Dzisiejszego dnia C4A oszczędzał się leżąc w ukryciu jak przyczajony kot na gałęzi. Tak sobie zaplanował kilka nocy wcześniej. Podobno po zmroku można upolować niewiarygodne okazy, więc gdy w ludzkich domach światła gasły, a szczury wychodziły na żer, rozpoczął rajd na opuszczone tereny domów i fabryk. Kiedy masz nadzieję odstrzelić coś groźniejszego od kanałowego aligatora, musisz udać się na odludzia. Bestie jakoś nie podchodzą bliżej do ludzi niż na obrzeża, ponieważ się nauczyły, że im bliżej tym większa szansa na to, że zmasakrują je pociskami. W zamian za to te najsilniejsze polują na te słabe, słabe na jeszcze słabsze i tak dalej. Dzisiaj Lyi miał nadzieję na starcie z jednym z tych najsilniejszych.
Ostatni raz przed wyjściem skontrolował poziom naładowania i wyszedł z przybudówki w blasku zachodzącego słońca. Nie cierpiał tych jaskrawych pomarańczowych barw jak z obrazów El Greco przetaczających się przez niebo zanim nastanie chłodna, ciemna noc. Nigdy nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Monotonne warianty są dwa (ale z nich można wyciągnąć więcej możliwości): albo fali uderzeniowej, albo komarów wielkości pięści brzęczących nad uchem. Chociaż dobrze, że tym razem to były barwy słońca. I w głowie nasuwa się myśl, że gdyby nie te komary, na cel ruchomy do trenowania musiałby sobie obrać Bogu niewinne (może nie do końca) motylki.
Nadstawiwszy uszu na każdy szmer przedzierał się przez gęstwiny wraków aut, po które właściciele już nie wrócili. Wychodząc z tego rdzawego lasu jego noktowizor z czujnikiem ruchu zarejestrował żywą, jeszcze, istotę sporych rozmiarów. "No to tutaj uderzam", pomyślał, skradając się bliżej w wysokiej trawie. Ustawiając broń musiał szybko zdecydować, czy wybrać wyrzutnię na rakiety, czy na serię z wiązek laserowych. Po tej drugie słabnie widoczność i oświetlenie, ale to ta pierwsza zużywa najwięcej energii na wyprodukowanie rakiet. Czyli skoro sprawa uzbrojenia została rozstrzygnięta skupił się na celu. Przyznałby, że jak istnieje, tak nigdy nie zobaczył tak zauważalnego, acz odmiennego i używającego ludzkiej technologii stwora. Ktoś wypuścił na bieg nową zabawkę "naukowców"? W C4A aż zaczęło się gotować. Tym ludziom nigdy za mało... Sami śmiało nazywają siebie Bogami tworząc cierpiące z ich rąk istoty. Och, w sumie jest w tym wiele podobieństwa do prawdziwego bóstwa. Ale... myśląc tak Lyi zdał sobie sprawę, że brzmi jak hipokryta. Sam przecież jest czyimś eksperymentem. Zaś ta istota, nienaganna czy też naganna, musi odejść na tamten świat. Oni zrobili, robią i zrobią jej tylko więcej szkód. Wystarczy jedynie dobrze wycelować... Cholera, zaśmiał się! Za pewnie się poczuł i ten tępy uśmieszek pojawił się na jego twarzy, przez co przechylił cel z głowy na tułów.
Cel zaryczał z bólu przywalając z hukiem w ścianę budynku. Wciąż żył. Lyi musiał działać szybko. Zbliżył się do potwora nie tracąc go z muszki. Zaryczał gwałtownie. Stwór był gotowy do odwdzięczenia się. Chłopak posłał dwa, niestety nietrafione, strzały. Mimo, że to coś było szybkie jak diabli, zauważył na grzebie tego ludzką formę życia. "Być może syjamczyk, lub co gorsza chimerak.", przeszło mu przez myśl. Jeden strzał był celny w dziesiątkę, na jego szczęście, bo nie wiadomo jakby skończył pod cielskiem tego. Jego serce zadrżało poza rytmem. Kolejny strzał poszedł "z naładowanego na całą moc automatu" w cel. Padł jak kłoda, a on był o krok od użycia ostatecznej mocy przeciwko mutantowi. Podchodząc bliżej, odkrył, iż to co uważał za narośl ludzką było człowiekiem płci żeńskiej z krwi i kości. Obrona cywila, dodatkowy powód do zabicia. Co się chwilę później okazało, cywil nie potrzebował obrony. To doszło do niego gdy jego działo eksplodowało przez coś co rzuciła postać w nie. Pokonany własną bronią, straciwszy cząstki siebie upadł z resztkami godności. Teraz starał się zebrać do kupy i schować do nory zanim padlinożercy się zejdą. Innym razem się uda.
Niespodziewanie pod jego nosem dosłownie wylądowało to co spowodowało wybuch jego działa. Zobaczył skąd przyszło. Spojrzał w twarz tej dziewczynie.
- Wygląda na to, że oba nasze eksperymenty są do bani - rzuciła zaczepnie. - Mój powaliło byle działo, a twój nożyk. Jak chcesz, to niedaleko jest laboratorium. Sporo sprzętu, który mógłby ci pomóc.
Przemierzył dziewczynę badawczym spojrzeniem. Czy ona właśnie zaoferowała mu pomoc? Po walce? Być może należy do rebelii i zauważyła w nim zwykłego samotnego strzelca, a nie pionek władz, który, o ironio, uznał ją za wtykę. Ci to zawsze jakoś pomogą, nawet po szkodzie. A jak nie jest rebeliantką to pewnie przynętą. Ale miała rację. On i ten stwór są do bani i obydwaj potrzebują solidnej pomocy. Jeśli naprawdę doprowadzi go do jakiegoś laboratorium to musi zaryzykować.
- Nie ma sensu, by koledzy po fachu mordowali się nawzajem. - Lexie wzruszyła ramionami. - Lepiej posprzątać ten syf, uścisnąć sobie sztamę i iść dalej.
Ostatni raz przed wyjściem skontrolował poziom naładowania i wyszedł z przybudówki w blasku zachodzącego słońca. Nie cierpiał tych jaskrawych pomarańczowych barw jak z obrazów El Greco przetaczających się przez niebo zanim nastanie chłodna, ciemna noc. Nigdy nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Monotonne warianty są dwa (ale z nich można wyciągnąć więcej możliwości): albo fali uderzeniowej, albo komarów wielkości pięści brzęczących nad uchem. Chociaż dobrze, że tym razem to były barwy słońca. I w głowie nasuwa się myśl, że gdyby nie te komary, na cel ruchomy do trenowania musiałby sobie obrać Bogu niewinne (może nie do końca) motylki.
Nadstawiwszy uszu na każdy szmer przedzierał się przez gęstwiny wraków aut, po które właściciele już nie wrócili. Wychodząc z tego rdzawego lasu jego noktowizor z czujnikiem ruchu zarejestrował żywą, jeszcze, istotę sporych rozmiarów. "No to tutaj uderzam", pomyślał, skradając się bliżej w wysokiej trawie. Ustawiając broń musiał szybko zdecydować, czy wybrać wyrzutnię na rakiety, czy na serię z wiązek laserowych. Po tej drugie słabnie widoczność i oświetlenie, ale to ta pierwsza zużywa najwięcej energii na wyprodukowanie rakiet. Czyli skoro sprawa uzbrojenia została rozstrzygnięta skupił się na celu. Przyznałby, że jak istnieje, tak nigdy nie zobaczył tak zauważalnego, acz odmiennego i używającego ludzkiej technologii stwora. Ktoś wypuścił na bieg nową zabawkę "naukowców"? W C4A aż zaczęło się gotować. Tym ludziom nigdy za mało... Sami śmiało nazywają siebie Bogami tworząc cierpiące z ich rąk istoty. Och, w sumie jest w tym wiele podobieństwa do prawdziwego bóstwa. Ale... myśląc tak Lyi zdał sobie sprawę, że brzmi jak hipokryta. Sam przecież jest czyimś eksperymentem. Zaś ta istota, nienaganna czy też naganna, musi odejść na tamten świat. Oni zrobili, robią i zrobią jej tylko więcej szkód. Wystarczy jedynie dobrze wycelować... Cholera, zaśmiał się! Za pewnie się poczuł i ten tępy uśmieszek pojawił się na jego twarzy, przez co przechylił cel z głowy na tułów.
Cel zaryczał z bólu przywalając z hukiem w ścianę budynku. Wciąż żył. Lyi musiał działać szybko. Zbliżył się do potwora nie tracąc go z muszki. Zaryczał gwałtownie. Stwór był gotowy do odwdzięczenia się. Chłopak posłał dwa, niestety nietrafione, strzały. Mimo, że to coś było szybkie jak diabli, zauważył na grzebie tego ludzką formę życia. "Być może syjamczyk, lub co gorsza chimerak.", przeszło mu przez myśl. Jeden strzał był celny w dziesiątkę, na jego szczęście, bo nie wiadomo jakby skończył pod cielskiem tego. Jego serce zadrżało poza rytmem. Kolejny strzał poszedł "z naładowanego na całą moc automatu" w cel. Padł jak kłoda, a on był o krok od użycia ostatecznej mocy przeciwko mutantowi. Podchodząc bliżej, odkrył, iż to co uważał za narośl ludzką było człowiekiem płci żeńskiej z krwi i kości. Obrona cywila, dodatkowy powód do zabicia. Co się chwilę później okazało, cywil nie potrzebował obrony. To doszło do niego gdy jego działo eksplodowało przez coś co rzuciła postać w nie. Pokonany własną bronią, straciwszy cząstki siebie upadł z resztkami godności. Teraz starał się zebrać do kupy i schować do nory zanim padlinożercy się zejdą. Innym razem się uda.
Niespodziewanie pod jego nosem dosłownie wylądowało to co spowodowało wybuch jego działa. Zobaczył skąd przyszło. Spojrzał w twarz tej dziewczynie.
- Wygląda na to, że oba nasze eksperymenty są do bani - rzuciła zaczepnie. - Mój powaliło byle działo, a twój nożyk. Jak chcesz, to niedaleko jest laboratorium. Sporo sprzętu, który mógłby ci pomóc.
Przemierzył dziewczynę badawczym spojrzeniem. Czy ona właśnie zaoferowała mu pomoc? Po walce? Być może należy do rebelii i zauważyła w nim zwykłego samotnego strzelca, a nie pionek władz, który, o ironio, uznał ją za wtykę. Ci to zawsze jakoś pomogą, nawet po szkodzie. A jak nie jest rebeliantką to pewnie przynętą. Ale miała rację. On i ten stwór są do bani i obydwaj potrzebują solidnej pomocy. Jeśli naprawdę doprowadzi go do jakiegoś laboratorium to musi zaryzykować.
- Nie ma sensu, by koledzy po fachu mordowali się nawzajem. - Lexie wzruszyła ramionami. - Lepiej posprzątać ten syf, uścisnąć sobie sztamę i iść dalej.
Stał nieruchomo jak wbity oszczep. Nie wierzył w to co słyszał. Raz jeszcze zmierzył ją dokładnie wzrokiem. Nazwała go kolegą. I to z takim spokojnym tonem pełnym czystych intencji. Nie spodziewał się takich słów z ust kogoś, kto oberwał od niego z działa. Szybko postanowił się odwdzięczyć. Wziąwszy na swe barki ciężar jej towarzysza, poprosił o wskazanie drogi:
- Koleżanko, prowadź proszę.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i nic nie mówiąc poszła przodem. Szła wzdłuż opuszczonych domków jednorodzinnych spoglądających złowrogo z powybijanych okien. Bardzo miła okolica... Z resztą Lyi niewiele widział. Skupiał się by doprowadzić kolosa we wszystkich kawałkach do celu. Z każdym metrem domki przerzedzały się ustępując wielkim budynkom fabryk. Tak przynajmniej wyglądało na pierwszy rzut oka. To owe laboratorium było pod kamuflażem zakładu jakiejś mało znanej marki samochodowej. Wejście było dziecinnie proste. Żadnych zabezpieczeń ani weryfikacji? Dziwne.
"Jest jeszcze szansa się wycofać", pomyślał mimochodem. Położywszy rannego mutanta na ziemi, zaczął za plecami oczyszczać niezregenerowaną rękę z odłamków. Skóra zaczęła się zasklepiać, jednak w wolnym tempie. Zrobił krok do tyłu widząc nadchodzących "naukowców". Jeden nadjechał średnią lawetą by załadować mutanta. Wtedy coś wzięło C4A i skoczył do stworzenia. Tak jakby zaczęło go trapić sumienie za swój czyn. W sumie tak trochę było mu go szkoda.
<Lexie? Mi się akurat spodobał ten pomysł z Rezem ^^. Przy tym opowiadaniu miałam dużo weny, więc było łatwo jak na taką ilość słów ode mnie :D. Tylko ta końcówka jakaś taka przeciągnięta...>
- Koleżanko, prowadź proszę.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i nic nie mówiąc poszła przodem. Szła wzdłuż opuszczonych domków jednorodzinnych spoglądających złowrogo z powybijanych okien. Bardzo miła okolica... Z resztą Lyi niewiele widział. Skupiał się by doprowadzić kolosa we wszystkich kawałkach do celu. Z każdym metrem domki przerzedzały się ustępując wielkim budynkom fabryk. Tak przynajmniej wyglądało na pierwszy rzut oka. To owe laboratorium było pod kamuflażem zakładu jakiejś mało znanej marki samochodowej. Wejście było dziecinnie proste. Żadnych zabezpieczeń ani weryfikacji? Dziwne.
"Jest jeszcze szansa się wycofać", pomyślał mimochodem. Położywszy rannego mutanta na ziemi, zaczął za plecami oczyszczać niezregenerowaną rękę z odłamków. Skóra zaczęła się zasklepiać, jednak w wolnym tempie. Zrobił krok do tyłu widząc nadchodzących "naukowców". Jeden nadjechał średnią lawetą by załadować mutanta. Wtedy coś wzięło C4A i skoczył do stworzenia. Tak jakby zaczęło go trapić sumienie za swój czyn. W sumie tak trochę było mu go szkoda.
<Lexie? Mi się akurat spodobał ten pomysł z Rezem ^^. Przy tym opowiadaniu miałam dużo weny, więc było łatwo jak na taką ilość słów ode mnie :D. Tylko ta końcówka jakaś taka przeciągnięta...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz