- Gabriel! Co ci mówiłem co do dotykania moich rzeczy?! - zagrzmiał głos.
Blondyn szybko zabrał nogi ze stołu, pewien, że Ojciec mu je zaraz przetrąci.
- Oj Tato, daj spokój...! Ciekawi mnie co czeka tych wszystkich śmiertelników i nie. - odparł poprawiając się na miękkim krześle, nadal z kartkami maszynopisu w ręce i telefonem przy uchu.
- Z kim rozmawiasz? - zapytał Ojciec jednym ruchem ręki przenosząc go z fotela gdzieś dalej.
Tyłek złotookiego uderzył o drewnianą podłogę.
- Ał? Z Remisiem. - Wstał i oddał mu kartki, kładąc na dębowym blacie. - Całkiem ciekawa historia. Właśnie ją z nim omawiałem. Wiesz, ma swoich... Ulubieńców. - prychnął, dodając lekceważąco,ale z pełnym przekonaniem. - Pewnie, że wiesz.
Rozłączył się, chowając telefon do kieszeni. Braciszek kompletnie go już nie słyszał.
- Naprawdę powinieneś poprawić tu zasięg. Ty mi powiedź z jakiej paki w Piekle jest zasięg, a u nas w Niebie już nie? Nawet tu trudno znaleźć przynajmniej kreskę. To chore!
Bóg się uśmiechnął.
- Będziesz angażował ptactwo niebieskie by budowało ci anteny? - zapytał układając papiery, koło maszyny do pisania.
- Taa... Nabijaj się. Najlepiej... A święci w budce zasięg mają! - zastanowił się przez chwile. - Bo mają nie?
Wszechwiedzący pokręcił głową z niedowierzaniem. Już miał coś powiedzieć, ale chłopak rozłożył skrzydła.
- Nie ważne. Nie będę nic angażować. Czas się zbierać. Nie będę przeszkadzał w robocie, mam swoją.
Poprawił ciemną bluzę na ramionach i złożył ręce za plecami.
- Mam nadzieję, że nie wybierałeś nikogo z pośród tego co napisałem?
Pokręcił gwałtownie głową, aż grzywka spadła mu na oczy.
- No co ty, Tato. Sam sobie kogoś znajdę. Na swój własny sposób. Grunt, że wychodzi, nie?
Uderzył mocno skrzydłami i po chwili leciał już na Ziemię. Wylądował zgrabnie w swojej willi. Z uśmiechem podszedł do stołu gęsto zapełnionymi słodyczami, a na nie wielkiej części była suszona wołowina dla psa, którego pogłaskał po drodze.
- Hej Koleżko.
Podrzucił czekoladkę która po chwili wylądował w jego ustach.
- Kogoś tu brakuje...
Pstryknął, a przy nim pojawiły się dwie piękne kobiety. Jego uśmiech się poszerzył.
- Od razu lepiej.
Wziął trochę kremu z tortu na palec i pozwolił by jedna z nich go oblizała. Ah... Wygodne życie.
Jutro wcieli w życie nowy plan... Znów ktoś tu trafi do gazet...
------------------------------------- kilka dni później ----------------------------------------
Skrzydlaty spojrzał w lustro trzymając gumkę w zębach. Jedyne co miał na sobie to bokserki i wisiorek, którego nie zdejmował. Uparcie próbował okiełznać nieposłuszne kosmyki, by szczepić je w niewybredny kucyk. Gdy w końcu mu się udało, poprawił grzywkę i poszedł do salonu. Usiadł na wygodnym skórzanym fotelu i założył nogi na stół. Koleżka, przyniósł mu w zębach gazetę i położył się przy nogach właściciela. Wziął gazetę do rąk i rozłożył na pierwszej stronie. "Samobójstwo Samanthy Warre! Straciła zmysły przez La lloronę! - twierdzi naoczny świadek." Płaczka... Na tą historie natknął się niedawno i jakoś przypadła mu do gustu. Jest jej tyle wersji... Tyle różnych dokończeń. Samantha bardzo gnębiła swoje dzieci, blondyn doskonale o tym siedział. Z łatwością posłał na jej drogę La lloronę z martwym dzieckiem w objęciach. Co prawda Płaczka zazwyczaj atakuje mężczyzn... Ale dobrze nagiąć zasady! Liczy się w końcu przekaz. Najwidoczniej jako matka która zabiła własne dzieci... Dotknęło ją z jaką łatwością Sam odrzuca naturę matczynej miłości. tak ją urządziła, że Samantha oszalała i na klęczkach wróciła błagać dzieci o przebaczenie. A przerażone dzieci co zrobiły? Na policje. Nienawidziły jej, nie wierzyły. Czy można im się dziwić?
Przerzucił na następną stronę. "Profesor uczelni wypadł przez okno!" Tego gościa też mu nie było szkoda. To typ "zaliczysz semestr, jeśli ja zaliczę ciebie". Nasłany duch zgwałconej przez profesora studentki, sprawił, że przypadkiem się zabił. Ups? Umarł z rąk pięknej kobiety... Póki ta nie zaczęła gnić na jego oczach. Gabe pracował tam jako dozorca. Nie pod własnym imieniem, pod wymyślonym pierwszym lepszym, od tak się wkręcił do roboty. Oczywiście złożył wyjaśnienia na policji, odpowiedział na wszystkie pytania. Dziewczyna weszła, ale już nie wyszła, a mężuś dostał za swoje. Tak, owszem, miał żonę i dzieci. Jego kobieta najwyraźniej mu nie wystarczała, skoro brał się za młodsze. To własnie przed nim dosłownie upadł profesorek, rozwalając sobie łeb. Upił łyk białego wina z kieliszka, który nagle pojawił się w jego ręce. Przerzucił kilka kolejnych stron. Nagle zaciekawił go pewien artykuł. Zamruczał znad szkła, uniósł brew i uśmiechnął się szerzej.
" Młoda para zjadła się nawzajem?" To nie była jego robota, chodź sposób bardzo ciekawy. Czymże zasłużył sobie ten nieszczęśnik? To młody chłopak, zaledwie 25 lat i jego żona. Dwa lata młodsza. Znaleziono ich rano. Umierający mężczyzna, ledwie dychał, a nim jego serce się zatrzymało jeszcze przeżuwał coś między zębami. Okazało się, że to część już dawno martwej żony.
- Ou...Brutalnie.
Doczytał do końca i po chwili rzucił gazetę na szklany stolik. Zastanawiał się przez chwilę. Przegryzł dolną wargę i wstał.Dopił wino jednym porządnym łykiem. Czas poszukać tego żuczka co zapoczątkował to przedstawienie. Że też umknęło jego uwadze. Ubrał się po przyziemnemu i ruszył w trasę. W białą koszulkę, jeansy i bluzę z kapturem.
Pierwsze co zrobił to odwiedził kostnicę, ciekaw w jakim stanie są ciała. Prześliznął się niepostrzeżenie, kilku po drodze straciło przytomność ale co tam? Otworzył magiczną metalową szufladę i wysunął by widzieć ciało mężczyzny w całej okazałości. Jak on się nazywał? Stefan? Stave? Jakoś tak, nieważne. Widząc spore braki, niemal go to rozbawiło. Nachylił się nad ciałem i powąchał. Dziwne, prawda? Wąchać trupa.
- Hm... - pomruk wydobył się z gardła Oszusta.
Dotknął głowy zmarłego, doszukując się wspomnień, które mogłyby być wskazówką. W pewnym momencie natrafił na pewną rudowłosą dziewczynę... I już ma swój trop.
Ulotnił się z kostnicy unosząc nad miastem. Tak łatwo znaleźć osobę, która cię interesuję... Wylądował po drugiej stronie ulicy, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Co teraz? Zamknąć jaw pętli czasowej? W świecie telewizji? A może kogoś na nią napuścić?
Ot... szedł sobie wzdłuż ulicy, zastanawiając się jak się za to zabrać. Dziewczyna jest Wendigo. A gdyby tak...
<Mawra?>
Przerzucił na następną stronę. "Profesor uczelni wypadł przez okno!" Tego gościa też mu nie było szkoda. To typ "zaliczysz semestr, jeśli ja zaliczę ciebie". Nasłany duch zgwałconej przez profesora studentki, sprawił, że przypadkiem się zabił. Ups? Umarł z rąk pięknej kobiety... Póki ta nie zaczęła gnić na jego oczach. Gabe pracował tam jako dozorca. Nie pod własnym imieniem, pod wymyślonym pierwszym lepszym, od tak się wkręcił do roboty. Oczywiście złożył wyjaśnienia na policji, odpowiedział na wszystkie pytania. Dziewczyna weszła, ale już nie wyszła, a mężuś dostał za swoje. Tak, owszem, miał żonę i dzieci. Jego kobieta najwyraźniej mu nie wystarczała, skoro brał się za młodsze. To własnie przed nim dosłownie upadł profesorek, rozwalając sobie łeb. Upił łyk białego wina z kieliszka, który nagle pojawił się w jego ręce. Przerzucił kilka kolejnych stron. Nagle zaciekawił go pewien artykuł. Zamruczał znad szkła, uniósł brew i uśmiechnął się szerzej.
" Młoda para zjadła się nawzajem?" To nie była jego robota, chodź sposób bardzo ciekawy. Czymże zasłużył sobie ten nieszczęśnik? To młody chłopak, zaledwie 25 lat i jego żona. Dwa lata młodsza. Znaleziono ich rano. Umierający mężczyzna, ledwie dychał, a nim jego serce się zatrzymało jeszcze przeżuwał coś między zębami. Okazało się, że to część już dawno martwej żony.
- Ou...Brutalnie.
Doczytał do końca i po chwili rzucił gazetę na szklany stolik. Zastanawiał się przez chwilę. Przegryzł dolną wargę i wstał.Dopił wino jednym porządnym łykiem. Czas poszukać tego żuczka co zapoczątkował to przedstawienie. Że też umknęło jego uwadze. Ubrał się po przyziemnemu i ruszył w trasę. W białą koszulkę, jeansy i bluzę z kapturem.
Pierwsze co zrobił to odwiedził kostnicę, ciekaw w jakim stanie są ciała. Prześliznął się niepostrzeżenie, kilku po drodze straciło przytomność ale co tam? Otworzył magiczną metalową szufladę i wysunął by widzieć ciało mężczyzny w całej okazałości. Jak on się nazywał? Stefan? Stave? Jakoś tak, nieważne. Widząc spore braki, niemal go to rozbawiło. Nachylił się nad ciałem i powąchał. Dziwne, prawda? Wąchać trupa.
- Hm... - pomruk wydobył się z gardła Oszusta.
Dotknął głowy zmarłego, doszukując się wspomnień, które mogłyby być wskazówką. W pewnym momencie natrafił na pewną rudowłosą dziewczynę... I już ma swój trop.
Ulotnił się z kostnicy unosząc nad miastem. Tak łatwo znaleźć osobę, która cię interesuję... Wylądował po drugiej stronie ulicy, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Co teraz? Zamknąć jaw pętli czasowej? W świecie telewizji? A może kogoś na nią napuścić?
Ot... szedł sobie wzdłuż ulicy, zastanawiając się jak się za to zabrać. Dziewczyna jest Wendigo. A gdyby tak...
<Mawra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz