- Nie wyrzucaj go. - rzekł C4A cicho, wpatrzony w pozbawione życia ciało Reza.
- Słucham? - dziewczyna lekko przekręciła głowę.
- Nie wyrzucaj go, powiedziałem. Jeśli nie będzie działać tak jak wcześniej to jego części przydadzą się do czegoś innego. - wzruszył ramionami.
- Och, rozumiem...
Lyiacon ma fioła na punkcie energii odnawialnej i dawania drugiego życia przedmiotom. Wierzy, że wszystko co się kiedyś zepsuło, może zostać użyte od nowa w innym celu. Jego prywatny składzik pęka w szwach od rzeczy, które zniósł z plądrowań na pustkowiach, wysypiskach i okolicach dla bogaczy. W tym ostatnim znajduje zazwyczaj najświeższe łupy na ulicy. Co prawda, to dobrze dla niego, ale z drugiej strony takich okolic na ziemi jest od groma. Biorą coś, ponieważ myślą, że tylko im się należy, a jak się znudzą, to wyrzucają... Dlatego gdy białowłosa dziewczyna zaoferowała mu części, i opowiadała o ludziach finansujących je, przeszły go ciarki zirytowania. "Nie, nie widzę potrzeby", chciał odpowiedzieć, lecz szybko zrezygnował. Nie wypada. Z taką samą łatwością, z jaką ona to powiedziała, stwierdził, iż jest to kolejne dziecko urodzone pod forsiastą gwiazdą. Przynajmniej nie jest zepsuta. Zaoferowała pomoc, a ktoś inny by jeszcze psy słał na niego. Chociaż ma wątpliwości co do jej... ich szczerych intencji. Kiedy mówisz, że jesteś członkiem czegoś, zgarniasz sobie masę sojuszy, przeciwników i sceptyków. Lyi zeskanował logo wygrawerowane na narzędziach. Później poszuka informacji na temat "Pazura".
Ręka sama dawała radę sobie z regeneracją, ponieważ tylko mechaniczne ścięgna były uszkodzone. Jedynie niektóre komórki potrzebowały więcej stymulacji. Do tego podłączył pod siebie akumulator, który ma zawsze przy sobie. Pierw należało otworzyć skrzynkę, wyjąć z niej pudełko z kłódką, otworzyć ją i wyjąć akumulator oraz kabel USB z folii bąbelkowej. Tyle fatygi dla pojemniczka energii, zdolnej zasilić 10 aut rodzinnych na rok, wielkości mp3. Technologia poszła tutaj dobrze naprzód.
Czując na sobie badawczy wzrok Pani Profesor, bo tak nazwał siostrę Białego Kruka, podpiął urządzenie do wtyki na brzuchu (tam gdzie pępek). Gdy spojrzał na nią, w jego głowie pojawił się krótki obraz jak przed zabiegami wtaczano go na salę właśnie w wózku inwalidzkim. Przez ten flashback współczuł jej. W końcu to prawie samo przeszedł. Uśmiechnął się i pomachał do niej.
- Chcesz zobaczyć sztuczkę? - uniósł prawy kącik ust.
Zanim odpowiedziała, zdjął bluzę by jej nie uszkodzić. Swoją zdrową rękę zamienił w palnik. Odsłoniwszy uszkodzone ramię w jej stronę podpalał końcówki ścięgien. Jak skończył, te ścięgna zaczęły się regenerować, a po nich narosła nowa tkanka skórna. Podpalając się, stymulował nowe komórki do pracy. Uniósł rękę. Pokazał, że nie ma ani blizny.
- Jak ty to robisz? - nie dowierzała...?
- Nie mogę nic zdradzić. Pani wybaczy, ale to mój ostatni występ na dziś w tym lokalu. Muszę się zbierać do innej widowni. Życzę miłej nocy i pogodnego dnia. - zrobił teatralny ukłon.
Odłożył akumulator na miejsce powtarzając procedurę kłódek i skrzynek. Miał już przy wyjściu ubierać bluzę, kiedy znad mutanta Reza usłyszał Panią Profesor:
- Lyiacon, jak cię znajdę?
- Dzięki wielkiemu magnesowi? - zażartował, po chwili znów będąc poważnym - Nawet ja siebie nie potrafię odnaleźć w tym zwariowanym do reszty świecie, a co dopiero ktoś inny. Jeśli zechcę, znajdę ciebie, panno... Jak ciebie zwą?
<Lexie? Mało? Nie... Tak przeciętnie. Widziałam o wiele gorsze ;). Pisałaś na telefonie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz