O choler*... Anioł czy jaki demon? No dobra, demon to by mnie raczej zabił, a skąd ten trzepot skrzydeł? Bo raczej przypadkowo nie przelatywało tędy stado gęsi czy kaczek, a ja magicznym sposobem znalazłem się na dachu. Uważnie przyglądałem się chłopakowi szukając w tym całym jakieś podstępu. Najpierw mnie łapie, a potem wypuszcza? Może bawi się mną, jak rybami? Najpierw je łapią dla swojego hobby, a potem je puszczają, aby to zrobić ponownie. Dobra, nie rozumiem ludzi, nawet takich jak on.
- Czyli najpierw łapiecie, a potem puszczacie? - zignorowałem jego pytanie.
- Ja nie miałem zamiaru cie sprzedawać. To cię wrzucić do wody? - brnął dalej w to samo. Westchnąłem, zajrzałem zza krawędź dachu. Mógłbym tu zostać i poczekać, aż wyschnę, ale co potem? Nie mógł bym się ujawnić, ani wskoczyć do wody, bo znowu stałbym się trytonem. Chyba, że bym siedział tutaj nie wiadomo ile, czekając, aż łódź przycumuje do brzegu, ale nie mam tyle czasu. Nawet jeśli mam, to nie chcę czekać. Nie na tej łodzi, gdzie mnie chcieli sprzedać. Mógłbym teraz wskoczyć do wody, ale są nikłe szanse, że uda mi się w niej wylądować. Raczej z powrotem znajdę się na pokładzie, a w gorszym przypadku uderzę o barierkę głową, tracąc przytomność, ale ogonem, kalecząc go.
- Dobrze by było – powiedziałem w końcu. - Chyba, że w ten sam sposób zabierzesz mnie na ląd – wskazałem na plażę, która znajdowała się jeszcze na widoku. Im dalej popłyniemy, zaraz zniknie. Chłopak spojrzał w wyznaczonym przeze mnie kierunku i na chwilę zamilkł.
- Myślałem, że syreny żyją tylko w wodzie – zamyślił się.
- Ja akurat mogę zamienić się w człowieka – wytłumaczyłem, czym zwróciłem na siebie jego uwagę. Miał dziwne oczy, takie jakby szare lub zgniło zielone, a włosy w jasnym odcieniu brązu.
- Wszyscy się zmieniacie? - pokręciłem głową.
- Jak ci powiem, to mnie tam zabierzesz? - zapytałem. Nie chciałem mu mówić wszystkiego, nie znałem go, a to, że mnie uratował, nie zmienia faktu, że wpierw pomógł mnie złowić. Jak na razie jest dla mnie nikim. Chłopak ponownie spojrzał w kierunku oddalającego się lądu.
- Tak – zgodził się.
- To najmniej mnie tam zabierz – zarządziłem. Nie odrywał wzroku od lądu, aż w końcu skinął głową. Kazał mi zamknąć oczy. Nie rozumiałem tego, ale nie pytałem. Po paru sekundach poczułem pod tyłkiem miękki i sypki piach.
- No, to teraz możesz powiedzieć – stanął przede mną ten sam chłopak, bez żadnych skrzydeł czy czegoś tam charakterystycznego, czym mógłby się wyróżniać, jak wcześniej.
- Jak mi ogon wyschnie, zamienia się w nogi. Jak na razie znam tylko siebie, który tak potrafi - wytłumaczyłem kładąc się na plaży, niczym turysta, chcący się opalić na porządny brąz. - Kim ty w ogóle jesteś? - zapytałem ciekaw.
<Hieremihel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz