czwartek, 29 czerwca 2017

Od Davida cd. Hieremihela

Podczas kiedy on zajmował się rybakami i łodzią, ja czekałem na wyschnięcie ogona. Zacząłem się zastanawiać jakim cudem zamieniam się w człowieka. Może gdyby rodzice żyli, by mi odpowiedzieli na to pytanie? Raz zapytałem się Colina, czego żałuje. Gdybym się wtedy nie wygadał, dalej byśmy byli normalnymi braćmi, a tak się odwrócił ode mnie. A do tego i tak nie znał odpowiedzi. Może mam w sobie ludzką krew? Albo ciąży na nas jakaś klątwa? Albo jako dziecko coś wypiłem?
Łuski stwardniały, wyschły (tak samo moje włosy), po czym ogon się rozdwoił, niebieska powłoka zniknęła razem z łuskami i pojawiły się ludzkie nogi w niebieskich szortach – jak dobrze, że ubranie zmienia się razem ze mną. Gdy dowiedziałem się, co mają ludzie, kiedy przechodziłem akurat obok wycieczki szkolnej bez niczego, prawie dostałem zawału. Na początku nie rozumiałem na co krzyczą, aż w końcu zrozumiałem, że byłem nagi. Cud, że trafiłem na jakiegoś miłego staruszka, któremu wmówiłem, że mnie okradli. Na to wspomnienie się cicho zaśmiałem, kiedy obok mnie pojawił się Jeremiel z informacją, że wszystko załatwione i nic już nie grozi mi, ani innym syrenom.
- Dzięki – odetchnąłem z ulgą, po czym wstałem. Na początku nieco chwiejnie, tak jak to na samym początku. Chłopak także wstał, dlatego przytrzymałem się parę sekund jego ramienia, poruszyłem nogami i mogłem już kroczyć jak dumny człowiek.
- Gotowy? - skinąłem głową i ruszyliśmy ścieżką wydeptaną przeze mnie, nie była ona aż tak widoczna, ale z łatwością można było ją wyróżnić z pomiędzy trawy i drzew. Po plaży zagłębialiśmy się w las. - Gdzie najczęściej chodzisz w mieście? - zapytał przerywając ciszę, w której można było się przysłuchiwać leśnym ptakom. Wiatru w ogóle nie było, to był piękny słoneczny dzień, z białymi puszystymi chmurkami na niebie.
- Miejsca publiczne, kawiarnie, bary. Miejsca, w którym można obserwować ludzi – odpowiedziałem.
- Dobry wybór – stwierdził.
- Możemy zajść do jednej, bardzo ją polecam. Tłoku tam dużego nie ma, ale jest przepysznie i tanio – zaproponowałem. Chłopak chwilę się zastanawiał, aż się zgodził. Przeszliśmy przez las, a potem od razu wkroczyliśmy w miejski próg. Uderzył we mnie smród samochodów, które właśnie przejeżdżały obok nas. Ludzi byli już do tego przyzwyczajeni, dlatego dym ulatniający się z tej dziwnej rury na tyłach samochodu nie robił  na nich żadnego wrażenia. Ohydztwo.
- Tobie też przeszkadza ten smród – usłyszałem głos towarzysza. Spojrzałem na niego i skinąłem głową.
- Nasza woda jest czysta jak łza – skomentowałem. - Chodźmy stąd – powiedziałem przyspieszając w kierunku kawiarni, do której mieliśmy iść. Nie była ona daleko, na drugiej ulicy za rogiem. Mimo, iż nie było to popularne miejsce, tego dnia prawie wszystkie stoliki był zajęte. Zajęliśmy miejsca na tarasie.
- Myślałem, że będzie mniej ludzi – lekko się uśmiechnął.
- Ja tak samo... - podniosłem kartę dań. - Co bierzesz? Mi strasznie posmakowała kawa i ciasto czekoladowe.

<Hieremihel? Kompletny brak weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2