapy i chciał zejść ze stołu, ale było trochę za wysoko tak więc mu pomogłam. - Wybieraj! - uśmiechnęłam się w jej stronę. Otworzyłam lodówkę, a ona zaczęła się po niej rozglądać.
- Wiesz jak chcesz to zawsze mogę ci coś upiec? - dałam również i taka propozycję. Nie chciałam, aby przez mnie głodowała.

<Koneko?> z miłą chęcią pobawię się z tak uroczym kotkiem ^_^

Od Koneko CD Sakury

Ból z głębokich ran był naprawdę bolesny do łez że naturalne było że znów przez to straciłam przytomność, jednak dziwne było to że po chwili ból ustał zastępując go ciepłym, opiekuńczym uczuciem, który dał  mi siłę, która mnie obudziła ze snu, wtedy właśnie otworzyłam swoje maleńkie, kocie oczka i ujrzałam niewielki pokoik.
 Który był  radosny  i kolorowy, ponieważ miał cztery ściany oraz sufit  w kolorze niebiesko, fioletowego, rozgwieżdżonego nieba, a na podłodze były panele jasnego koloru, które ozdabiał mały,włochaty dywanik w kolorze niebieskim. Na przeciwko drzwi znajduje się okno,przez które przenikały promienie słoneczne, które mnie raziły w oczka że musiałam się podnieść i uciec w bok od promieni, wtedy zauważyłam na parapecie piękną kolekcje porcelanowych kociaków, wiele półek z książkami i wiele eleganckich szaf oraz na czym stoję czyli mięciutkie łóżeczko. Tak się z ciekawością, przyglądałam pomszczeniu zadając sobie jedno pytanie :
~~~~

 " Gdzie ja jestem ?"  
 ~~~~
 Tak sie zastanawiając,  usłyszałam za sobą 'ziewniecie' oraz poczułam za sobą przeciągającą się kołdrę, wtedy  zaniepokoiłam się i energicznie skoczyłam na krawędź łóżka obracając się za siebie, wtedy niestety straciłam równowagę i spadłam z łóżko na ziemie, wtedy lekko się potłukłam.


(Sakura?)
//Ps. Moja postać na razie nie może zamienić się w ludzką postać wiec się baw z kotkiem :3//

Od Davida cd. Hieremihela

Podczas kiedy on zajmował się rybakami i łodzią, ja czekałem na wyschnięcie ogona. Zacząłem się zastanawiać jakim cudem zamieniam się w człowieka. Może gdyby rodzice żyli, by mi odpowiedzieli na to pytanie? Raz zapytałem się Colina, czego żałuje. Gdybym się wtedy nie wygadał, dalej byśmy byli normalnymi braćmi, a tak się odwrócił ode mnie. A do tego i tak nie znał odpowiedzi. Może mam w sobie ludzką krew? Albo ciąży na nas jakaś klątwa? Albo jako dziecko coś wypiłem?
Łuski stwardniały, wyschły (tak samo moje włosy), po czym ogon się rozdwoił, niebieska powłoka zniknęła razem z łuskami i pojawiły się ludzkie nogi w niebieskich szortach – jak dobrze, że ubranie zmienia się razem ze mną. Gdy dowiedziałem się, co mają ludzie, kiedy przechodziłem akurat obok wycieczki szkolnej bez niczego, prawie dostałem zawału. Na początku nie rozumiałem na co krzyczą, aż w końcu zrozumiałem, że byłem nagi. Cud, że trafiłem na jakiegoś miłego staruszka, któremu wmówiłem, że mnie okradli. Na to wspomnienie się cicho zaśmiałem, kiedy obok mnie pojawił się Jeremiel z informacją, że wszystko załatwione i nic już nie grozi mi, ani innym syrenom.
- Dzięki – odetchnąłem z ulgą, po czym wstałem. Na początku nieco chwiejnie, tak jak to na samym początku. Chłopak także wstał, dlatego przytrzymałem się parę sekund jego ramienia, poruszyłem nogami i mogłem już kroczyć jak dumny człowiek.
- Gotowy? - skinąłem głową i ruszyliśmy ścieżką wydeptaną przeze mnie, nie była ona aż tak widoczna, ale z łatwością można było ją wyróżnić z pomiędzy trawy i drzew. Po plaży zagłębialiśmy się w las. - Gdzie najczęściej chodzisz w mieście? - zapytał przerywając ciszę, w której można było się przysłuchiwać leśnym ptakom. Wiatru w ogóle nie było, to był piękny słoneczny dzień, z białymi puszystymi chmurkami na niebie.
- Miejsca publiczne, kawiarnie, bary. Miejsca, w którym można obserwować ludzi – odpowiedziałem.
- Dobry wybór – stwierdził.
- Możemy zajść do jednej, bardzo ją polecam. Tłoku tam dużego nie ma, ale jest przepysznie i tanio – zaproponowałem. Chłopak chwilę się zastanawiał, aż się zgodził. Przeszliśmy przez las, a potem od razu wkroczyliśmy w miejski próg. Uderzył we mnie smród samochodów, które właśnie przejeżdżały obok nas. Ludzi byli już do tego przyzwyczajeni, dlatego dym ulatniający się z tej dziwnej rury na tyłach samochodu nie robił  na nich żadnego wrażenia. Ohydztwo.
- Tobie też przeszkadza ten smród – usłyszałem głos towarzysza. Spojrzałem na niego i skinąłem głową.
- Nasza woda jest czysta jak łza – skomentowałem. - Chodźmy stąd – powiedziałem przyspieszając w kierunku kawiarni, do której mieliśmy iść. Nie była ona daleko, na drugiej ulicy za rogiem. Mimo, iż nie było to popularne miejsce, tego dnia prawie wszystkie stoliki był zajęte. Zajęliśmy miejsca na tarasie.
- Myślałem, że będzie mniej ludzi – lekko się uśmiechnął.
- Ja tak samo... - podniosłem kartę dań. - Co bierzesz? Mi strasznie posmakowała kawa i ciasto czekoladowe.

<Hieremihel? Kompletny brak weny>

środa, 28 czerwca 2017

Od Sakury CD Koneko

Spotkałam bóstwo, którego nawet nie znałam. Nie wiedziałam czy mam jej dziękować za jej podarek jakie były jej oczy, buczy miałam być wściekła. Niestety nie mogłam nic już zrobić. Wreszcie spotkałam ją raz, poczynając zemdlałam i nie spotkałam jej. W dodatku mówiła coś o ty, że nie zostało jej wiele czasu.
Wróciłam do miasta, które to od niedawna wróciło do swojej prawdziwej postaci. Przynajmniej wyglądało to tak na pierwszy rzut oka. Założyłam kaptur ku swojej czarnej peleryny, a miecz zawiesiłam na plecach dzięki czemu był pod peleryną. Nikt nie musiał go widzieć z resztą jak i samej mnie. Nie lubiłam za bardzo miasta, ale co zrobić. Od czasu do czasu musiałam tu przychodzić, aby kupić potrzebne rzeczy. Idąc z mniejszą torbą, która miałam obecnie przerzuconą przez ramię, szłam uliczka, która nie należała do zbytnio dobrze znanych dla innych ludzi. Zapewne było to spowodowane tym, że większość ludzi z tej uliczki była niebezpieczna. Miałam słuchawki na uszach, aż nagle mój zmysł kazał mi je zdjąć. Zdjęłam je i przesłuchałam się uważnie. Usłyszałam miauczenie kota. Poszłam za odgłosem kota który tak miauczał. Po jego wydawanym głosie mogła uznać, że coś się mu stało. W końcu go znalazłam. W starym kartonie był brudny kociak, który to odniósł poważne rany. Wzięłam go delikatnie na ręce. On lub ona prawdopodobnie zemdlała, bo już więcej nie miauczał. Zaczęłam śpiewać mu piosenkę, aby za pomocą moich oczu i ich mocy, jego lub jej rany się zagoiły.
Flower, gleam and glow
Let your power shine
Make the clock reverse
Bring back what once was mine
Heal what has been hurt
Change the Fates' design
Save what has been lost
Bring back what once was mine
What once was mine...
Wzięłam kociaka ze sobą do domu. Tam położyłam ją na swoim łóżku. Była to kotka. I byłam tego na sto procent pewna jakby nie było, ona mi za bardzo wyglądała na samiczke. Zresztą mniejsza o to. Prędzej czy szybciej się dowiem. Coś mi tu za bardzo nie pasowało. Jak dla mnie pod postacią tego kociaka, skrywają się jakaś osoba. Położyłam na główce kociaka mały ręcznik, który wcześniej zamoczyłam w wodzie.
- Odpoczywaj mała! Jutro rano powinnaś poczuć się lepiej - pogłaskałam ja leciutko po tułowiu.
Położyłam się po drugiej strony kociaka. Odwrócona jednak twarzą byłam do niej. Wzięłam książkę, który ta miałam zamiar dzisiaj przeczytać podczas czuwania nad małą kotka.
<Koneko?>

Od Koneko



Zdawało się, że   dnia makabrycznej wojny upłynął zatrważająco szybko. Mimo, jak mi się zdawało, wczesnej pory, po oddzieleniu się z zbawicielką , całe wymarłe, krwawe miasteczko było ogarnięte mrokiem, bólem, cierpieniem,  niezmąconym przez światło żadnej latarni ani lampy w okiennicach obskurnych, kamiennych budynków. Odkąd zgubiłam swój, i tak już zepsuty, zegarek, zupełnie straciłam poczucie czasu. Chociaż... skoro czas jest wynalazkiem człowieka, to po co miałby być potrzebny w świecie pozbawionym ludzi...?
~~

Tak się zastanawiałam, każdego dnia  patrząc na gołą rękę na której miałam zegarek oraz na upadłe miasto, w którym próbowałam przetrwać. Na porządku nie było to łatwe! Wiele razy wpadałam w tarapaty! Cierpiałam i nawet gorzej, lecz za każdym razem udawało mi się przetrwać to wszystko. Na porządku nie wiedziałam jak, jednak gdy zaważyłam zmiany w mym ciele i siłę to wtedy zrozumiałam oraz się przestraszyłam że przez pewną kobietę, która mnie uratowała od śmierć zamieniła mnie w coś dziwnego. Na porządku panikowałam, jednak po paru dniach w niewoli przez złych ludzi zrozumiałam że to co mi się przytrafiło może mnie uratować, gdy będę to kontrolować i pomoże mi odnaleźć to co utraciłam dawno temu czyli miłość i opiekę drugiej osoby...
~~
Po ciężkich wielu dniach samo nauki kontroli swych nienaturalnych sił, mocy udało mi się uwolnić od niewoli i  przetrwać nie miłe, masakryczne dni na wojnie oraz pomagać innym w potrzebie. Niestety pewnego dnia to mnie zgubiło...
~~
Chciałam pomóc nie winnym  ludziom, którzy mieli zostać przez 4 żołnierzy rozstrzeliwanych, wtedy nie pomyślałam o moim zdrowiu i osłabieniu, przez brak odpoczynku oraz głodu po prostu wtedy działam! Odwróciłam żołnierz uwagę, a ludzie uciekli skrywając się, wtedy żołnierzy tym się w kurzyłam  że   za mną pobiegli ginąc mnie i strzelając do mnie. Byłam bardzo zwinna, jednak to zmęczenie....
~~

Konsekwencje były bolesne! Dostałam! Kiedy tylko poczuła silne ukłucie na  pod brzuszu , niemalże od razu zalałam się fala osłabienia i zamroczenia że upadłam na ziemie czołgając się do ciemnej uliczki ostaniach sił które miałam żeby żołnierze mnie nie odnaleźli. Zakrwawiona z bólu straciłam przytomność że przeobraziłam  się nieświadomie w maleństwo wpadając wtedy do pudełka.
  Wiele dni, miesięcy… Kto to wie…Tak leżała…

~~

Pewnej dyszowej nocy odzyskałam przytomność i zobaczyłam przez dziurę w pudełku oraz z szczeliny żyjące, odbudowane miasto w którym się wychowałam, wtedy zastanawiała się czy to nie był tylko sen małego kotka , który został porzucony w makabryczny stosunkach. Miałam wtedy mętlik w głowie i nie mogłam się ruszyć przez ranny, które zaczęły mnie tak boleć że zaczęłam miauczeć z bólu. Niestety nikt nie podszedł, nie zareagował i nie zauważył w ciemnej uliczce w Starym kartonie rannego kotka, który miauczał z smutku …
~~

Aż pewnej chwili, ktoś usłyszał,zareagował, podszedł i otworzył pudełko...




(Kto jest tym szczęściarzem ? )

Od Sakury

Miałam zamiar, a raczej po prostu musiałam niż miałam chęć wyjścia na miasto. Nim do niego wyruszyłam musiałam zrobić trzy najważniejsze dla mnie rzeczy. Pierwsza była taka, że założyłam słuchawki na uszy, aby słuchać muzyki. Droga rzecz to założenie peleryny, aby nikt nie zauważył moich włosów i najważniejszej rzeczy, mojego miecza. A trzecia trochę mniej ważna, ale wciąż ważna to to, aby wziąć ze sobą torbę na ramie. Bez tego to się nie ruszyłabym za żadne skarby świata. Przekroczenie progu domu bez jednej z tych rzeczy, mogła mi przynieść większe problemy niż te co na codzień mogą mi się przytrafić.
Puściłam jedną z składankę najnowszych piosenek i ruszyłam w stronę miasta. Mój dom znajdowała się poza granicami miasta, więc musiałam kawałek przejść pieszo. Nie przeszkadzało mi to jednak. Szczerze mówiąc sprawiało mi to po części radość. Stanęłam na uliczce która prowadziła, aż do samego jej końca sklepów. Mało kiedy auta tu przejeżdżały bo nie chcieli utknąć w korku spowodowanym przez tłum ludzi. Przedzierając się przez wspomniany wcześniej tłum ludzi, chciałam dotrzeć do jednego ze sklepów gdzie mogłabym kupić nowe słuchawki. Co prawda kupiłam ostatnio sobie nowe, ale widziałam, że w nudnym z pobliskich sklepów są słuchawki z narysowanym koliberkiem i kwiatami. Chciałam je mieć. Przedzierałam się przez ludzi przez co na niektórych z nich wpadałam. Chciałam jaj najszybciej się wydostać. Niestety było to niedoczekanie moje. Będąc już prawie ku celu, ktoś od tyłu mnie popchnął, a ja wpadłam na kogoś. Przez co wylądowaliśmy oboje na ziemi. Niefortunnie bo osoba na którą wpadłam była pode mną i musiała udźwignąć mój ciężar.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam... - powiedziałam zakłopotana cała ta sytuacją. Jako, że mój kaptur od peleryny spadł, szybko go założyłam na głowę, aby przykryć swoje różowe włosy. Wstałam również szybko na nagi, aby nie ciążyć więcej osobie na którą to wpadłam. - Naprawdę przepraszam... - wyciągnęłam pomocna dłoń.

<Ktoś?>

"Uśmiechaj się, nawet wtedy kiedy chce ci się płakać. I tak ci nikt nie pomoże, przytuli, wesprze... musisz przeć na przód o własnych siłach..."

"Uśmiechaj się, nawet wtedy kiedy chce ci się płakać. I tak ci nikt nie pomoże, przytuli, wesprze... musisz przeć na przód o własnych siłach..."

Sakura Chizuya 

 Neko, Sa-chan | 17 lat| Głos | Uważa, że jest człowiekiem. Gdyż tak było kiedyś. Teraz sama nie wie kim jest. Posiada oczy Bogini i miecz Demona. Wciąż szuka odpowiedzi na to kim ona tak naprawdę jest. Jeżeli wiesz to powiedz?! :)

Oczy, które dostała od bóstwa
Głos lub flet mogący zrobić wszystko czego zechcę
Demoniczny miecz, który potrafi zmienić swój kształt
_____________________________________________________
_________________________________________

“Samotność jest jak ogród, w którym dusza usycha, a kwiaty przestają pachnieć.”
(Historia) 
Dzień w którym na świat przychodzi dziecko, powinien być najszczęśliwszym dniem dla każdego rodzica. Jednak nie dla moich. Jak tylko się urodziłam zostałam oddana pod opiekę kościoła, w którym to zostałam poddana pod opiekę pewnego mężczyzny imieniem Hayato. Miał mnie wychować tak jakby wychowywał swoje własne dziecko. Problem w tym, że on całkowicie nie wiedział nic na temat dzieci. Sam ich nie miał, a oni dali mu za zadanie, aby mną się opiekować. Z tego co opowiadał mi Hayato, zawsze sprawiłam mu problemy, ale powiedział również to, że nie wie jakby jego życie wyglądało beze mnie. Nauczyłam się od swojego opiekuna, którego często nazwałam swoim "mistrzem" szermierki, walki różnymi broniami i walki wręcz. Po treningu, zawsze przychodził czas na przyjemności. Zawsze wstawałam z uśmiechem. Mój mistrz Hayato pozwolił mi również założyć swój mały ogródek, który to razem pielęgnowaliśmy. Bardziej ja niż on, bo on zajmował się tylko i wyłącznie drzewem wiśni.

Hayato nazwał mnie Sakura i posadził koło naszego domu drzewo wiśni Sakury. Z jednej z historii Hayato, opowiedział mi o tym dlaczego nazwał mnie Sakura. W moje jedenaste urodziny mieliśmy się oboje wybrać poza las i góry, w których znajdowała się nasza mała chatka. Nie mogłam się doczekać wprost tego dnia!
Jednak dzień przed moimi urodzinami, naszą chatkę zaatakowali pewni ludzie. Hayato mnie obraniał i też tak zrobił, przepłacił jednak to życiem. Podeszłam do niego. Chwyciłam go za rękę, a łzy z oczu nie chciały przestać mi lecieć. Słowa jakie wydobył z siebie na sam koniec, zapamiętałam je. "Pamiętaj, żeby bronić słabszych, zawsze iść naprzód, nie poddawaj się, pamiętaj kim jesteś i nie daj się nigdy złamać. Kocham ciebie córeczko, tak więc nie zapomnij o mnie" jego oczy się zamknęły, a jego twarz wyglądała jakby spał z uśmiechem na twarzy. Cały czas byłam przy nim, do czasu jak ktoś inny z kościoła nie przyszedł.
Pojechałam wraz z nimi, a pewna kobieta, która jechała ze mną, podarowała mi pudełko zawinięte kokardą. Otworzyłam je, a w nim znajdował się wachlarz, szpilka do włosów i zdjęcie Hayato ze mną. Moje życie zmieniło się. Cały czas przeżywałam z zakonnicami lub księżmi. Niby dbali o mnie, ale ja wciąż czułam smutek. Nie miałam już swojego ogródka, drzewko o które tak dbał Hayato również nie było, jak i samego Hayato, który mnie uczył i obdarowywał mnie miłością zniknął. Wszystko to co było dla mnie rozpłynęło się w jedną noc. Zapamiętałam słowa Hayato i szłam zawsze przed siebie. W wieku trzynastu lat dostałam miecz, który to należał niegdyś do jednego z demonów. Może i miała jedną najpotężniejszych broni, ale niósł się również z tym konsekwencje...
Uciekłam z zakonu jak tylko ukończyła czternaście lat...

" Każda twarz może mieć na sobie tyle masek ile istnieje ich na świecie..."
(Charakter) 
Sakura jest miłą i przyjacielską dziewczyną. Ta dziewczyna należy do dziewczyn, które cały czas by się uśmiechały. Gdy coś się jej nie podoba podchodzi do tej osoby i wali prosto z mostu. Wreszcie nie poznaje się książki po okładce, czy jak tam było to przysłowie. Osoby które rozmawiały na jej temat nie przeszkadzały jej. Przechodziła koło nich z uniesioną głową. Kocha się bawić z innymi jak i im pomagać. W dodatku wplątuje się często w kłopoty.
Nie przejdzie obojętnie obok osoby która głoduje czy jak dziecko jest smutne lub płacze. Widząc jakieś słodkie zwierzątko, nie może się oprzeć i musi je pogłaskać. Chociaż jakby to był jakiś dziki wilk. O dziwo zwierzęta się jej nie boją. Gdy buja w obłokach jej kłopoty zwiększają się o sto procent i to na bank. Smutki i złość odstawia na bok, zupełnie tak samo jak jej kłopoty. Woli się uśmiechać i udawać, że jest wszystko w porządku niż jakby miała się komu kolwiek żalić. Zawsze stawia na pierwszym miejscu osoby którym zaufała, obiecała lub na kogoś komu jej bardzo zależy. Jednak to czego by nie zrobiła to by się nie kłóciła. Stara się uciekać i nie stawać po czyjejś stronie. W takie sprawy nie miesza się i unika ich.
Zawsze podejmie się jakiegoś ryzykownego wyzwania. Pomimo tego, że jest taka odważna to ma ogromne problemy, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Co prawda Sakura jest rozsądna, ale popełnia czasami bezmyślne błędy, z czego są czasami dość poważne konsekwencje. Troskliwa o wszytko i wszystkich. Nie zostawi nikogo w potrzebie. Jeżeli ma złe dni to potrafi być złośliwa i bezczelna, ale próbuje nad tym panować i mało kiedy jej się to zdarza, mówiąc szczerze prawie nigdy. Słabym, a może i największym punktem Sakury jest jej upierdliwość i dążenie do tego co sobie postanowi. Zawsze wszystko robi starannie.

" Kolor oczu nie określa tylko ich piękna, ale i też kolor aury..."
(Oczy od Bogini - zarys mocy) 
Wędrując przez góry, których to nazwy nawet nie znałam. Moja katana była blisko mnie tuż pod płaszczem, aby nikt jej nie rozpoznał. Stając na samym szczycie góry zobaczyłam wspaniały zachód słońca. Weszłam na sam szczyt tylko po to, aby zobaczyć ten zachód słońca o którym to kiedyś wspominał mi Hayato. Zaczęłam schodzić z góry jak tylko niebo przybrało barwę ciemnego granatu, a jasne gwiazdy pokazały swój piękny blask. Niebo było dzisiaj przepiękne w dodatku świerszcze dzisiaj przepiękne grały, a latające świetliki wyglądały jakby tańczyły. Na mojej drodze stanęła pewna kobieta, który nie wyglądała na człowieka. "Dziecko, które nie zna swoich rodziców, straciło najbliższą osobę, zasługuje na coś ode mnie. Jako iż niedługo mój czas się skończy, podaruje ci moje oczy, które posiadają wielką moc jak tylko zagrasz na flecie lub zaśpiewasz. Dzięki temu możesz stać się kimś o wiele lepszym" nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż zasnęłam. Obudziłam się, gdy ptaki zaczęły poranny śpiew. Niby nic się nie zmieniło, bo tylko spałam, ale coś mi nie grało. Znalazłam rzeczkę. Przeglądając się w tafli wodzie zauważyłam, że moje oczy z koloru błękitnego zamieniły się na gwiaździste niebo. Jednak były one tylko przez chwilę, wróciły one jednak do mojego prawdziwego koloru, błękitnego.
Znaczenie słów kobiet, której spotkałam na tamtej górze zrozumiałam, jak tylko zaczęłam śpiewać, podczas śpiewania wyobraziłam sobie ptaki które to widziałam ostatnio. One pojawiły się koło mnie, a moje oczy zmieniły kolor na zielone.

W zależności od tego o czym sobie pomyślałam podczas śpiewania, kolor oczu mi się zmieniał. Przybierały one kolor gwieździstego nieba, zielone, różowe oraz dwukolorowe czyli jedno oko było koloru złotego, a drugie zielone (bywało zazwyczaj to wtedy kiedy miało to coś związek z czasem)



" Posiadanie mocy i wyróżnianie się nie jest czymś zły. Pamiętaj, że powinieneś zawsze wiedzieć kim jesteś i dlaczego to robisz..."
(Opis mocy miecza)
Oczy jakie zyskała od Bogini w górach ujawniają swoją moc jak dziewczyna zacznie śpiewać i wyobrazi sobie to czego chce. Jej oczy wtedy zmieniają kolor. To jest moc oczu natomiast jej demoniczny miecz Murasame posiada całkowicie inną moc. Zupełnie przeciwną od mocy oczu. Wyciągając go z pochwy jej siła ataku tylko się zwiększy. Natomiast, gdy napisze na nim swoja krwią pewien wyraz przemieni się coś na wzór demona. Wyrosną jej rogi, a do okoła będą się pojawiać kwiaty wiśni. Tam gdzie postawi swoją nogę pojawią się biały kwiaty, różnego gatunku. Jednak, gdy kogoś zrani lub zabije, kwiaty zabarwią się na czerwono i czarno.

"Miecz nie służy do zabijania, a do ochrony słabszych.Pięści nie służą do pobicia kogoś, a ochrony samego siebie"
(Opis postaci) 

Idąc przez uliczkę, która nie słynęła do tych najlepszych i najbezpieczniejszych, zdjęłam kaptur z głowy. Moje długie różowe włosy uwolniłam z objęć kaptura i rozwiały się na wietrze. Opadł na moje plecy, a końce włosów sięgały mi, aż do kolan. Były one trochę uprzykrzające, ale nie miałam serca, aby ich ściąć. Moim błękitnym oczom przykuła uwaga grupki chłopaków, którzy to cały czas się na mnie patrzeli. Miałam tylko nadzieję, że nie wynikną z tego żadne problemy. Miecz był schowany pod czarną peleryną. Będąc prawie ku celu, miałam na myśli swojego ulubionego baru, gdzie zawsze zdobyłam jakieś ciekawe informacje, grupka chłopaków mnie otoczyła. "Wiedziałam!" - powiedziałam do siebie trochę zirytowana.
- Taka ślicznotka jak ty nie powinna się błąkać po takich uliczkach! - powiedział jeden z mężczyzn. Był to najprawdopodobniej ich szef.
- Co widzisz we mnie ślicznego? - spytałam się, szukając jakiej luk, aby się stamtąd wyrwać.
- Twoje lekko pofalowane, piękne jasno-różowe włosy, które są długie, aż do kolan i mienią się swym blaskiem do światła, aż modlą się o to, aby ktoś je przeczesał palcami. W dodatku twoje piękne oczy przyozdobione wachlarzami rzęs podkreślające twoją niewinność i bezbronność. A drobny nos pod którym znajdują się twoje jasno-różowe usta chcą, aby ktoś je pocałował... - jego wypowiedź była obrzydzająca. Musiałam jakoś to znieść bo nie chciałam się plątać w bułkę i im coś przypadkiem zrobić. Miałam tylko nadzieję, że on już przestanie gadać, ale on kontynuował swoją wypowiedź.
-... Twoją sylwetka jest smukła, a twoje kobiece walory są pokaźne, choć jesteś niska. W dodatku ta bluzka podkreśla je bardzo dokładnie... - słysząc to, zażenowałam się i nie wytrzymałam jak dwójka z nich podeszła blisko mnie, w dodatku chwycili mnie za ręce.
Chciałam tego ominąć, ale trzeba było użyć swoich pięści, aby więcej nie oceniali dziewczyn tylko po ich wyglądzie i ciuchach.
- Zadziorny z ciebie kotek - powiedział mi prosto w oczy. - Ale, żebyś miała miecz. Ty naprawdę jesteś niebezpieczna...
- Szefie czy ona nie jest przypadkiem ta zamaskowaną dziewczyna co obrania słabszych?! - powiedział jeden z nich, a oni zaczęli między sobą dyskutować. Prawie już odeszłam, gdy jeden z nich zauważył mnie. Ostatecznie obroniłam siebie, a oni uciekli. Weszłam do swojego ulubionego baru, a mężczyzna stojący za lada mnie rozpoznał. Jak tylko usiadłam dostałam od raz filiżankę mojej ulubionej kawy.

_________________________________________________________
_________________________________________
(Inne)

Zwierzęta | Rośliny | Fotografia | Czytanie książek | Astronomia | Gra na instrumentach | Kocha jak ktoś ją gładzi po głowie | Kocha patrzeć na pioruny oraz spacerować w deszczu | Uwielbia gotować, a najbardziej piec | Kocha słodycze | Noce spacery | Spanie | Uwielbia czuć wiatr we włosach więc ma motor sportowy i chopera | Nienawidzi zapachu papierosów | Demoniczny miecz Murasame | Maska lisa, gdy z kimś walczy, a na co dzień wystarczy jej kaptur | Bez słuchawek ani rusz | Chwyta się każdej możliwej roboty

wtorek, 27 czerwca 2017

Od Angel do Viktora

Wracałam z porannej służy z komisariatu  trochę dłuższą drogą. W domu i tak nie mam nic ciekawego do roboty. W słuchawkach głośno bębniła mi piosenka, w której rytm się poruszałam, gdy chłodny wiatr muskał moje rozgrzane policzki i rozwiewał pojedyncze pasma włosów, które nieposłusznie latały wokół mojej twarzy. Zatrzymałam się na chwilę, chłonąc piękny widok zza barierki. Przede mną rozciągała się piękna panorama miasta: wysokie wieże kościelne, ceglane kamienice, gdzieniegdzie wychyla się wyższe drzewo lub metalowy słup. Brzmi ponuro? Otóż dodajmy do tego słoneczne promienie, kolorowe kwiaty i wywieszone na balkonach pranie. To trzeba po prostu zobaczyć. Spoglądając tak zza wiaduktu autostrady zobaczyłam chłopaka z kapturem, szwendającego się tu i tam. Chyba bez celu. Było to podejrzane! Chciałam to sprawdzić jako sexsi policjantka . Zeszłam szybko po schodach i wtedy na kogoś wpadłam niechcący, gubiąc wtedy z wzroku podejrzanego chłopaka ..

(?)

Od Hieremihela CD Davida

Ani tortury ani śmierć nie jest miłym rozwiązaniem. Lepiej zapobiegać czemuś niż to później leczyć. Nie od topię na przykład takiego Titanica, bo Atropos na każdym kroku zrzucała by mi na głowę coś naprawdę ciężkiego. Byłoby za dużo dusz. Przepełnienie.
Przeczesałem ręką włosy które wpadały mi w oczy i podrażniały nos.
-Nie pogardzę takim towarzyszem. Z chęcią z tobą pójdę. - uśmiechnąłem się lekko.
Ile można się szlajać samemu? Myślicie, że coś w rodzaju samotności nie dolega aniołowi? Przyznam szczerze, że małym żołnierzykom nie. Oni mają swoje garnizony, siedzą w niebie i zajmują się obowiązkami. Mają siebie nawzajem, ale ja? Nie mam zadań. Nie przyjmuję rozkazów. Ja je tylko mogę wydawać. Nie mam nic do roboty, odkąd pogodziliśmy Amerę z Ojcem, byłem zazwyczaj sam.
Nie odmawiałem nikomu towarzystwa, a i sam chętnie je przyjmowałem o ile pretendent był odpowiedni. Co do niego zastrzeżeń nie miałem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem chłopaka o imię. Kultura tego wymagała, w końcu nie jest na moim celowniku, ani nie będę grzebać mu w głowie.
- Jak masz na imię? - zapytałem marszcząc lekko brwi
- David. - odparł, na co skinąłem głową.
Powoli wstałem. Cień rzucany przeze mnie zwiększył objętość gdy rozłożyłem skrzydła. Było widać ich lekki zarys.
- Za czas w którym się zmienisz, zajmę się rybakami. Zaraz wrócę, ale jak chcesz możesz zawołać moje imię.
Zniknąłem, za jednym machnięciem skrzydeł. Pojawiłem się na kutrze, wśród spanikowanych rybaków. Jeden z nich natychmiastowo mnie zauważył.
- Jimmy! Nareszcie! Co się stało?! Gdzie on zniknął?! - zaczął wypytywać łapiąc mnie za przód koszuli. - Gdzie syrena?!
To był kapitan. To on pozwolił mi wejść pod pokład. Z typowym poker face'em dotknąłem dwoma palcami czoła mężczyzny. Gdy tylko zetknęły się z jego skórą,  nogi automatycznie się pod nim ugięły i upadł na pokład, tracąc przytomność. Przyglądałem mu się przez chwilę, jego uspokojonej twarzy. Nie robię im nic złego. Niewiele jak na wagę dobra ogółu. Dobranoc. Czas zająć się następnymi.
- Jimmy! - Podbiegł do mnie młodszy. Carlos. - Co zrobiłeś kapitanowi?
Powtórzyłem gest usuwając z ich pamięci wszystko co było związane z Prawdziwym Światem. Trwale. Usunąłem z pamięci siebie, Davida i wszystkie dziwne rzeczy, które kazały mu w to uwierzyć. Uniosłem wzrok. Zostało jeszcze trzech.
- Kim ty do diabła jesteś?
Uśmiechnąłem się ironicznie. Jeden z nich zamachnął się na mnie metalową rurką. Złapałem ją i posłałem go na ziemię. Następny wyciągnął pistolet. Zaczęło mnie to już powoli bawić. Nawet nie mrugnąłem gdy strzały uderzały w moją klatkę piersiową. przerażony chłopak odrzucił pistolet i próbował skoczyć za burtę, jednak ruchem dłoni przyszpiliłem ich do sterówki. Byli kompletnie przerażeni, ale zaraz wszystko wróci do normy. Cała załoga będzie myśleć, że poszli na połów ryb, ale zapuścili się zbyt daleko. Nie będą wiedzieć co prawda dlaczego byli nieprzytomni, ale mieli zamiar się wycofać. I tak będzie najlepiej. Jak się wycofają.
Odwróciłem się w stronę dziobu i mijając ciała, by nikogo nie nadepnąć, odleciałem. Wylądowałem miękko na plaży, tuż obok czarnookiego trytona.
- Wróciłem. Nie powinni już cię niepokoić. Może obudzą się do wieczora, później odpłyną.
Uśmiechnąłem się do Davida.

David?


Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2