- Daro, czy ja wyglądam jak... alfons?
- Słłłłucham, sayidi?
Trzeszczący głos kocura sprawił, że drgnął. Brzmiał jak obcokrajowiec ze słabym akcentem.
- Czy ja wyglądam jak alfons?
- Nie wiem kim jest anfons, sayidi.
Demon zmarszczył czoło. Czyli jednak na pustyni nie mają alfonsów.
- Daro, wiesz co to harem?
- Wiem, sayidi.
- A czy ja wyglądam na osobę, która posiada własny harem, do którego wpuszcza innych mężczyzn za pieniące, by kosztowali uciech cielesnych z mymi nałożnicami?
- Mylisz pojęcia, sayidi.
- Słucham?
- Teraz mówisz o burdelu. Nie haremie, sayidi.
Jego "sayidi" powoli zaczynało grać Viktorowi na nerwach, jednak wiedział, że jakakolwiek próba namówienia kocura do zaprzestania mówienia dziwacznego słowa na końcu każdego zdania, spełznie na niczym. Kilka tygodni temu próbował nauczyć go słowa "Panie". Panie lepiej brzmi, prawda? Panie jest dostojne. Panie jest godne. Panie jest... jest... szlachetne! Jednak z nieznanych mu powodów, Daro nie potrafił go wymówić. Za każdym razem wychodziło mu "paeanie", "payadanie" i inne tego odmiany. Niby pięć liter, niby proste, a jednak materiał na dywan miał z nim problem.- Wiesz co to burdel, a nie wiesz co to a.... z resztą, nie ważne. Podejdź tu.
Stawiając kroki długie na metr z dużym hakiem, khajiit podszedł do pana, który siedział na fotelu z laptopem na kolanach. Mimo swojej niechęci do współczesnych wynalazków, urządzenie typu laptop zdobyło jego zaufanie i można powiedzieć, że w pewnym sensie uzależnił się od surfowania po internecie.
- Patrz co za komentarz wstawił jakiś śmiertelni na mój temat!
"Gwiazdki: *
Opinia: Nie polecam. Lokal pełen dziwnych typków, jedzenie średnie, właściciel wygląda jak połączenie alfonsa z Gandalfem. Omijać szerokim łukiem."
- Sayidi, powinniśmy zniszczyć go, pozbawiając sensu jego egzystencję.
Promienny uśmiech wykwitł na twarzy demona. Rzeczywiście, to było to, na co miał ochotę tego dnia. Zabawić się ludzkim życiem!
- Daro, wychodzę.
***
Ni deszczu, ni wiatru, ni mgły, ni zamieci. Dlaczego pogoda jest dzisiaj tak idealna? Noc. Powinno być zimno, natomiast przez poły czarnego płaszcza czuł, że jest przynajmniej 18*C. Rozejrzał się, wzdychając. Jego poprzedni zapał powoli opadał. Odechciało mu się polowania. Mógł zostać w rezydencji, napawając się dźwiękami rozpaczy dochodzącymi z pwinicy.
Właśnie planował zawrócić, gdy ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół, unosząc jedną brew. Dziewczyna. Od razu się skrzywił. Tolerował małe dziewczynki, ale młode dorosłe i dorosłe kobiety działały na niego jak płachta na byka. Jednak... chwila chwila, czuć od niej było woń... woń siarki. I... hm, nuta starości? Zmierzył ją dokładniej wzrokiem. Czyżby demon?
Odwrócił się, podążając za jej wzrokiem. Zobaczył jedynie niknące w mroku plecy mężczyzny.
- Chyba w czymś przeszkodziłem - mruknął, marszcząc czoło w zamyśleniu.
<Angel? No popatrz, trochę poczekałam i jest>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz