piątek, 30 czerwca 2017
Od Viktora Cd. Angel
Od Angel Cd. Viktora
Od Noctisa C.D. Andreasa
- Rozumiem, że ja mam otworzyć - wycharczałem niezadowolony.
Tak, stanowczo musiałem się czegoś napić przed otwarciem tych cholernych drzwi. Spod koca odpowiedział mi cichy pomruk i drobne ciało zsunęło się ze mnie wracając na swoją połowę kanapy. Zawsze spaliśmy w dość śmieszy sposób. Codziennie inaczej. Ktoś kto nas nie znał - czyli każdy - mógł sobie pomyśleć, że jesteśmy parą z długo trwałym stażem i w sumie po części miałby rację. Zsunąłem się z kanapy wstając. No tak, przecież z piciem musiałem zaczekać aż wstanie Andy. Nie miałem wyjścia i nie mogłem odwlekać otwarcia drzwi. Kolejne pukanie rozległo się, kiedy miałem otworzyć drzwi. Otworzyłem je gdy ucichło, idealnym w tym momencie. Złapałem zdezorientowanego człowieka za rękę i wciągnąłem do środka, od razu zamknąłem za nim drzwi.
- Czego? - warknąłem.
W wynajętym przez nas mieszkaniu panowała prawie idealna ciemność. Jedynie seledynowe zasłony przepuszczały lekkie, seledynowe światło. Nie miałem zamiaru psuć tej idealnej atmosfery przez wpadające do środka światła, kiedy drzwi pozostaną otwarte, dlatego wolałem by gość po prostu wszedł do środka. Nie miałem czasu mu tego wyjaśniać, więc załatwiłem to szybkim szarpnięciem. Patrzył na mnie chwilę dość niepewnie, a potem wysunął dłoń z czerwoną kopertą. Lekko zdobioną czarnymi wzorkami.
- I po to musiałem wstawać w środku dnia? - zapytałem zrezygnowany.
Mężczyzna milczał. Otwarłem kopertę. Nie miałem problemu z widzeniem w ciemnościach, co było raczej zrozumiałe przez tryb życia jaki prowadziłem. Rozłożyłem gruby papier, który znajdował się w środku. Pierwsze zdanie napisane pięknym, odręcznym pismem, już wpłynęło na moje nerwy. Nie lubiłem gdy ktoś traktuje mnie przedmiotowo albo drugorzędnie.
"Dla Andreasa Smitha i jego demona.Tak brzmiała wiadomość. Podrapałem się po karku, przeglądając w głowie listę osób, którym podpadliśmy w Waszyngtonie, raczej nie była długa, a większość osób, które chciałyby zemsty nie wysyłałyby listu, tylko po prostu wpadłaby tu z karabinem maszynowym. Reszta nie była na tyle ogarnięta, by poznać nasz adres. Westchnąłem ciężko. Objąłem mężczyznę, który dostarczył mi list, ramieniem i poprowadziłem w kierunku salonu. Kiedy ja myślałem, on błądził wzrokiem tak, by zgrabnie mnie omijać. Przestępował z nogi na nogę zniecierpliwiony. Chciał już stąd uciec. Kiedy tylko zwróciłem na niego uwagę pobladł. Czułem wyraźnie jego strach, uśmiechnąłem się lekko.
Smith, mam dla was ofertę nie do odrzucenia. Wy, ja, Port Reagan-National, godzina 22.00. Nie lubię spóźnialskich.
Przyjaciel"
- Nie ma się czego bać - zapewniłem.
Jednym mocnym pchnięciem posłałem go na podłogę w salonie. Uderzył głową w kant stołu, stracił przytomność, ale jeszcze oddychał. Nie zamierzałem mu przeszkadzać w leżeniu, dlatego przeszedłem nad nim i usiadłem na kanapie.
- Andy, poznajesz to pismo? - zapytałem podsuwając mu kartkę.
Kupka koca długo była w bezruchu, jakby nie zamierzała nawet na to spojrzeć, ale w końcu blada dłoń wciągnęła ją pod koc.
- Nie kojarzę - padło cicho po chwili.
- Masz zamiar tam iść? - zapytałem zabierając list, który znów został wysunięty poza koc.
Usłyszałem ciężkie westchnienie. Andy nie cierpiał podejmować decyzji na pusty żołądek i będąc niewyspanym. Teraz się to kumulowało. Podniosłem spodnie z ziemi - najlepiej spało się nam obu w samej bieliźnie - i wsunąłem do ich kieszeni list, zaraz później znowu znalazły się na ziemi.
- Jeśli chcesz możesz zjeść tą kanalię, która raczyła się do nas dobijać - powiedziałem wiedząc, że to poprawi mu humor.
Koc chwilę się ruszał, aż w końcu wyjrzała spod nieco zaspana twarz Andreasa. Rozejrzał się dookoła, a ja wskazałem na mężczyznę leżącego na ziemi. Uśmiechnął się rozmarzony widząc go.
- Daj mi koszulkę - powiedział wystawiając po nią rękę.
- Wstydzisz się? - zapytałem lekko zaskoczony.
- Zimnooo - bąknął lekko urażony.
Spojrzałem na podłogę, jednak nie zauważyłem tam przedmiotu, który mnie interesował. Wstałem, przeszedłem pod szafę, gdzie leżał jeden z plecaków, które były prawie bez dna. Jeden z nielicznych magicznych akcesoriów, który serio nam się przydawał. Załamywały przestrzeń w małym stopniu przez co mieściły sporo bagażu, a ciężar się prawie nie zmieniał. Wymyślono je już bardzo dawno temu, a nasze były jednymi z pierwszych modeli, dlatego już prawie sypały się w rękach. Musiałem chwilę w nim pogrzebać żeby wyciągnąć koszulkę Andyego. Zawsze wrzucał je prawie na samo dno. Rzuciłem mu prostą czarną bluzkę z długim rękawem, założył ją pod kocem i skulał się z kanapy. Podwinął od razu rękawy. Patrzył zadowolony na nieprzytomnego mężczyznę. Mi także, dzięki jego apetytowi, napłynęła ślina do ust.
<Andy?>
Od Andreas'a C.D. Noctis'a
- Chyba, że chodzi im o "Rozruch Chwały", ale po co mieszać tak niemiecki z angielskim?- spytał robiąc dokładnie to samo co ja. Wyciągnął zapalniczkę z kieszeni i podpalił maryśkę, którą mieliśmy już w ustach.
- Proszę cię, żaden idiota by tego tak nie zrobił, to jest bez sensu.- prychnąłem niby urażony, zaciągając się rozluźniającym dymem.
- A może miało być "Pies Chwały"?- wyszczerzył zęby w uśmiechu. Pokręciłem tylko głową przecierając dłonią twarz. W końcu zaszczyciłem Noc'a swoim lekko kpiącym wzrokiem.
- No jeszcze czego. Jak na psa są zbyt głupi. - burknąłem, na co ten wzruszył ramionami.
Siedział spokojnie i palił, a ja czekałem aż skończy- długo to nie trwało. Wyrzuciłem niedopaloną końcówkę, którą trzymałem w ustach na sam dół, a demon za mną.Patrzyłem chwilę przed siebie na oświetlone miasto, aż poczułem się senny.
-Wracamy?- zaproponował błękitnooki, najwidoczniej czując moją senność, na co skinąłem głową. Miał w tym trochę, a raczej dość dużo racji, bo pragnąłem zakopać się pod kocem i spać, aż do wieczora. Ciężko było nam dowlec się do mieszkania, ale jakimś cudem nam się udało nie potykając się o własne nogi. Pokonaliśmy schody w bloku na trzecie piętro i już znaleźliśmy się w mojej ukochanej ostoi. Myślałem by iść wziąć prysznic, jednak stan w jakim się znajdowałem mówił jedno: łóżko i pierdolić wszystko. Rozebrałem się ledwo co do bielizny i położyłem na kanapie. Na Noctis'a długo czekać nie musiałem, zaraz położył się za mną rozebrany. Przykrył nas kocem, a ja zadowolony odwróciłem się przodem do niego i wyskrobałem na jego klatkę piersią, na której ułożyłem się wygodnie do snu. Zakryłem siebie szczelniej kocem i przy okazji jego, aby ciepło nie uciekało. Nienawidziłem takiego zimna, a że starszy idealnie sprawował się w roli grzejnika, nie przeszkadzało mi. Wtuliłem się mocniej w niego i odpłynąłem do krainy, krwawych snów. Czekał mnie kac, ale wcześniej trzeba było się wyspać, aby jakoś go... przetrawić.
<Noc? >
Od Viktora Cd. Angel
- Wiesz co to burdel, a nie wiesz co to a.... z resztą, nie ważne. Podejdź tu.
Stawiając kroki długie na metr z dużym hakiem, khajiit podszedł do pana, który siedział na fotelu z laptopem na kolanach. Mimo swojej niechęci do współczesnych wynalazków, urządzenie typu laptop zdobyło jego zaufanie i można powiedzieć, że w pewnym sensie uzależnił się od surfowania po internecie.
- Patrz co za komentarz wstawił jakiś śmiertelni na mój temat!
"Gwiazdki: *
Opinia: Nie polecam. Lokal pełen dziwnych typków, jedzenie średnie, właściciel wygląda jak połączenie alfonsa z Gandalfem. Omijać szerokim łukiem."
- Sayidi, powinniśmy zniszczyć go, pozbawiając sensu jego egzystencję.
Promienny uśmiech wykwitł na twarzy demona. Rzeczywiście, to było to, na co miał ochotę tego dnia. Zabawić się ludzkim życiem!
- Daro, wychodzę.
***
Ni deszczu, ni wiatru, ni mgły, ni zamieci. Dlaczego pogoda jest dzisiaj tak idealna? Noc. Powinno być zimno, natomiast przez poły czarnego płaszcza czuł, że jest przynajmniej 18*C. Rozejrzał się, wzdychając. Jego poprzedni zapał powoli opadał. Odechciało mu się polowania. Mógł zostać w rezydencji, napawając się dźwiękami rozpaczy dochodzącymi z pwinicy.
Właśnie planował zawrócić, gdy ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół, unosząc jedną brew. Dziewczyna. Od razu się skrzywił. Tolerował małe dziewczynki, ale młode dorosłe i dorosłe kobiety działały na niego jak płachta na byka. Jednak... chwila chwila, czuć od niej było woń... woń siarki. I... hm, nuta starości? Zmierzył ją dokładniej wzrokiem. Czyżby demon?
Odwrócił się, podążając za jej wzrokiem. Zobaczył jedynie niknące w mroku plecy mężczyzny.
- Chyba w czymś przeszkodziłem - mruknął, marszcząc czoło w zamyśleniu.
<Angel? No popatrz, trochę poczekałam i jest>
Od Koneko CD Sakury
~~~~
- Wybacz mi jeżeli ciebie przez przypadek zawaliłam z łóżka. Naprawdę tego nie chciałam - Mówiła słodkim głosikiem dziewczyna trzymająca mnie na rekach, która mnie po chwili pogłaskała - Pewnie jesteś głodna, podobnie jak i ja. Tak więc czas, abyśmy zjadły wspólnie śniadanie.. Co ty na to ? - uśmiechneła się do mnie radośnie różowłosa dziewczyna, a ja wtedy rozbawioną minką kiwnęłam pozytywnie kocią główką odpowiadając jej na jej pytanie.
~~~~
Dzięki odpowiedzeniu mym pozytywnym gestem, różowłosa dziewczyna z radosnym uśmiechem zabrała mnie do wielgaśnej kuchni, po czym tam odłożyła mnie delikatnie na stół :
~~~~
z ciemnymi elementami mebli. Pod jedną z półek wisiał maleńki obrazek. Koło białego ślicznego blatu na którym dużo leżało rzeczy kuchennych takich jak na przykład czajnik, mikrofalówka stała wielka lodówka, przy której po chwili naprzeciwko jej się znalazłam,dzięki pomocy różowogłowej dziewczynie,która otwierając lodóweczkę pozwoliła mi samej zdecydować, wybrać jedzenie które chciałam teraz zjeść. Ten gest był naprawdę milutki! Dziewczyna naprawdę wydawała się być bardzo miła oraz opiekuńcza, a jej głos rozbawiał mnie do kociego uśmiechu, oraz jej dotyk dawał mi siłę, po prostu zaczynałam ją lubić! Tak stwierdziłam rozglądając się po lodówce. Po pewnej chwili, gdy różo-włosa zapytała :
~~~
Wiesz jak chcesz to zawsze mogę ci coś upiec?
~~~
Zdecydowałam się już co chciałam zjeść ze weszłam do lodówki i po chwili z niej wyciągnęłam pudełeczko z jajeczkami oraz spojżałam na dziewczynę swym uroczym, kocim spojrzeniem.Właśnie wtedy dziewczyna rozbawiona, kucnęła na przeciwko mnie, pogłaskała mnie po główce mówiąc wtedy tak do mnie:
~~~~
~ Wiec chcesz coś zjeść z jajek, ale co na przykład ? - Podniosła pudełeczko z jajek oraz mnie odkładając nas na blat - Może być jajecznica ? - Zaśmiała się wyciągając z szewki patelnie, pokazując mi ja , wtedy ja odparłam
~ Tak!...Uwielbiam jajecznice!
~~~~~
( ?)
//Ps: Cieszę się że chcesz z takim kociakiem się bawić..Dziękuje //
czwartek, 29 czerwca 2017
Od Sakury CD Koneko
W kominku płomień zgasł, a ja wciągnęłam się w czytanie książki. Sama jednak nie wiem kiedy zasnęłam. Wiem tylko tyle, że obudził mnie łomot. Wstałam wtedy szybko, przypominając sobie o kotku, którego wczoraj przygarnęłam do siebie. Spojrzałam się na łóżko, a tam go nie było. Wstałam z łóżka nawet nie ubierając kapci, a mały kociak leżał na drewnianej podłodze. Pobiegłam do niej i wzięłam na ręce.
- Wybacz mi jeżeli ciebie przez przypadek zawaliłam z łóżka. Naprawdę tego nie chciałam - pogłaskałam kociaka po główce. - Pewnie jesteś głodna, podobnie jak i ja. Tak więc czas, abyśmy zjadły wspólnie śniadanie. - sama nie wiem dlaczego zaczęłam mówić do kociaka, ale chyba brakowało mi rozmowy z kimś. Już od dawna nie rozmawiałam z kimś tak jakby to nazwać, na codzień. Zazwyczaj rozmawiałam z ludźmi, gdy ci mieli dla mnie jakaś pracę. Położyłam kotkę na stół, a ja zdążyłam się w kuchni. Tam przypadkiem sobie kubek kawy z dużą ilością mleka. Można to było raczej nazwać mleko z kawą a nie kawa z mlekiem. Do tego kilka kanapek. Jednak miałam mały problem. Całkowicie nie wiedziałam co mam dać kociakowi jeść.
- Ej, mała co chciałabyś sobie zjeść? Na pewno do picia będziesz chciała mleko, ale co z jedzenie. Może sama sobie coś wybierzesz? - popatrzyłam się na kotka, a on wstał na równe łapy i chciał zejść ze stołu, ale było trochę za wysoko tak więc mu pomogłam. - Wybieraj! - uśmiechnęłam się w jej stronę. Otworzyłam lodówkę, a ona zaczęła się po niej rozglądać.
- Wiesz jak chcesz to zawsze mogę ci coś upiec? - dałam również i taka propozycję. Nie chciałam, aby przez mnie głodowała.
<Koneko?> z miłą chęcią pobawię się z tak uroczym kotkiem ^_^
Od Koneko CD Sakury
Od Davida cd. Hieremihela
Łuski stwardniały, wyschły (tak samo moje włosy), po czym ogon się rozdwoił, niebieska powłoka zniknęła razem z łuskami i pojawiły się ludzkie nogi w niebieskich szortach – jak dobrze, że ubranie zmienia się razem ze mną. Gdy dowiedziałem się, co mają ludzie, kiedy przechodziłem akurat obok wycieczki szkolnej bez niczego, prawie dostałem zawału. Na początku nie rozumiałem na co krzyczą, aż w końcu zrozumiałem, że byłem nagi. Cud, że trafiłem na jakiegoś miłego staruszka, któremu wmówiłem, że mnie okradli. Na to wspomnienie się cicho zaśmiałem, kiedy obok mnie pojawił się Jeremiel z informacją, że wszystko załatwione i nic już nie grozi mi, ani innym syrenom.
- Dzięki – odetchnąłem z ulgą, po czym wstałem. Na początku nieco chwiejnie, tak jak to na samym początku. Chłopak także wstał, dlatego przytrzymałem się parę sekund jego ramienia, poruszyłem nogami i mogłem już kroczyć jak dumny człowiek.
- Gotowy? - skinąłem głową i ruszyliśmy ścieżką wydeptaną przeze mnie, nie była ona aż tak widoczna, ale z łatwością można było ją wyróżnić z pomiędzy trawy i drzew. Po plaży zagłębialiśmy się w las. - Gdzie najczęściej chodzisz w mieście? - zapytał przerywając ciszę, w której można było się przysłuchiwać leśnym ptakom. Wiatru w ogóle nie było, to był piękny słoneczny dzień, z białymi puszystymi chmurkami na niebie.
- Miejsca publiczne, kawiarnie, bary. Miejsca, w którym można obserwować ludzi – odpowiedziałem.
- Dobry wybór – stwierdził.
- Możemy zajść do jednej, bardzo ją polecam. Tłoku tam dużego nie ma, ale jest przepysznie i tanio – zaproponowałem. Chłopak chwilę się zastanawiał, aż się zgodził. Przeszliśmy przez las, a potem od razu wkroczyliśmy w miejski próg. Uderzył we mnie smród samochodów, które właśnie przejeżdżały obok nas. Ludzi byli już do tego przyzwyczajeni, dlatego dym ulatniający się z tej dziwnej rury na tyłach samochodu nie robił na nich żadnego wrażenia. Ohydztwo.
- Tobie też przeszkadza ten smród – usłyszałem głos towarzysza. Spojrzałem na niego i skinąłem głową.
- Nasza woda jest czysta jak łza – skomentowałem. - Chodźmy stąd – powiedziałem przyspieszając w kierunku kawiarni, do której mieliśmy iść. Nie była ona daleko, na drugiej ulicy za rogiem. Mimo, iż nie było to popularne miejsce, tego dnia prawie wszystkie stoliki był zajęte. Zajęliśmy miejsca na tarasie.
- Myślałem, że będzie mniej ludzi – lekko się uśmiechnął.
- Ja tak samo... - podniosłem kartę dań. - Co bierzesz? Mi strasznie posmakowała kawa i ciasto czekoladowe.
<Hieremihel? Kompletny brak weny>
środa, 28 czerwca 2017
Od Sakury CD Koneko
Wróciłam do miasta, które to od niedawna wróciło do swojej prawdziwej postaci. Przynajmniej wyglądało to tak na pierwszy rzut oka. Założyłam kaptur ku swojej czarnej peleryny, a miecz zawiesiłam na plecach dzięki czemu był pod peleryną. Nikt nie musiał go widzieć z resztą jak i samej mnie. Nie lubiłam za bardzo miasta, ale co zrobić. Od czasu do czasu musiałam tu przychodzić, aby kupić potrzebne rzeczy. Idąc z mniejszą torbą, która miałam obecnie przerzuconą przez ramię, szłam uliczka, która nie należała do zbytnio dobrze znanych dla innych ludzi. Zapewne było to spowodowane tym, że większość ludzi z tej uliczki była niebezpieczna. Miałam słuchawki na uszach, aż nagle mój zmysł kazał mi je zdjąć. Zdjęłam je i przesłuchałam się uważnie. Usłyszałam miauczenie kota. Poszłam za odgłosem kota który tak miauczał. Po jego wydawanym głosie mogła uznać, że coś się mu stało. W końcu go znalazłam. W starym kartonie był brudny kociak, który to odniósł poważne rany. Wzięłam go delikatnie na ręce. On lub ona prawdopodobnie zemdlała, bo już więcej nie miauczał. Zaczęłam śpiewać mu piosenkę, aby za pomocą moich oczu i ich mocy, jego lub jej rany się zagoiły.
Let your power shine
Make the clock reverse
Bring back what once was mine
Heal what has been hurt
Change the Fates' design
Save what has been lost
Bring back what once was mine
What once was mine...
- Odpoczywaj mała! Jutro rano powinnaś poczuć się lepiej - pogłaskałam ja leciutko po tułowiu.
Położyłam się po drugiej strony kociaka. Odwrócona jednak twarzą byłam do niej. Wzięłam książkę, który ta miałam zamiar dzisiaj przeczytać podczas czuwania nad małą kotka.
Od Koneko
~~
Tak się zastanawiałam, każdego dnia patrząc na gołą rękę na której miałam zegarek oraz na upadłe miasto, w którym próbowałam przetrwać. Na porządku nie było to łatwe! Wiele razy wpadałam w tarapaty! Cierpiałam i nawet gorzej, lecz za każdym razem udawało mi się przetrwać to wszystko. Na porządku nie wiedziałam jak, jednak gdy zaważyłam zmiany w mym ciele i siłę to wtedy zrozumiałam oraz się przestraszyłam że przez pewną kobietę, która mnie uratowała od śmierć zamieniła mnie w coś dziwnego. Na porządku panikowałam, jednak po paru dniach w niewoli przez złych ludzi zrozumiałam że to co mi się przytrafiło może mnie uratować, gdy będę to kontrolować i pomoże mi odnaleźć to co utraciłam dawno temu czyli miłość i opiekę drugiej osoby...
~~
Po ciężkich wielu dniach samo nauki kontroli swych nienaturalnych sił, mocy udało mi się uwolnić od niewoli i przetrwać nie miłe, masakryczne dni na wojnie oraz pomagać innym w potrzebie. Niestety pewnego dnia to mnie zgubiło...
~~
Chciałam pomóc nie winnym ludziom, którzy mieli zostać przez 4 żołnierzy rozstrzeliwanych, wtedy nie pomyślałam o moim zdrowiu i osłabieniu, przez brak odpoczynku oraz głodu po prostu wtedy działam! Odwróciłam żołnierz uwagę, a ludzie uciekli skrywając się, wtedy żołnierzy tym się w kurzyłam że za mną pobiegli ginąc mnie i strzelając do mnie. Byłam bardzo zwinna, jednak to zmęczenie....
~~
Konsekwencje były bolesne! Dostałam! Kiedy tylko poczuła silne ukłucie na pod brzuszu , niemalże od razu zalałam się fala osłabienia i zamroczenia że upadłam na ziemie czołgając się do ciemnej uliczki ostaniach sił które miałam żeby żołnierze mnie nie odnaleźli. Zakrwawiona z bólu straciłam przytomność że przeobraziłam się nieświadomie w maleństwo wpadając wtedy do pudełka.
Wiele dni, miesięcy… Kto to wie…Tak leżała…
~~
Pewnej dyszowej nocy odzyskałam przytomność i zobaczyłam przez dziurę w pudełku oraz z szczeliny żyjące, odbudowane miasto w którym się wychowałam, wtedy zastanawiała się czy to nie był tylko sen małego kotka , który został porzucony w makabryczny stosunkach. Miałam wtedy mętlik w głowie i nie mogłam się ruszyć przez ranny, które zaczęły mnie tak boleć że zaczęłam miauczeć z bólu. Niestety nikt nie podszedł, nie zareagował i nie zauważył w ciemnej uliczce w Starym kartonie rannego kotka, który miauczał z smutku …
Aż pewnej chwili, ktoś usłyszał,zareagował, podszedł i otworzył pudełko...
(Kto jest tym szczęściarzem ? )
Od Sakury
Miałam zamiar, a raczej po prostu musiałam niż miałam chęć wyjścia na miasto. Nim do niego wyruszyłam musiałam zrobić trzy najważniejsze dla mnie rzeczy. Pierwsza była taka, że założyłam słuchawki na uszy, aby słuchać muzyki. Droga rzecz to założenie peleryny, aby nikt nie zauważył moich włosów i najważniejszej rzeczy, mojego miecza. A trzecia trochę mniej ważna, ale wciąż ważna to to, aby wziąć ze sobą torbę na ramie. Bez tego to się nie ruszyłabym za żadne skarby świata. Przekroczenie progu domu bez jednej z tych rzeczy, mogła mi przynieść większe problemy niż te co na codzień mogą mi się przytrafić.
Puściłam jedną z składankę najnowszych piosenek i ruszyłam w stronę miasta. Mój dom znajdowała się poza granicami miasta, więc musiałam kawałek przejść pieszo. Nie przeszkadzało mi to jednak. Szczerze mówiąc sprawiało mi to po części radość. Stanęłam na uliczce która prowadziła, aż do samego jej końca sklepów. Mało kiedy auta tu przejeżdżały bo nie chcieli utknąć w korku spowodowanym przez tłum ludzi. Przedzierając się przez wspomniany wcześniej tłum ludzi, chciałam dotrzeć do jednego ze sklepów gdzie mogłabym kupić nowe słuchawki. Co prawda kupiłam ostatnio sobie nowe, ale widziałam, że w nudnym z pobliskich sklepów są słuchawki z narysowanym koliberkiem i kwiatami. Chciałam je mieć. Przedzierałam się przez ludzi przez co na niektórych z nich wpadałam. Chciałam jaj najszybciej się wydostać. Niestety było to niedoczekanie moje. Będąc już prawie ku celu, ktoś od tyłu mnie popchnął, a ja wpadłam na kogoś. Przez co wylądowaliśmy oboje na ziemi. Niefortunnie bo osoba na którą wpadłam była pode mną i musiała udźwignąć mój ciężar.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam... - powiedziałam zakłopotana cała ta sytuacją. Jako, że mój kaptur od peleryny spadł, szybko go założyłam na głowę, aby przykryć swoje różowe włosy. Wstałam również szybko na nagi, aby nie ciążyć więcej osobie na którą to wpadłam. - Naprawdę przepraszam... - wyciągnęłam pomocna dłoń.
<Ktoś?>
"Uśmiechaj się, nawet wtedy kiedy chce ci się płakać. I tak ci nikt nie pomoże, przytuli, wesprze... musisz przeć na przód o własnych siłach..."
"Uśmiechaj się, nawet wtedy kiedy chce ci się płakać. I tak ci nikt nie pomoże, przytuli, wesprze... musisz przeć na przód o własnych siłach..."
Sakura Chizuya
“Samotność jest jak ogród, w którym dusza usycha, a kwiaty przestają pachnieć.”
" Każda twarz może mieć na sobie tyle masek ile istnieje ich na świecie..."
" Kolor oczu nie określa tylko ich piękna, ale i też kolor aury..."
" Posiadanie mocy i wyróżnianie się nie jest czymś zły. Pamiętaj, że powinieneś zawsze wiedzieć kim jesteś i dlaczego to robisz..."(Opis mocy miecza)
Oczy jakie zyskała od Bogini w górach ujawniają swoją moc jak dziewczyna zacznie śpiewać i wyobrazi sobie to czego chce. Jej oczy wtedy zmieniają kolor. To jest moc oczu natomiast jej demoniczny miecz Murasame posiada całkowicie inną moc. Zupełnie przeciwną od mocy oczu. Wyciągając go z pochwy jej siła ataku tylko się zwiększy. Natomiast, gdy napisze na nim swoja krwią pewien wyraz przemieni się coś na wzór demona. Wyrosną jej rogi, a do okoła będą się pojawiać kwiaty wiśni. Tam gdzie postawi swoją nogę pojawią się biały kwiaty, różnego gatunku. Jednak, gdy kogoś zrani lub zabije, kwiaty zabarwią się na czerwono i czarno.
"Miecz nie służy do zabijania, a do ochrony słabszych.Pięści nie służą do pobicia kogoś, a ochrony samego siebie"
Zwierzęta | Rośliny | Fotografia | Czytanie książek | Astronomia | Gra na instrumentach | Kocha jak ktoś ją gładzi po głowie | Kocha patrzeć na pioruny oraz spacerować w deszczu | Uwielbia gotować, a najbardziej piec | Kocha słodycze | Noce spacery | Spanie | Uwielbia czuć wiatr we włosach więc ma motor sportowy i chopera | Nienawidzi zapachu papierosów | Demoniczny miecz Murasame | Maska lisa, gdy z kimś walczy, a na co dzień wystarczy jej kaptur | Bez słuchawek ani rusz | Chwyta się każdej możliwej roboty
wtorek, 27 czerwca 2017
Od Angel do Viktora
Od Hieremihela CD Davida
Przeczesałem ręką włosy które wpadały mi w oczy i podrażniały nos.
-Nie pogardzę takim towarzyszem. Z chęcią z tobą pójdę. - uśmiechnąłem się lekko.
Ile można się szlajać samemu? Myślicie, że coś w rodzaju samotności nie dolega aniołowi? Przyznam szczerze, że małym żołnierzykom nie. Oni mają swoje garnizony, siedzą w niebie i zajmują się obowiązkami. Mają siebie nawzajem, ale ja? Nie mam zadań. Nie przyjmuję rozkazów. Ja je tylko mogę wydawać. Nie mam nic do roboty, odkąd pogodziliśmy Amerę z Ojcem, byłem zazwyczaj sam.
Nie odmawiałem nikomu towarzystwa, a i sam chętnie je przyjmowałem o ile pretendent był odpowiedni. Co do niego zastrzeżeń nie miałem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem chłopaka o imię. Kultura tego wymagała, w końcu nie jest na moim celowniku, ani nie będę grzebać mu w głowie.
- Jak masz na imię? - zapytałem marszcząc lekko brwi
- David. - odparł, na co skinąłem głową.
Powoli wstałem. Cień rzucany przeze mnie zwiększył objętość gdy rozłożyłem skrzydła. Było widać ich lekki zarys.
- Za czas w którym się zmienisz, zajmę się rybakami. Zaraz wrócę, ale jak chcesz możesz zawołać moje imię.
Zniknąłem, za jednym machnięciem skrzydeł. Pojawiłem się na kutrze, wśród spanikowanych rybaków. Jeden z nich natychmiastowo mnie zauważył.
- Jimmy! Nareszcie! Co się stało?! Gdzie on zniknął?! - zaczął wypytywać łapiąc mnie za przód koszuli. - Gdzie syrena?!
To był kapitan. To on pozwolił mi wejść pod pokład. Z typowym poker face'em dotknąłem dwoma palcami czoła mężczyzny. Gdy tylko zetknęły się z jego skórą, nogi automatycznie się pod nim ugięły i upadł na pokład, tracąc przytomność. Przyglądałem mu się przez chwilę, jego uspokojonej twarzy. Nie robię im nic złego. Niewiele jak na wagę dobra ogółu. Dobranoc. Czas zająć się następnymi.
- Jimmy! - Podbiegł do mnie młodszy. Carlos. - Co zrobiłeś kapitanowi?
Powtórzyłem gest usuwając z ich pamięci wszystko co było związane z Prawdziwym Światem. Trwale. Usunąłem z pamięci siebie, Davida i wszystkie dziwne rzeczy, które kazały mu w to uwierzyć. Uniosłem wzrok. Zostało jeszcze trzech.
- Kim ty do diabła jesteś?
Uśmiechnąłem się ironicznie. Jeden z nich zamachnął się na mnie metalową rurką. Złapałem ją i posłałem go na ziemię. Następny wyciągnął pistolet. Zaczęło mnie to już powoli bawić. Nawet nie mrugnąłem gdy strzały uderzały w moją klatkę piersiową. przerażony chłopak odrzucił pistolet i próbował skoczyć za burtę, jednak ruchem dłoni przyszpiliłem ich do sterówki. Byli kompletnie przerażeni, ale zaraz wszystko wróci do normy. Cała załoga będzie myśleć, że poszli na połów ryb, ale zapuścili się zbyt daleko. Nie będą wiedzieć co prawda dlaczego byli nieprzytomni, ale mieli zamiar się wycofać. I tak będzie najlepiej. Jak się wycofają.
Odwróciłem się w stronę dziobu i mijając ciała, by nikogo nie nadepnąć, odleciałem. Wylądowałem miękko na plaży, tuż obok czarnookiego trytona.
- Wróciłem. Nie powinni już cię niepokoić. Może obudzą się do wieczora, później odpłyną.
Uśmiechnąłem się do Davida.
David?