sobota, 22 lipca 2017

Od C4A do Lexie

C4A wyszedł z laboratorium nie oglądając się za siebie. Po paru krokach zaczął biec, ponieważ mało miał czasu. Jeśli ma wyszukać to logo, to musi być zaopatrzony w generator i różnego rodzaju kable USB. Jeszcze do tego najbliższa biblioteka znajduje się 10 mil od jego nory, co nie pomaga wcale.
Biegnąc, zauważył coś jaskrawo-zielonego wśród rdzennego brązu podłoża. Pierw pomyślał, że to roślina, jednak ta zieleń była zbyt żywa. Podchodząc bliżej, zobaczył że to były słuchawki do słuchania muzyki. Przypomniał sobie szczegół, że Biały Kruk miał takiego koloru ten sam sprzęt. Wziął je więc wsadził do kieszeni. Być może będzie potrzebował pretekstu by do niej wrócić, więc niech oddanie ich będzie tym pretekstem.
Gdy znalazł się na znajomym terenie zwolnił. Chłopak przez studzienkę kanalizacyjną przeszedł do podziemi, skąd po kilometrze krętych, znajomych mu korytarzy usuniętej z użytku kanalizacji ściekowej, dotarł do bocznego tunelu kończącego się ścianą. Tam się tymczasowo ulokował. Jedyne co tam miał to materac, narzędzia podstawowe i ciuchy. Trochę jedzenia też się tam znalazło. Swoje znaleziska trzymał gdzie indziej. Ciemno tu, nieprzyjemnie, latają szczury, lecz mutanty rzadko spotkasz.
Lyi przygotował to co niezbędne i szybko się przebrał. Ubrał na siebie kostium, w którym będzie mógł się swobodnie transformować bez niszczenia go na wszelki wypadek. Taki tam prezent od Stwórcy na ostatni dzień.
Z rozkładem tuneli w głowie Lyi pokierował sobą aż do wyjścia tuż przed drzwiami biblioteki. Jak na złość dopiero wtedy przypomniał sobie o książce którą stąd wziął i skończył czytać. Trudno, innym razem ją odniesie, chociaż nie ma takiej potrzeby. Nikt go nie zmusza. Miejsce bibliotekarza tu od lat stoi puste. Jedyne co tam żywe to 16-nożne pająki.
Słońce sięgało swego szczytu. Jego promienie oświetlały pomieszczenie przez wybite szyby. Nie tracąc czasu, śmignął przez regały książek do stolików w komputerami. Podpiął je do generatora obok siebie. Następnie wprowadził logo narzędzi w wyszukiwarkę. Złapał się za głowę widząc ile wyników było powiązanych z tak zwanymi szychami biznesu międzynarodowego. Głównie pojawiało się nazwisko Rotschild. O tej rodzinie wiedział tylko to co słyszał. Pora zasięgnąć więcej informacji...
*~*~*
Na dworze zapadł zmrok. Lyiacon wciąż siedział i czytał. Jednak słowa zapisane na komputerze nie układały mu się w głowie w logiczną całość. Czytając jeden artykuł, pokazywał się drugi niby taki sam, lecz napisany ze strony osoby o odmiennym zdaniu, przez co nie mógł określić któremu ufać bardziej... To zajęło mu większość czasu.
Lyi alarmująco spojrzał w stronę okien.Wydawało mu się, że coś tam zobaczył kontem oka. Być może to tylko jego paranoja... Wrócił wzrokiem do monitora.
Samo drzewo genealogiczne było równie uwikłane z uwagi na liczebność osób w tej rodzinie oraz jej historię od początku. Dochodząc do zdarzeń z 21 wieku, pojął, że ta rodzina miała swoje wkłady w wojny oraz kontrolę nad bankami, już nie mówiąc o mediach i rządzie...
Lyi oparł się leniwie, patrząc tępo w ekran. Tyle ile przeczytał mu wystarczyło. Ile z tego wszystkiego jest prawdą? To nie jest tak, że przyszedł tu by pozyskać wiedzę z internetu. Przyszedł tu by zobaczyć opinię internetu. On nie ufa czemuś, co jest udostępniane dla wszystkich. Zawsze gdzieś prawda jest podmieniona.
Monitor zgasł nagle. Zaniepokojony klikał bez skutku w klawisze. Być może wtyk od generatora wypadł. Sprawdził to. Wszystko było na swoim miejscu, jednak kabel był przeciągnięty pod stołem... i pogryziony. Olśniło go o ciut za późno. W odbiciu ekranu zobaczył za sobą mutanta przypominającego półtorametrowego golca na sterydach bez oczu i dodatkowymi parami ostrych siekaczy, potocznie zwanego . Z jego pyska toczyła się ślina. Nozdrzami wtaczał w siebie zapach którym widział otoczenie. Otworzył swoją paszczę do ryku. Zamachnął się pazurzastą łapą na chłopaka i przygniótł go do podłogi. Zanim Lyiacon go z siebie strącił, nałykał się jego wydzieliny z paszczy. Walczył z potworem siłami, z szacunku dla przechowywanej wiedzy w bibliotece. Przekroczywszy jej próg, przetransformował stopy w poduszkowce latające. Bestia siedziała mu na ogonie. Pierw myślał, że ją zgubi, lecz ta nie dawała za wygraną. Posłał jej krótką serię z AK-47. Tylko zaczęła kuśtykać.
- Taki twa - zakrztusił się - twardziel z ciebie? - przygotował działo - Otwórz buzię. Leci samolocik.
Wysłał gryzoniowi 5-cio kilogramową dawkę ołowiu. Siła uderzenia rozbryznęła jego mózg na wszystkie strony. Zdążył tylko ostatni raz ryknąć. Fala zakłóciła równowagę C4A, przez co wytarł sobą piaszczyste podłoże. Zakuło go w żołądku. Na galaretowatych nogach wstał. Końcówki włosów mu poszarzały. Nie był pewny czy to przez kurz czy uraz.
- Przez tydzień nie mu - kaszlnął - nie muszę wychodzić na dwór. Jeszcze trochę i wyczerpię limit szczęścia. - rozejrzał się dookoła - Daleko mnie poniosło... czy po prostu tu tak ciemno? - chwilę się nad tym zastanowił, po czym po prostu poszedł (pokracznie) przed siebie - A chu... A hoj przygodo...!

<Lexie? To nic ;). Ja to pisałam na kompie, a nie wygląda lepiej :D.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2