piątek, 28 lipca 2017

Od Mawry c.d. Gabriela

Trzy miesiące wcześniej
Czwartek, godz. 18:43

Zbierałam się z pracy do domu. Miałam w tym miesiącu zmianę dzienną, co bardzo mnie cieszyło. Ciągłe zmiany trybu z dziennego na nocny i na odwrót zdecydowanie mi nie służyły. Z dwojga złego wolała noc mieć wolną dla siebie. Wtedy dni przy północy nie musiałam wybierać wolnych. Przebrałam się parę minut wcześniej ściągając ubranie pracownicze i odwiesiłam je do szafki należącej do mnie. Zarzuciłam torbę na ramię i zaczęłam zakładać rękawiczki, kiedy nagle na zaplecze wpadła jak poparzona Olivia. Była to jedna z kelnerek. Każdego oszałamiała jej burza blond loków. Mało kto w tych czasach posiadał takie włosy. Do tego oliwkowa cera i lekko skośne, zielone oczy. Można było powiedzieć, że się przyjaźnimy, ale nie była dla mnie nikim ważnym. Po prostu ćwiczyłam na niej rozmowę z innymi ludźmi, skoro jeszcze ze mną rozmawiała to nie mogłam być w tym taka zła, no nie? Jęknęła ostentacyjnie głęboko z czegoś niezadowolona i siadła na stole. 
- Ciężki dzień? - zapytałam nie zwracając nią większej uwagi, niż to absolutnie konieczne. 
Zamiast tego mocując się z drugą rękawiczką.  
- Normalny, nie chodzi o pracę! - odparła, tak zdruzgotanie się z niej wprost wylewało, a to znaczyło, że po prostu musi się komuś wygadać. 
Popatrzyłam na nią wymownie, no tak oczywiście oczekiwała, że zapytam się jej co się stało. Jako, że zamierzałam zachować pozory empatii zapytałam. Uważała mnie za swoją przyjaciółkę, więc tak też się zachowywałam, mimo że czasem była bardzo dziecinna. Nawet bardziej niż ja. 
- A co się stało? - mój głos wydał się nader znudzony, jednak była w nim nutka zaciekawienia, to chyba jej wystarczyło, by się nie zrazić. 
Od razu nieco się rozchmurzyła, czekała na to pytanie jak nic. Było to nieco zabawne, jednak nie zamierzałam tego komentować, by jej nie urazić. 
- Nie umiem znaleźć fotografa na ślub mojej kuzynki! - powiedziała udając złość i oburzenie. 
No tak, teraz zapewne powinnam spróbować jej jakoś pomóc. Większość ludzi pewnie by tak zrobiła. Nie rozumiałam po co w ogóle wkopała się w pomoc przy tym ślubie. Ani zbytnio nie lubiła Margaret, ani zbytnio nie lubiła jej przyszłego męża. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie, po tym co opowiadała. Sama chęć organizacji i chwalenia się znajomym w sumie była dla niej typowa, jednak nie sądziłam, że jest aż tak tępa, by załatwiać coś tak ważnego. Mogła zwyczajnie przygotować swoje słynne ciasteczka, którymi wszystkim się chwaliła. Jak dla mnie były po prostu okej. 
- Kiedy ten ślub? - zapytałam spokojnie. 
Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie czy czasem nie spóźnię się na tramwaj, ale na szczęście miałam jeszcze trochę czasu. 
- W ten weekend! - odparła pokazując nadmiernie jak bardzo jest z tego powodu zrozpaczona. 
Rzucała mi pełne nadziei spojrzenia, wiedziała, że nie dość, że ja potrafię wiele rzeczy, to jeszcze mam wielu znajomych, którzy są dla niej użyteczni i nie bała się tego wykorzystywać. 
- Słuchaj... ja czasem robię zdjęcia, więc jakby ci się spodobały... - zaczęłam, jednak mi przerwała, no tak, w końcu tylko na to czekała. 
- Serio?! Pokazuj! - zarządziła głośno uradowana, że jej plan wypalił. 
Wywróciłam oczami i wolno sięgnęłam po telefon. Zdjęłam rękawiczkę i szybko znalazłam właściwy folder. Pokazałam jej parę zdjęć robionych moim Nikonem. Większość przestawiały las, tylko kilka zwykłych ludzi, których każdy z nas może minąć na ulicy. Nie uważałam się za profesjonalistę, po prostu czasem lubiłam zrobić jedno czy dwa zdjęcia rzeczom, które mi się podobają. 
- Okej, z moich kalkulacji wychodzi, że się nadajesz - powiedziała zachwycona, że nie musi szukać dalej. 
Byłam pewna, że w tej chwili każdy by się nadawał. Nie tylko ja, ale każdy posiadający aparat i wolny weekend. Olivia uścisnęła mnie szybko i krótko. Zaśmiała się szczęśliwa prezentując szereg białych zębów. Nie byłam zbyt zadowolona z kontaktu fizycznego, ale jakoś to przeżyłam. Nawet lekko poklepałam ją po plecach. Kiedy puściła schowałam telefon i znów ubrałam rękawiczkę. Dla niej byłam po prostu pedantką, więc nie dziwiła się, że ciągle je noszę.  
- Wyślę Ci wszystkie informację esemesem, okej? - zapytała otwierając szafkę i też szukając ubrania na zmianę. 
Też najwidoczniej kończyła zaraz pracę. Pokiwałam głową, potwierdzając, że to bardzo dobry pomysł. Ruszyłam w kierunku wyjścia. 
- Do zobaczenia! - zawołała za mną.
Zerknęłam na nią przez ramię, kiedy byłam już w drzwiach. 
- Pa - odparłam tylko i ruszyłam na tramwaj. 

Sobota, godz. 2:54

Statyw, tak samo jak dwa obiektywy. Torbę z aparatem miałam zawieszoną przez ramię. Czekałam aż facet, który miał mnie odwieść powkłada do bagażnika wszystkie graty. Tak to jest jak za DJa bierzesz swoich znajomych i rodzinę, zawsze potraktują cię po macoszemu. Dylan, bo tak miał na imię, był bratem pana młodego i zapowiedział mu, że może zostać jedynie do trzeciej, bo następnego dnia ma kolejne wesele. W każdym razie tym sposobem, że przejeżdża koło mojego mieszkania jadąc do domu miał mnie podwieźć. Dzięki Olivii za to, że nie musiałam tam ślęczeć do rana. Od godziny nie było czego fotografować, a zdecydowanie zabawa była dla mnie zbyt drętwa. 
Siedziałam na bagażniku obserwując jak mężczyzna wynosi głośniki z lokalu. Chyba był to jedyny jego sprzęt, jednak były aż cztery i potrzebował w tym pomocy brata. Wstałam dopiero, kiedy wynieśli wszystkie na zewnątrz. Przesunęłam się, by panowie mogli w spokoju je zapakować. Olivia z tego co widziałam szalała na parkiecie z jednym z kuzynów Dylana. No własnie, to było śmieszne, że przez całą imprezę więcej z nim gadałam i znałam jego imię, a z panem młodym zamówiłem może dwa zdania, mimo że spędziliśmy razem dwie sesje. 
Przez podwójne drzwi lokalu wyszła Margaret w krótkiej, białej sukience z sporym dekoltem na plecach. Długą, balową suknię zdążyła zdjąć kilka godzin temu, w tej było jej o wiele lepiej. 
- Dziękujemy wam, że przyszliście - zapewniła. 
Uściskała najpierw Dylana później mnie. Nie spodobało mi się to zbytnio, jednak nie zaprotestowałam. Musiałam się zacząć do tego przyzwyczajać. Nie byłam wielkim gorylowatym facetem, tylko drobną i miłą dziewczyną. Było pewne, że ta czy inna osoba będzie chciała mnie wyściskać, jak robiła to już Olivia i Margaret. Odwzajemniłam uścisk. Zignorowałam niedobre przeczucie, które mówiło mi, że nie powinnam zbliżać się do zakochanych. Często potem działo się coś złego, ale może tym razem będzie jeden z tych dobrych dni? 
- Tak, bardzo dziękujemy pani za to, że była pani naszym fotografem - powiedział mąż Margaret, który nadal nie wiedziałam jak się nazywa. 
Może Simon? Chyba coś na "S". Tak przynajmniej mi się wydawało. Uścisnął hardo moją dłoń. Był zdecydowanie postawnym mężczyzną i tym różnił się od swojego brata. Zaraz później ja i Dylan wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku miasta. Chłopak puścił jakąś przyjemną stację, która puszczała pop, który aktualnie był modny i stukał palcami w kierownicę z wesołym uśmiechem. Zaparkował pod moim domem. 
- Może mógłbym wejść no wiesz... na kawę - zagaił, kiedy wyciągaliśmy moje rzeczy z bagażnika. 
Zachichotałam, a co mi tam, czasem mogłam sobie pozwolić na jakiś bardziej ludzki odruch, a jego słaby podryw mnie rozbawił. 
- Słyszałam, że się spieszysz - przypomniałam mu.
Wyciągnęłam klucze z kieszeni. 
- Bo się spieszę, ale no wiesz, gdyby tak, ten - nie do końca wiedział jak ugryźć temat. 
Pokręciłam głową rozbawiona. 
- Nie męcz się dalej. Nic z tego, jestem wykończona - przerwałam mu wchodząc do bloku.
Z tego, co zauważyłam stał chwilę niezadowolony pod budynkiem, a później dał się słyszeć ryk silnika i samochód odjechał. Wsiadłam do windy i wjechałam na swoje trzecie piętro. 
Westchnęłam zadowolona wchodząc do swojego mieszkania. Zamknęłam je za sobą na klucz i odłożyłam aparat i resztę sprzętu na miejsce, które było dla nich przeznaczone. Ściągając rękawiczki zauważyłam dziurę w jednej z nich, prawej. Przypomniałam sobie jak dotykałam nią Margaret i jej męża i byłam pewna, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Oj, nic dobrego. 


Kilka dni po opublikowaniu wiadomości o parze, która zjadła się żywcem
Wracałam z pracy do domu. Był już późny wieczór. Na niebie kłębiły się ciemne chmury wskazujące na to, że niedługo zacznie padać. Wysiadłam z tramwaju i ruszyłam szybkim krokiem do mieszkania. Olivia doniosła mi już o wszystkim. Nie lubiłam mediów, nie oglądałam telewizji, a na internecie jak i w gazetach nie czytałam wiadomości, więc ominęło mnie to o kilka dni. Moja przyjaciółka była naprawdę zdruzgotana tym, co zrobiła Margaret i jej mąż. W sumie to się jej nie dziwiłam. Było mi ich szkoda. Przez głupią nieuwagę zabiłam dwójkę ludzi i wcale mi się to nie podobało. Nie lubiłam o sobie myśleć w kategorii potwora, jednak tym razem to było najlepsze słowo, które to opisywało. Wiedziałam, że przy zakochanych powinnam się mieć szczególnie na baczności, bo na nich mogę mieć jeszcze gorszy wpływ, ale kompletnie to olałam i teraz były tego skutki. Zainfekowałam ich jeszcze w dniu wesela, później chęć ludzkiego mięsa wolno w nich narastała, aż postanowili spróbować. Oczywiście, jak to mają zakochani, postanowili zrobić to razem, a z braku innego mięsa, na sobie. Nie byłam podejrzana, jak i inny. W sumie to policja była przekonana, że byli oni w jakiejś sekcie. Nie był to pierwszy i zapewne nie ostatni raz, więc nie zamierałam się przez to zbytnio załamywać. Ot co, wypiję sobie jakieś tanie wino, obejrzę kilka filmów i pójdę spać. Humor od razu mi się poprawi. 
Otworzyłam wejście na klatkę schodową kluczem i weszłam do środka. Sprawdziłam czy nie ma do mnie żadnej poczty, jednak skrzynka była pusta. Było to dla mnie nieco dziwne, bo byłam święcie przekonana, że widziałam chłopaka od roznoszenia ulotek dziś rano. Może znowu mi się przywidziało. 
Zamierzałam wjechać windą, jednak była na niej naklejona karteczka z napisem "Awaria". Też nieco mnie to zdziwiło, bo jeszcze rano winda działała. Niezbyt się tym przejęłam i zaczęłam wspinać się schodami na górę. Rozmyślałam nad filmem, który obejrzę może w końcu obejrzę tak bardzo polecany film Ex machina z 2015? Nie wydawało mi się to głupim pomysłem. 
Nagle przystanęłam. Na schodach stał mały posążek przedstawiający małego kotka. Wzięłam go do ręki. Przysięgłabym, że mam podobny i wtedy właśnie jakby mnie olśniło.
Kilkoma susami wbiegłam na górę. Po drodze zgarniając jeszcze dwie figurki. Moje mieszkanie stało otwarte na oścież. 
- Co do...? - zapytałam sama siebie. 
Usłyszałam męski śmiech z bliżej nieokreślonego miejsca. Weszłam do mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Byłam nieziemsko wkurwiona już w drzwiach, a zaraz później się to spotęgowało, kiedy zobaczyłam, że część figurek leży roztrzaskana na ziemi. Reszty po prostu brakowało. Poczułam jak zalewa mnie krew. Pal licho te cholerne figurki, ale jak ktoś śmiał tu wejść? Przeszukałam po kolei wszystkie pomieszczenia, jednak nikogo nie znalazłam. Odstawiłam figurki, które zebrałam ze schodów na ich miejsce i poszłam po miotłę. Najpierw sprzątanie. Zdecydowanie najpierw musiałam posprzątać bałagan po tym kimś, potem przyjdzie czas na znalezienie tego frajera i odpowiednia rozmowa. 
Figurki, które były potłuczone szybko wylądowały w koszu. Te, które przyniosłam zdezynfekowałam podobnie jak półkę, w końcu skąd miałam wiedzieć, co włamywać z nimi robił? Oczywiście parę głupich żartów od razu wpadło mi do głowy, jak umaczanie ich w miejskiej toalecie, więc bez wyczyszczenia ich by się nie obeszło. Potem starałam się wyczuć kto to zrobił, jednak nie potrafiłam. Na pewno nie był człowiekiem. Znowu do moich uszu doleciał śmiech z bliżej niezdefiniowanego miejsca. 
- Pokaż się frajerze, albo idź uprzykrzać życie komuś innemu - rzuciłam w przestrzeń. 
Skoro ja go słyszałam on mnie także musiał. 

< Gabriel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2