Ani tortury ani śmierć nie jest miłym rozwiązaniem. Lepiej zapobiegać czemuś niż to później leczyć. Nie od topię na przykład takiego Titanica, bo Atropos na każdym kroku zrzucała by mi na głowę coś naprawdę ciężkiego. Byłoby za dużo dusz. Przepełnienie.
Przeczesałem ręką włosy które wpadały mi w oczy i podrażniały nos.
-Nie pogardzę takim towarzyszem. Z chęcią z tobą pójdę. - uśmiechnąłem się lekko.
Ile można się szlajać samemu? Myślicie, że coś w rodzaju samotności nie dolega aniołowi? Przyznam szczerze, że małym żołnierzykom nie. Oni mają swoje garnizony, siedzą w niebie i zajmują się obowiązkami. Mają siebie nawzajem, ale ja? Nie mam zadań. Nie przyjmuję rozkazów. Ja je tylko mogę wydawać. Nie mam nic do roboty, odkąd pogodziliśmy Amerę z Ojcem, byłem zazwyczaj sam.
Nie odmawiałem nikomu towarzystwa, a i sam chętnie je przyjmowałem o ile pretendent był odpowiedni. Co do niego zastrzeżeń nie miałem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem chłopaka o imię. Kultura tego wymagała, w końcu nie jest na moim celowniku, ani nie będę grzebać mu w głowie.
- Jak masz na imię? - zapytałem marszcząc lekko brwi
- David. - odparł, na co skinąłem głową.
Powoli wstałem. Cień rzucany przeze mnie zwiększył objętość gdy rozłożyłem skrzydła. Było widać ich lekki zarys.
- Za czas w którym się zmienisz, zajmę się rybakami. Zaraz wrócę, ale jak chcesz możesz zawołać moje imię.
Zniknąłem, za jednym machnięciem skrzydeł. Pojawiłem się na kutrze, wśród spanikowanych rybaków. Jeden z nich natychmiastowo mnie zauważył.
- Jimmy! Nareszcie! Co się stało?! Gdzie on zniknął?! - zaczął wypytywać łapiąc mnie za przód koszuli. - Gdzie syrena?!
To był kapitan. To on pozwolił mi wejść pod pokład. Z typowym poker face'em dotknąłem dwoma palcami czoła mężczyzny. Gdy tylko zetknęły się z jego skórą, nogi automatycznie się pod nim ugięły i upadł na pokład, tracąc przytomność. Przyglądałem mu się przez chwilę, jego uspokojonej twarzy. Nie robię im nic złego. Niewiele jak na wagę dobra ogółu. Dobranoc. Czas zająć się następnymi.
- Jimmy! - Podbiegł do mnie młodszy. Carlos. - Co zrobiłeś kapitanowi?
Powtórzyłem gest usuwając z ich pamięci wszystko co było związane z Prawdziwym Światem. Trwale. Usunąłem z pamięci siebie, Davida i wszystkie dziwne rzeczy, które kazały mu w to uwierzyć. Uniosłem wzrok. Zostało jeszcze trzech.
- Kim ty do diabła jesteś?
Uśmiechnąłem się ironicznie. Jeden z nich zamachnął się na mnie metalową rurką. Złapałem ją i posłałem go na ziemię. Następny wyciągnął pistolet. Zaczęło mnie to już powoli bawić. Nawet nie mrugnąłem gdy strzały uderzały w moją klatkę piersiową. przerażony chłopak odrzucił pistolet i próbował skoczyć za burtę, jednak ruchem dłoni przyszpiliłem ich do sterówki. Byli kompletnie przerażeni, ale zaraz wszystko wróci do normy. Cała załoga będzie myśleć, że poszli na połów ryb, ale zapuścili się zbyt daleko. Nie będą wiedzieć co prawda dlaczego byli nieprzytomni, ale mieli zamiar się wycofać. I tak będzie najlepiej. Jak się wycofają.
Odwróciłem się w stronę dziobu i mijając ciała, by nikogo nie nadepnąć, odleciałem. Wylądowałem miękko na plaży, tuż obok czarnookiego trytona.
- Wróciłem. Nie powinni już cię niepokoić. Może obudzą się do wieczora, później odpłyną.
Uśmiechnąłem się do Davida.
David?
Przeczesałem ręką włosy które wpadały mi w oczy i podrażniały nos.
-Nie pogardzę takim towarzyszem. Z chęcią z tobą pójdę. - uśmiechnąłem się lekko.
Ile można się szlajać samemu? Myślicie, że coś w rodzaju samotności nie dolega aniołowi? Przyznam szczerze, że małym żołnierzykom nie. Oni mają swoje garnizony, siedzą w niebie i zajmują się obowiązkami. Mają siebie nawzajem, ale ja? Nie mam zadań. Nie przyjmuję rozkazów. Ja je tylko mogę wydawać. Nie mam nic do roboty, odkąd pogodziliśmy Amerę z Ojcem, byłem zazwyczaj sam.
Nie odmawiałem nikomu towarzystwa, a i sam chętnie je przyjmowałem o ile pretendent był odpowiedni. Co do niego zastrzeżeń nie miałem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem chłopaka o imię. Kultura tego wymagała, w końcu nie jest na moim celowniku, ani nie będę grzebać mu w głowie.
- Jak masz na imię? - zapytałem marszcząc lekko brwi
- David. - odparł, na co skinąłem głową.
Powoli wstałem. Cień rzucany przeze mnie zwiększył objętość gdy rozłożyłem skrzydła. Było widać ich lekki zarys.
- Za czas w którym się zmienisz, zajmę się rybakami. Zaraz wrócę, ale jak chcesz możesz zawołać moje imię.
Zniknąłem, za jednym machnięciem skrzydeł. Pojawiłem się na kutrze, wśród spanikowanych rybaków. Jeden z nich natychmiastowo mnie zauważył.
- Jimmy! Nareszcie! Co się stało?! Gdzie on zniknął?! - zaczął wypytywać łapiąc mnie za przód koszuli. - Gdzie syrena?!
To był kapitan. To on pozwolił mi wejść pod pokład. Z typowym poker face'em dotknąłem dwoma palcami czoła mężczyzny. Gdy tylko zetknęły się z jego skórą, nogi automatycznie się pod nim ugięły i upadł na pokład, tracąc przytomność. Przyglądałem mu się przez chwilę, jego uspokojonej twarzy. Nie robię im nic złego. Niewiele jak na wagę dobra ogółu. Dobranoc. Czas zająć się następnymi.
- Jimmy! - Podbiegł do mnie młodszy. Carlos. - Co zrobiłeś kapitanowi?
Powtórzyłem gest usuwając z ich pamięci wszystko co było związane z Prawdziwym Światem. Trwale. Usunąłem z pamięci siebie, Davida i wszystkie dziwne rzeczy, które kazały mu w to uwierzyć. Uniosłem wzrok. Zostało jeszcze trzech.
- Kim ty do diabła jesteś?
Uśmiechnąłem się ironicznie. Jeden z nich zamachnął się na mnie metalową rurką. Złapałem ją i posłałem go na ziemię. Następny wyciągnął pistolet. Zaczęło mnie to już powoli bawić. Nawet nie mrugnąłem gdy strzały uderzały w moją klatkę piersiową. przerażony chłopak odrzucił pistolet i próbował skoczyć za burtę, jednak ruchem dłoni przyszpiliłem ich do sterówki. Byli kompletnie przerażeni, ale zaraz wszystko wróci do normy. Cała załoga będzie myśleć, że poszli na połów ryb, ale zapuścili się zbyt daleko. Nie będą wiedzieć co prawda dlaczego byli nieprzytomni, ale mieli zamiar się wycofać. I tak będzie najlepiej. Jak się wycofają.
Odwróciłem się w stronę dziobu i mijając ciała, by nikogo nie nadepnąć, odleciałem. Wylądowałem miękko na plaży, tuż obok czarnookiego trytona.
- Wróciłem. Nie powinni już cię niepokoić. Może obudzą się do wieczora, później odpłyną.
Uśmiechnąłem się do Davida.
David?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz