wtorek, 18 lipca 2017

Od Scharel do Viktora

Zaznaczyłam białą zakładką w czerwono-czarne róże miejsce, gdzie przerwałam swoje czytanie. Przejechałam delikatnie palcami po stronach, jakby to była najdelikatniejsza rzecz na świecie. Powoli zamknęłam książkę zastanawiając się czy może nie przeczytać jeszcze kawałeczka, jeden rozdział. Nie skusiłam się. Czytanie mnie już powoli męczy, choć to czynność którą można powiedzieć, że lubię. Sięgam po nią praktycznie codziennie. A może po prostu taka kolej rzeczy? Bardzo możliwe. Może i nie jestem już człowiekiem, lecz nadal istotą, która żyje w tym świecie. Jedyne co mi przyszło po śmierci, to nadprzyrodzone moce.
Odłożyłam książkę na okrągły, mały stoliczek. Oparłam policzek o pięść prawej ręki pozwalając włosom zasłonić trochę twarzy. Powieść przygodowa była nudna jak flaki z olejem. Nie rozumiem co mnie podkusiło, aby sięgnąć po coś z tego gatunku. Zwłaszcza autorstwa Henryka Sienkiewicza. Nienawidzę tego typa i jego stylu pisania. Prawdopodobnie problem leży w tym, że niezbyt przepadam za tym rodzajem książek. Jednak jeśli coś się zaczęło, to trzeba skończyć. W końcu nigdzie mi się nie spieszy.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Wskazówki niedługo wybiją południe więc warto by się choć trochę zdrzemnąć. Ułożyłam się wygodniej na kanapie i odwrócona tyłem do jakiegokolwiek źródła światła, zapadłam w sen. Nie mam problemów ze snem, szczególnie w dzień. Również nie narzekam na sny, ponieważ nigdy ich nie pamiętam. Rzadkością stały się też koszmary, które nękały mnie przez pierwsze 100 lat. Nie pamiętam co spowodowało, że zniknęły ale najważniejsze, iż nie wracają.
Kiedy się obudziłam, ze zdziwieniem patrzyłam na trzecią po południu. Przeciągnęłam się z jękiem poruszając karkiem. Kości 'strzelały' co mnie bardzo usatysfakcjonowało. Wstałam z kanapy i zmierzając do kuchni by zrobić sobie kawę usłyszałam wibrację. Przystanęłam w progu a moje spojrzenie opadło na telefon komórkowy, którego wyświetlacz żywo pokazywał istotę dobijającą się do mnie. Zaskoczona podeszłam do stolika i odebrałam telefon zastanawiając się, czego ode mnie chce ten chłopak.
-Słucham? - odezwałam się do słuchawki.
-Scharel, kochanie, jest sprawa...- zaczął powoli przeciągając słowa.
-Żadne 'kochanie'. Przerabialiśmy ten temat - ucięłam ostro, ponieważ nie kojarzyło mi się to z czymś dobrym. Nawet jeśli określa mnie tym mianem ze względu na relacje jaki uważa, że nas łączą.
-Dobrze dobrze, nie krzycz. Chciałbym z tobą pogadać. Spotkajmy się przed restauracją... - chłopak podał namiary na miejsce spotkania i nie zdradzając o co konkretnie może chodzić, rozłączył się.
Westchnęłam ciężko, ponieważ to spotkanie mogło równać się z jego kolejnymi problemami życiowymi. Wyciągnęłam go z jednego gówna i z drugiego nie mam zamiaru.
Przyszykowałam się do wyjścia, ponieważ restauracja do której mnie zaprasza jest jedną z tych bardziej wyszukanych, a co za tym idzie, droższych. Chłopak mówił, że mam ładnie się ubrać czym mnie zirytował. Nie lubię chodzić w sukienkach ale żeby uniknąć nieprzyjemnych spojrzeń, poświęcę się i ją ubiorę. Niech się cieszy dzieciak. Ubrałam więc czarną, rozkloszowaną sukienkę, zapinaną z tyłu na zamek z rękawami 3/4. Nad butami nie miałam zbytniego wyboru więc włożyłam standardowo buty za kostkę wyglądające na nowe.

Po spotkaniu miałam ochotę zaszyć się w kącie i nie wychodzić z niego przez najbliższe kilka dni. Uświadomienie zakochanego chłopaka, że nie jest się zdolnym do takich uczuć przysporzyło mi sporo problemu. Zbyt bardzo zaangażowałam się w jego sprawę, albo to on jest głupi i naiwny. Powiedziałam mu o tym kim jestem, jaki jest mój cel, z jakimi problemami muszę się zmagać i o moim skazaniu na samotność. Nie był z tego zadowolony, chłopak czuł się rozczarowany takim obrotem spraw. Jednakże to nie wpłynęło na niego jakoś mocno. Prawdopodobnie pocieszał się, że o nie okłamałam i nie powiedziałam mu tego by się odczepił. Upierdliwe było tłumaczenie spraw związanych z moją rasą. Ostrzegłam go również, że jeśli mnie wyda to gorzko pożałuje. Lekko zdenerwowana szłam w niewiadomym kierunku. Nie wiem ile chodziłam, ale zapadł już zmrok. Odechciało mi się wszystkiego. Nagle dosyć mocno trąciłam kogoś barkiem. Zatrzymałam się i spojrzałam na ofiarę mojej nieuwagi. Posyłał mi złowrogie, pełne  nienawiści i pogardy spojrzenie.
-Przepraszam - powiedziałam schylając lekko głowę z zamiarem pójścia dalej.

(Viktor? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2