niedziela, 25 czerwca 2017

Od Noctisa do Andreasa.

- Polej jeszcze - warknął do barmana drobny chłopak siedzący koło mnie, a raczej leżący już do połowy na barze.
Mężczyzna spojrzał na mnie oczekując jakiejś pomocy, w wyjaśnieniu młodszemu, że już mu wystarczy lub zabronienia mu dalszego picia, by barman nie musiał mu nic sprzedać. Jego zdaniem Andy był co najmniej grubo nawalony. Prawda była nieco inna. Zazwyczaj po kilku kolejkach był dopiero lekko wstawiony i ja dobrze o tym wiedziałem. Właśnie dlatego jedyną moją odpowiedzią było wzruszenie ramion.
- No? Ile mam czekać? - niecierpliwił się Andy, posłał barmanowi nienawistne spojrzenie, ale nieco się udobruchał, kiedy mężczyzna już bez zwlekania napełnił mu kieliszek.
Dla mnie nie było niczym nowym, że mój pan pił dużo więcej ode mnie. Nie wiem czy określenie "Pan" nie jest za mocne na naszą relację, jednak tak określał to autor jedynej książki, jaka powstała o więziach takich jak nasza, więc często tak o nim mówiłem. Na początku niechętnie kosztował alkoholu, ale gdy już się rozkręcił, nie żałował sobie. Zazwyczaj ja zostawałem trzeźwy, by jakoś dociągnąć nas do miejsca, w którym aktualnie spaliśmy. Tym razem padło na jakąś obskurną kawalerkę. Ot co jeden pokój z kuchnią i łazienka, ale była kanapa. Ważne, że dało się zasnąć. Trochę pogarszał sytuację fakt, że było to na trzecim piętrze, ale było tanio. Rozejrzałem się po pubie, nie był najwyraźniej odwiedzany przez osoby rządne zabawy, a raczej przez ludzi, którzy chcieli się konkretnie upić. Na małym, wydzielonym parkiecie tańczyły może dwie pary, które nie wyglądały w żadnym wypadku na trzeźwe. Każda tańczył do swojej własnej melodii, na pewno nie tej lecącej z małego głośnika.
- Zostało nam jeszcze coś zielonego? - zapytał mój towarzysz.
Spojrzałem na niego i ukryłem ręką ziewnięcie.
- Tak, ale nie sądzę, żebyś... - zacząłem mówić, jednak nie dał mi jednak skończyć.
- To dobrze, już czuję jutrzejszego kaca mordercę - wszedł mi w słowo i zaśmiał się wesoło.
Kac nigdy żadnemu z nas nie przeszkadzał, w końcu gdyby tak było to nie pilibyśmy tak często. Po prostu lubiliśmy na to marudzić. Rozmawianie o nim stało się dla nas czymś w rodzaju tradycyjnego żartu. Coś jak to z "puk, puk".
- Co myślisz o wypadzie na Florydę? - zapytał parę minut później, kiedy już wlał w siebie cały alkohol i zarządził dolewkę.
Obrócił się na krześle i także zmierzył bar czujnym spojrzeniem, które leniwie zatrzymał na mnie chwilę później. W końcu nie działo się nic niezwykłego.
- Kiedy? - zapytałem popijając łyk alkoholu.
- Mamy dwa tygodnie do końca wynajmu - przypomniał bawiąc się szklanką.
- Tak, Floryda brzmi dobrze. Dawno tam nie byliśmy - stwierdziłem.
- Od 95? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Ach, no tak, 95, wtedy to się działo - odparłem także się uśmiechając.
Oboje przywołaliśmy wspomnienia z naszego ostatniego wypadu w tamte strony. Chyba najlepsza przygoda przytrafiła nam się zaraz przed wyjazdem, kiedy nieco przesadziliśmy z narkotykami i jak na nieszczęście zaczął gonić nas jakiś kopnięty łowca. Zgubiliśmy go dopiero nad ranem, po cało nocnej zabawie w berka. Raz on gonił i próbował zabić nas raz my jego.
- Zostaw mnie - warknięcie Andyego wyrwało mnie z wspomnień.
Podniosłem wzrok na średniej postury faceta, prawdopodobnie koło trzydziestki, który najwidoczniej za punkt honoru obrał sobie dobrać się do niego. No cóż... nie było takiej opcji.
- Nie słyszałeś co powiedział? - zapytałem całkiem swobodnie, jakbym rozmawiał ze starym znajomym o pogodzie.
Mężczyzna wzdrygnął się, prawdopodobnie dopiero zauważył, że ktoś jeszcze tu siedzi. Puścił ramię mojego pana. Obdarzył nas ohydnym uśmiechem.
- Słyszałem, ale to zignorowałem- odparł pewny siebie.
- Nie chce obijać Ci mordy, ale jeśli nadal będziesz się tak zachowywać... - znów nie mogłem dokończyć zdania.
- Słuchaj chłopczyku, nie jesteśmy na ty, a jeśli mam ochotę na twojego kolegę to go dostanę - przerwał mi mężczyzna pewnym tonem.
Westchnąłem ciężko zażenowany i zrezygnowany. Nie cierpiałem, kiedy ktoś był pewny czegoś, co od razu było skazane na porażkę. Było mi żal takich ludzi, bo wiedziałem, że rozczarowanie często boli bardziej niż mój prawy sierpowy.
- Ostrzegałem - powiedziałem.
Szybkim ruchem wstałem z krzesła i uderzyłem go mocno pięścią w brzuch. Usłyszałem chrupnięcie, najprawdopodobniej paru żeber. Mężczyzna zakwilił z bólu, nie potrafił jednak krzyknąć przez utratę tchu. Wpatrywał się we mnie po prostu z szeroko rozwartymi ze strachu oczami, w których zbierały się łzy bólu i niedowierzania.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia? - zapytałem niemiło.
- Czym ty...? - zaczął, jednak przerwałem mu uderzeniem w szczękę.
Tym razem byłem na tyle delikatny, by nic mu nie uszkodzić. Miło czasem komuś przerwać w połowie, zawsze to jakaś odmiana.
- A teraz? - już prawie warknąłem.
Tak przez alkohol byłem stanowczo zbyt agresywny. Mężczyzna pokręcił głową, a ja z powrotem zająłem swoje miejsce. Nie dane nam było, jednak siedzieć długo w spokoju. Po chwili podszedł do nas postawny, krótko ostrzyżony dość młody facet, w czarnej kurtce z napisem "ochrona". Starał się sprawić wrażenie kogoś panującego nad sytuacją, ale widać było od razu, że był przerażony.
- Z powodu bójki będę musiał was niestety wyprosić i jeśli nie wyjdziecie po dobroci to was wyrzucić - ostatnie słowa wypowiedział z wahaniem i jawnym strachem.
Chciałem mu odpowiedzieć, że nigdzie się nie wybieramy, ale Andy wstał, prychnął urażony, niczym kotka i nie obdarzając nas nawet spojrzeniem ruszył do drzwi.
- Noc, idziemy - rzucił tylko cicho.
Spojrzałem na ochroniarza, on spojrzał na mnie, był cały blady. Skrzywiłem się i ruszyłem za moim panem. Nie miałem zamiaru się bić, jeżeli to nie było absolutnie konieczne albo nie miałem ochoty, a nie miałem przez to, że Andy czuł wyraźną potrzebę wyjścia z knajpy. Wyszedłem na chłodne powietrze nocy zaraz za nim.
- Debil - bąknąłem pod nosem, co wywołało lekki uśmiech na jego ustach.
Było koło trzeciej nad ranem. Byłem pewien, że normalna osoba zapytałaby już o powrót do domu, ale nie ja, nie Andyego. Dla nas noc była jeszcze młoda. Bary mieliśmy już z głowy, ale byłem pewny, że Andy będzie miał ochotę się gdzieś poszlajać. Wiedziałem, że to uwielbia, mimo że nigdy tego nie powiedział. Znaczy uwielbiał szalajanie się po wielkich miastach, chodzenie po dachach budynków, z których można obserwować światła w najróżniejszych kolorach rozpościerające się pod nim. Zawsze był szczęśliwy, kiedy mógł tak po prostu siedzieć i delektować się tym widokiem i zimnym powietrzem nocy. Też to lubiłem, może tylko podświadomie, bo czułem podobne emocje, a może po prostu mi się to podobało? Mało rzeczy mi się podobało, tak samo z siebie, jednak wlepianie się kilka godzin w te światła nigdy mnie nie nudziło, jak inne rzeczy, które lubił Andy, więc chyba mogłem powiedzieć, że to lubię. Staliśmy tak pod klubem. Andy zastanawiając się, co teraz chciałby robić, a ja opierając się o zimną ścianę budynku, w którym przed chwilą byliśmy i czekając na jego decyzję.

<Andy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2